Światowit

Hans mieszka w dziewiętnastowiecznym bunkrze bramy wjazdowej Fortu Kościuszko. pamiętam, ceglany bunkier o wąskich oknach-strzelnicach niszczał zaniedbany jak większość austriackich fortów, więc Hans, tymczasowy nomad :> zeskuotował go i dotąd się w nim trzyma. mieszka bez prądu, jak eremita. będzie tak już kilka lat.
Hans jest rzeźbiarzem z „ideą fixe” stworzenia doskonałego pomnika Światowita, którego falliczny obelisk wyłowiono niegdyś z rzeki Zbrucz na Ukrainie, podobno, bo mogła to być archeologiczna mistyfikacja… ów charakterystyczny, segmentowy „oryginał” można obejrzeć w muzeum w Krakowie, pod Wawelem stoi jego kopia. Hans opowiedział mi jak zdejmował z niej formy potrzebne do rozpoczęcia prac nad własną wersją: zanim udał się na miejsce, sporządził ramki z rozrobioną, plastyczną gliną, a potem razem z pomocnikiem przebrał się w konserwatorskie kitle. reszta odbyła się bez zgody i zezwolenia, ale z wprawą i przekonaniem…
w wieloletniej już pracy nad obrazem słowiańskiego boga urodzaju Hans używał różnych materiałów. ostatnio lepi pomnik w glinie. kilka egzemplarzy wypalił w cegielni. jeden stał na dachu bunkra, lecz pewnej nocy ktoś go roztrzaskał, pewnie ktoś ze zbrojnego ramienia Radia Maryja…

wzgórze Lasoty

kopiec Kraka, usypany został w VII, VIII wieku. podczas badań archeologicznych w końcu lat trzydziestych, na jego szczycie odkryto korzenie dębu – w chwili ścięcia miał około trzystu lat. być może stało się to za sprawa św. Wojciecha. dokumentacja wykopalisk zaginęła podczas II wojny światowej.

trudno datować początek miejscowego osadnictwa, przebiegał tędy szlak handlowy na Węgry… z pobliskiego kamieniołomu w Średniowieczu pozyskiwano wapień pod budowę romańskich kościołów Krakowa, z pewnością także tego wzniesionego po sąsiedzku, pod patronem św. Benedykta, którego uroczystości imienne przypadają na równonoc wiosenną.
usytuowanie kościółka na wzgórzu w okolicy pogańskiego kopca wskazuje na misyjny cel fundacji, w jego murach zdaje się tkwić romańska rotunda. jej fundamenty z podkowiastą absydą i zarysem innej zagadkowej budowli datuje się na X/XI w. z nieznanych powodów rotundę rozebrano, a na jej miejscu wybudowano jednonawowy kościół, co związane jest przypuszczalnie z przejęciem wzgórza przez Awdańców, z których wywodził się Lasota…

najstarszy opis kościoła św. Benedykta pochodzi z 1748 roku. wtedy wewnątrz znajdowały się trzy drewniane ołtarze: główny poświęcony św. Mikołajowi miał kamienną mensę, pod nim znajdował się nieokreślony bliżej grobowiec; po lewej stronie znajdował się ołtarz św. Benedykta, po prawej zaś św. Scholastyki; żaden ołtarz nie był konsekrowany. w kościele nie przechowywano Najświętszego Sakramentu; spośród trzech okien tylko jedno miało żelazną kratę i szybę; mimo to w każdy piątek, poświadczają to przekazy z XVII, w kościele odbywały się nabożeństwa.
dokumenty wcześniejszej biskupiej wizytacji stwierdzają, że kościółek był niemal kompletnie zrujnowany już pod koniec XVI wieku.

[dalej]

Uwaga! Увага!

cyrylica jaka czasem zastępuje nasz alfabet łaciński, pojawia się w roli prostego do złamania szyfru. używam go z premedytacją: słowa nader istotne wymagają nieraz podkreślenia, nawet przez zaciemnienie.

doktor O.

   fragment pornoPolki

   ♫ z radyjka dobiega głos spikera…
   — …w księgarniach zwały Gnoju, na papieskim stolcu „obwoźne sadomacho”, w sejmie trwają przesłuchania, a eurodeputowani z ligi PRL pikietują zagony Bruxeli.
   — przełącz to. aczkolwiek miesza się we wszystko, pierdolę politykę i w dupie mam wielkie miasta. z okazji reportażu o mniejszościach religijnych w Polsce, odwiedziłem kiedyś beskidzką Wisłę, tę samą z któ®ej pochodzi pisarz od cudzołożnic i sko©zek Małysz. było to jedno z moich ostatnich dziennikarskich zleceń. wracając na dworzec po robocie, zmęczony, przystanąłem na skwerku obok głazu z tablicą dedykowaną panu O… nazwisko wyryte pod odlanym wizerunkiem nie było mi znane, ale miejsce spokojne, więc zajarałem, a dymem chuchnąłem tablicy w twarz. zrobiłem to pod wpływem poniekąd szczytnej pobudki: «takiś zamurowany, niech ci lżej», lecz wtem mosiężne usta ożyły na mgnienie oka i wykrzywił je grymas – tętno walnęło mi w głowę, na szczęście rozeszło się po kościach.
   — coś takiego w filmach może, ale naprawdę raczej się nie zdarza.
   — właśnie. minął tydzień, aż niespodzianie, w empiku, pewien nieznajomy podał mi książkę.
   — przejrzyj to – powiedział i odszedł. był to leksykon Śląska Cieszyńskiego…
   — dziwne, po co mi to? – zważyłem książkę w dłoni i przypomnieli mi się protestanci, Wisła i pamiątkowy głaz… leksykon sam otwarł się na okrągłej literze. pod jednym z haseł przeczytałem, że pan O to kultysta, parapsycholog i mistrz od mediów, który poza hipnozą zajmował się telewizją i należy do jej prekursorów. jako deklarowany pozytywista występował przeciw nihilistom, posiadł też rozległe koneksje. sądząc po zwycięskich losach na loterii, miał gigantyczne wpływy. tak wzbogacony rozszerzył swoje badania. w tym celu wzniósł w Wiśle pierwszą willę.
   — gościł w niej niejaki pisarz.
   — był to Prus.
   — pod wpływem niejasnej podniety postanowiłem ukraść leksykon. mozolnie udało mi się oderwać prawie całą wlepkę, niestety na koniec naddarłem stronę.
   — usłyszałam rozdzierany papier – nakryła mnie dziewczyna – odwróciłam się i zobaczyłam tego pana. trzymał w ręce książkę, w drugiej wyrwanego czipa. spojrzał na mnie i…
   — spokojnie odłożyłem leksykon na regał, czym nieźle namieszałem. zamiast książki miałem ALARM: dosłownie parzył mnie w dłoń. na szczęście dziewczyna musiała upewnić się, własny palec wsadzić w «ranę» i gdy kartkowała odstawiony leksykon, wrzuciłem «problem» pod najbliższy regał.
   — pan ukradł czipa – krzyknęła za mną już bez wątpienia – niby po co? – zbiłem ją z tropu, wyśmiałem i udało mi się wyjść.

Магдалена

powracam do notki sprzed kilku dni dotyczącej wzgórza Lasoty… na zamieszczonym w niej zdjęciu kościoła Benedykta cień krzyża pada na drzwi. w ich wnęce na ścianie powyżej prawego ramienia, a obok głowy cienia, wmurowana jest tablica. niełatwo ją odczytać, litery kute w kamieniu są częściowo zatarte. co widać, a raczej czego nie, poniżej…

Tu leży ciało Sła wetney Магдалены Леровей obywatel ki tuteyszey D 18 paźd R P 1783 zmarłey a D 21 tegoż miesiąca w tey kaplicy Pochowaney pro si przechodzących o Po zdrowienie Anielskie

kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tablicę, od natychmiast coś mnie w niej zaciekawiło. doczytałem się nazwiska sławetnie Pochowanej… zastanowiło mnie kim była obywatelka tutejsza, co robiła, że zasłużyła na taki los? dlaczego nie została pogrzebana na pobliskim starym cmentarzu podgórskim? kościółek, o którym wtedy nic jeszcze nie wiedziałem, stoi nad urwiskiem. być może widok tego miejsca, jak na pobliskie miasto niezwykle urokliwego, spowodował że będąc jeszcze tam, przy zamkniętych drzwiach, a może nawet wodząc palcem po zatartych literach wyobraziłem sobie ową Sławetną Obywatelkę albo raczej ona sama mi się zwizualizowała w sposób nader realny, chociaż ujęta w konwencję romantyczną, jako nieprzeciętnej urody młódka w białej sukni rozwianej porywem wichury, rzucająca się z urwiska prosto w przepaść, na niechybną śmierć. powód? złamane serce rzecz jasna z miłości… :> w tamtych czasach nawet szlachetnie urodzona samobójczyni /z pochodzenia Rosjanka?/ nie mogła zostać przyzwoicie pochowana, więc… uczyniono jak przystało: spoczęła poza murami cmentarza, w miejscu tragicznego wydarzenia, a nawrócony kochanek, chcąc odkupić swą winę, wybudował na jej grobie Pański przybytek…
+
tak mniej więcej brzmiała pierwsza, urojona w mej głowie wersja wydarzeń. podkreślam, nie wiedziałem jeszcze wtedy nic o miejscu ani o czasie. postanowiłem jednak to sprawdzić, zwłaszcza że wizja spadającej z urwiska dziewicy nie dawała o sobie zapomnieć.

wkrótce, przy okazji dociekań nad tożsamością bohaterki poznałem kawałek miejscowej historii. data śmierci Леровей stanowi niezłe kontekstowe odniesienie. w roku 1783 było po pierwszym rozbiorze Polski. wzgórze Lasoty, na którym wzniesiony został kościółek, jak cała okolica na południe od Wisły, należała do Królestwa Galicji i Lodomerii wchodzącego w skład cesarstwa Austriackiego. a więc obywatelka tutejsza znaczyło coś innego niż by się zdawało: Лерова była poddaną Marii Teresy, a nie Stanisława Augusta, zatem jej życie jak i pozostałych „sławetnych” mieszkańców ciążyło raczej z stronę Wiednia, tak jak cała „światła” Europa zorientowana była wtedy na Paryż, ówczesne centrum wysokiej kultury… Лерова w domu mówiła pewnie po francusku… były to czasy przejścia od baroku do klasycyzmu, czasy naiwnego racjonalizmu, obsesyjnych prób zapanowania nad chaosem przyrody [geometryczne ogrody], wtłoczenia świata w ramy porządku i harmonii, czemu przeciwstawiało się na zasadzie uzupełnienia moralne rozprzężenie epoki. być może myliłem się widząc Леровъа jako romantyczną kochankę. w jej czasach panowały inne obyczaje: swojski brud pod wykwintnymi tkaninami, wszy pod perukami i bezpruderyjny seks… na ile uległo tym wzorcom pogranicze austriacko-polskie? – nie wiadomo, na pewno prowincja jest zawsze o wiele bardziej zachowawcza, zwłaszcza biedna prowincja /przysłowiowe Królestwo Lodomerii – Głodomerii/ gdzie dawne instytucje społeczne trwały nienaruszone: szlachta była szlachtą, a chłopi chłopami, pół-niewolnikami… w tym dziwacznym układzie pobliski Kraków zachował swoje przywileje, do których dodać można sąsiedztwo granicy dwóch imperiów – to sprawiło, że stał się europejskim centrum kontrabandy. jaki w tym procederze udział mieli Żydzi? w czasach Леровей szerzyła się wśród nich chasydzka herezja, a Kazimierz, ich getto, był wtedy jeszcze wyspą… + w ten sposób można by dalej rekonstruować okoliczności życia i śmierci Sławetnej. poprzestanę na tym, że osobiście dowiedziałem się znacznie więcej, i zajęło mi to sporo czasu. próby zdobycia jakichkolwiek bezpośrednich informacji o bohaterce spełzły na niczym, aż znalazłem się na imprezie u Wiedka. pod wpływem alkoholu rozwiązał mi się język i powiedziałem mu, czym się właśnie zajmuję, czyli fantastycznie rekonstruowaną /zgodnie z borgesową metodą/ historią życia i tragicznej śmierci… nie zdążyłem dokończyć.
— a… to ty nie znasz legendy – przerwał mi i dolał wódki.
— jakiej legendy? – zapytałem po chwili wahania, bo poczułem skurcz w żołądku.
— jakiej? – zachichotał pijaniuteńki – słynnej legendy o Czarnej Dziewicy…

[dalej]

legenda

dawno, dawno temu mieszkała na Krzemionkach okrutna dziedziczka. była samotną bezdzietną Panią, ostatnią w rodzie. wszyscy jej poddani cierpieli srodze pod jej rządami i bardzo się jej bali, i pewnie z cicha przeklinali. nikt ze służby nie miał dostępu do jej komnat, więc kiedy pewnego razu o świcie nie pojawiła się jak zwykle na ganku swego dworu, nie było śmiałka, który wszedłby i sprawdził co się stało… z każdym kolejnym rankiem i każdym wieczorem jej nieobecność nabierała powagi faktu witanego z ulgą przez styranizowanych. zła Pani odeszła. zniknęła. czarci ją wreszcie wzięli… lecz trzeciego dnia, a raczej nocy, stała się tragedia. w okrutny sposób zamordowany został pewien ślubny młodzieniec, jego ciało strasznie okaleczone, bez głowy, znaleziono porzucone w nadrzecznych szuwarach. po tej zbrodni na ludzi padł blady strach, tym gorszy, iż potęgowany serią kolejnych, równie bestialskich mordów. wtedy ktoś przypomniał o złej pani, o Czarnej Dziewicy jak ją zwano, i o radości z jaką powitano plotkę o jej śmierci. czy na pewno umarła? co się stało z jej ciałem? czemu nikt się nim nie zajął? wtedy rozjuszony tłum uzbrojony w płonące żagwie ruszył w stronę opuszczonego dworu; ogień zajął się nim chętnie i spalił go doszczętnie… lecz czerwony kur nie załatwił sprawy, choć mordy w istocie najsampierw /ładnie po staropolsku ;>/ ustały… kolejne bezgłowe ciało młodziana znaleziono w przednoc letniego przesilenia. wówczas, by usidlić ostatecznie złe moce i związać je znakiem krzyża, na zgliszczach dworu złożono kamień węgielny pod mający na nim stanąć kościółek…
+
usłyszałem tę legendę na wódczanej imprezie z ust Wiedka, przyznaję, wysłuchałem jej i wytrzeźwiałem, bo późno się zrobiło i wracać musiałem, a tam w mroku za drzwiami czekała mnie długa droga przez opustoszałe przedmieścia. na myśl o tym przeszył mnie dreszcz.
— podobno – pijaniuteńki Wiedek ciągnął dalej – Czarna Dziewica budzi się właśnie w noc Świętojańską i wychodzi by zapolować na ładnych chłopców… – czknął i zachichotał. – ale to tylko legenda. nie martw się, Beno – pogładził mnie familiarnie po udzie. – byłem tam w nocy, pod kościółkiem z chłopcem i nic.… NIC się nie stało. tylko legenda…
— o курва – pomyślałem – legenda…

[dalej]

de profundis