apolonia

    pocztówka dźwiękowa - Sława Ścianka

Get the Flash Player to see the wordTube Media Player.
zdjęcie

zagrożony… cz.3 – podsumowanie

przyleciałem do Krakowa pełen zapału :> i dobrych chęci, którymi jak wiadomo „piekło jest wybrukowane”.
z lotniska odebrał mnie Maciek i przywiózł do domu, gdzie czekała na nas Jowita z zupą ogórkową, za którą w Genui niesamowicie się stęskniłem :>
zupa była pyszna. dolałem sobie kilka razy, w międzyczasie nagrywając na dyktafon rozmowę:

Get the Flash Player to see the wordTube Media Player.

rozmowa dotyczyła, zgodnie z planem, „zagrożonego gatunku” i… nie spodziewałem się, że tak szybko, w zasadzie natychmiastowo zostanie poruszone „głębszy” sens projektu :> nawet nie zdążyłem porządnie zacząć, a już Maciek posumował kwestię słowami Tiziano Terzianiego, że świat nie może nie być zagrożony, jeżeli królową nauk stała się ekonomia… ekonomia kanalia, bravo! stąd przecież wziął się tytuł… nie wiem jaki był to znak. dobry? znaczy, że nie zaproponowałem niczego nowego, że proponuję raczej sprawę oczywistą, ale czy to źle?
+
był pierwszy dzień świąt wielkanocnych. wieczorem udałem się do Psa, by przypomnieć sobie miejsce i obejrzeć miejsce wystawy, i chociaż było niewielu gości, udało mi się upić i wypalić przy tym za dużo papierosów. następnego dnia miałem katza i ubyło mi energii, lecz wieczorem znowu znalazłem się w Psie, tego wymagał projekt :> i… znowu oczywiście się upiłem, bo jak inaczej, przecież w Psie nie można siedzieć na trzeźwo. mimo to miałem na tyle zapału, że nagrałem jeszcze jedną ciekawą rozmowę:

Get the Flash Player to see the wordTube Media Player.

elokwencja Tekli rozwiała wszelkie moje wątpliwości w kwestii „ukrytego” sensu projektu – świadomość choroby na profit /ekonomia kanalia/ i jej symptomów jest wyraźnie obecna, a pogłębiający się kryzys finansowy tylko uwydatnił jej skutki… poza tym, w tej krótkiej rozmowie na uwagę zasługuje również wypowiedź Wodza, a zwłaszcza zdanie, że zagraża mu alkohol. było to stwierdzenie prorocze. kilka dni później Wodzu został aresztowany na Plantach za jazdę na składaku pod wpływem, by po tygodniu zostać w podobnych okolicznościach pobity przez kiboli, lecz zdanie to można, a nawet powinno rozumieć się szerzej, nie tylko w kontekście osobistych „przygód” Wodza. alkohol zagraża ludziom w ogóle :> a zwłaszcza ich zamiarom i wszelkim projektom, które pod jego wpływem zostają przegadane „od rzeczy”, by potem na wątłym katzu pozostać skromne, ciche i niezrealizowane, aczkolwiek… „zagrożony gatunek” napotkał dodatkowe trudności. okazało się bowiem, że odbitki /miały być gotowe na mój przyjazd/ gotowe nie są i nawet dokładnie nie wiadomo kiedy będą, czyli zaczęło się znane dobrze wszystkim organizacyjne zamieszanie, które pochłonęło sporo mej nadwątlonej /patrz wyżej/ energii. w efekcie wystawa wyszła jak na zdjęciach Jowity – nieostra i niewyraźna :>

szkoda, wielka szkoda, że nie udało się zorganizować pokazu slajdów. może wtedy projekt został by „zauważony” :> niestety najpierw ujawnił się brak kabli, więc nie udało się zrobić próby przed wernisażem :> a na wernisaż nie udało mi się dojechać, bo zepsuł mi się samochód – taka przynajmniej brzmi wersja oficjalna wydarzeń.
+
po zamknięciu krakowskiej odsłony projekt „Zagrożony gatunek” nabrał innego, niespodziewanego, wymiaru. faktem jest, o czym dotąd nie wspomniałem, że miałem zamiar relacjonować jego przebieg na bocznicy, lecz będąc w Krakowie nie udało mi się zamieścić ani jednej notki, nie mówiąc o jakimkolwiek podsumowaniu.
robię to dopiero teraz, prawie dwa miesiące po powrocie do Genui, bo wcześniej trudno mi było odnieść się do tego co zaszło, do tej porażki :> aż uświadomiłem sobie, że niezakończony projekt zaczyna mi zagrażać, gdyż dopóki wisi jego zapowiedź na stronie, nie potrafię zabrać się za nic nowego. dlatego kończę, choć nie znaczy to, że nie wrócę jeszcze do tematu :>

żagle

Magdalenka

w słońcu na schodach przy fontannie. zapaliłem papierosa. patrzyłem na przechodniów… spojrzałem w lewo: coś mi umknęło więc :> zaciągnąłem się i spojrzałem w prawo. puściłem chmurę, poleciała z wiatrem i się rozwiała. znowu spojrzałem w lewo i strząsnąłem popiół, a kiedy z kolei spojrzałem w prawo, wytrzeszczyłem gały. na stopniu tuż przy mnie siedziała dziewczynka, siedziała jakby ze mną; blondynka, cztery, pięć lat, uśmiechnięta. zadowolona.
skąd się wzięła? – myślę i patrzę wokół. poza przechodniami nikogo, żadnej mamy…
siedzimy tak sobie obok siebie chwilę. dopalam papierosa i pytam: jak masz na imię? a ona… zdziwiona?
— jak masz na imię – powtarzam i słyszę: I don’t speak polish.
so… zapytałem ją: what’s your name, where is your mom… a wtedy zjawił się chyba jej starszy opiekun. nie wiem skąd. odbiegli razem. nieważne dokąd.
— polowanie na pedofila? sziwalingam

gwizdek profilaktyczny

— co to jest? gwizdek?
— nie… ustnik. do alkomatu.
— do alkomatu?? jakaś profilaktyka?
— raczej prewencja :> wracam wczoraj na rowerze, od Maćka, pedałuję, zawijasami unikam wybojów, bo Długa dziurawa jak przystoi, a tu z nadjeżdżającego z naprzeciwka radiowozu macha mi gliniarz przez okno, bym się zatrzymał. zsiadam z roweru, przechodzę na drugą stronę ulicy i pytam: o co chodzi? lecz gdy mnie zobaczył z bliska, ten drugi, młodszy, bo byli jak zwykle w dwójkę, to jakoś niepewnie zareagował: dokumenty… więc daję mu dowód, a wtedy podchodzi ten co mi zamachał. przedstawia się i mówi: kontrola trzeźwości.

— jejku, jejku – odpowiadam i robię rachunek sumienia, czy aby czegoś nie piłem? Maciek proponował gruszkówkę, ale była pusta, jak się nie mylę… widząc moje rozważania, gliniarz najzwyklej i bezczelnie się ucieszył… podał mi świeży, zapakowany w folijkę ustnik, kazał wyjąć, założyć cieńszym końcem do nadstawionej elektronicznej trąbki…
— trąbki?:>
— trąbki, trąbki, która trąbi jak odpustowa zabawka :> niby normalka, a jednak trochę to poniżające, tak znienacka dmuchać w alkomat na pełnej ludzi ulicy.
— i co?
— i nic. zero przecinek zero zero – pokazał mi wynik na wyświetlaczu…
— i w nagrodę, że byłeś trzeźwy oddał ci ustnik ?:>
— …wyszedł z tego niezły prezent :> jutro mam imieniny :>
— aaa, czyli było to jednak działanie profilaktyczne.

zwrotnica na bocznicę

w tym miejscu niejeden się wykoleił :)

świętej pamięci

dzisiaj em obchodzi urodziny… nie ma się z czego cieszyć, bo wczoraj kot mu się zabił. spadł z balkonu na bruk i nie przeżył. w ten sposób zapowiedziana impreza zmienia się w stypę po Pędzlu, bo takie kot nosił imię.
młody był jeszcze, miał pół roku? ładny: niebieskie oczy, czarny aż się świecił, z białym koniuszkiem ogona :) stąd Pędzel; a jaki spryciarz: reagował na imię, przychodził na zawołanie.
lubiliśmy się. poznawał mnie. nauczyłem go zabawy ze sznurówką /jeżdżąc na rowerze mam nią obwiązaną nogawkę, by nie wplątała się w łańcuch/. po wejściu do mieszkania zdejmowałem ją i doczepiałem do niej szeleszczący papierek po cukierku. wabiłem nań kota… a koty to lubią, zwłaszcza młode :> chociaż stare też nie gardzą. mimo że zima i na rowerze nie jeżdżę, przed dwoma, trzema dniami zaledwie obiecałem Pędzlowi, że następnym razem odwiążę nogawkę, i co?:( …i już się z nim nie zabawię.
+
z tej smutnej okazji jego tragicznej śmierci składam em & jot kondolencje łącząc się w zadumie. zaś nekrolog piszę bo w Twórczości zapowiedziany jest na czasie: BAR DO ŻYCIA. na zdrowie! w Karakowie to-czy się…