włm

ktoś wypłoszył szczura… nic nie ukradł. nie napił się nawet miodu; napoczęta butelka stała w szafce. zostawił niezamknięte na roścież okno i przymknięte na klamkę drzwi? tak, zamek dziwnie zgrzytnął przy otwieraniu, jakby przekręcony… wchodzę do stróżówki i spostrzegam, że coś jest nie w porządku. BARDZO nie w poRZądku. ktoś się włamał. курва. na stole odciśnięty but, na parapecie drugi. okno otwarte ewidentnie z zewnątrz: na parapecie ślady rękawiczek… курва курва. coś zginęło? szybkie oględziny – wydaje się że nic: radyjko, twardy dysk, rower, wszystko co cenne raczej zostało, chyba że nie pamiętam… o, nawet monet euro ze stołu nie zabrał? dziwne. pewnie ktoś go przepłoszył i uciekł. wyszedł скурвысын drzwiami. odkręcił trochę zamek i przymknął drzwi. dlatego zamek tak zgrzytnął.
dzwonię do administratora. powinien wiedzieć: mieszkanie nie moje, okno uszkodzone… da się wprawdzie zamknąć, ale widać że przez nie się włamali…
administrator kazał dzwonić na policję… taaa, w końcu od tego jest policja: od łapania złodziei.
najpierw przyjechało dwóch mundurowych, nawet dosyć szybko. wcześniej przez telefon zostałem poinformowany bym niczego nie dotykał – za późno :> w szoku na wejściu wszystko obmacałem, ślady starłem, dosłownie :> ten ślad buta ręką ze stołu…
Maciek stwierdził, że nie oglądam seriali kryminalnych, bo bym wiedział jak się zachować :> nie oglądam, telewizora nie mam. i dobrze że nie mam, pewnie by ukradli. teraz elektronika w cenie – podsumowali policjanci i zadzwonili na centralę po wytyczne. zameldowali że nic nie zginęło, że zatarłem ślady i w takim razie czy ma sens by przyjeżdżała ekipa dochodzeniowa…
mimo to przyjechali. na tych kolejnych, śledczych, musiałem dłużej czekać. też było ich dwóch. jeden z walizką w której przyniósł całkiem sporo różnych narzędzi: młotków, metrów, śrubokrętów; miał też aparat. obfotografował mi mieszkanie, porka mizeria, zebrał resztki śladów i zaczęli spisywać protokół, z dziesięć kartek do wypełnienia… ten starszy wyglądał bardziej fachowo :> z wąsem, młodszy, mógł być kumplem Roberta albo Gruzina z Pięknego Psa…
ten starszy miał mniej pisania. zapytał czym się zajmuję. dziennikarstwem – odpowiedziałem.
— w jakiej gazecie?
— w Przekroju.
— dobrze zarabiasz?
— …lepiej było gdy miałem etat. ale odkąd przenieśli Przekrój do Warszawy…
— do policji chodź – zaproponował. – są wolne etaty. jesteś dobry rocznik, nadajesz się. miałbyś stałą pensję i dużo do pisania – młodszy zaśmiał się nad wypełnianą ręcznie kartką.
potem starszy poradził mi, jak w prosty sposób zabezpieczyć okno.
— te plastiki są może i wygodne, energooszczędne, ale wejść przez nie łatwo. wystarczy śrubokręt i dziesięć sekund… a kradną teraz zwłaszcza laptopy…
я пиердоље! gdyby mi ukradli kompa, byłbym załatwiony. musiałbym zawiesić bocznicę. na szczęście miałem go ze sobą w podróży, i aparat też.
stąd opóźnienie. poprzedni tydzień zszedł mi na umacnianiu stróżówki :> montowałem blokady na okna i nowy zamek do drzwi. bałem się nie być w domu, a przecież trzeba czasem wyjść :>

postrzyżyny

„fryzjer aprioryczny 12” projekt A. C.

Atelier Hair Stylist, ulica Pędzichów 22

surogatka

wstęp

sytuacja przedstawiona chociaż oparta o konkretny przypadek, posiada wymiar ogólny. nazwałbym go: uniwersalno-prowincjonalnym :> oprócz kontekstu ewidentnej arcyplotki, w którym bardziej interesował mnie mechanizm jej działania, motywy i reakcje, niż kto z kim gdzie i kiedy… ciekawa jest też ewolucja światopoglądu dokonująca się w wyniku zmiany perspektywy z lokalnej na krajową /nie wspomnę o światowej czy orbitalnej :)/ lecz… najważniejsze w tym wszystkim, że opowiadanie Surogatka nie powstałoby, gdyby nie nagła śmierć Wodza :( i gdyby na stypie po nim, ktoś nie przypomniałby akcji, w której Wodzu odegrał przecież rolę… i zastanawiano się w gronie, jak było naprawdę? i każdy miał inną wersję, i każdy pamiętał inne szczegóły, aż wreszcie jeden zabrał głos, i rzekł: nieważne jak było, ważne jak zostanie w piosence…
i wtedy pomyślałem, że mogę napisać własną wersję.
zwłaszcza, że nie do końca wywiązałem się z zadania dla „wkręcającego” magazynu.
jednak miałem wątpliwości. natury moralnej. wodzu umarł i żeber mi nie połamie :> ale mogą oberwać inni.
— tym bym się nie przejmował - powiedział MLB, czym nieco mnie uspokoił. ruszając z lekka temat dodał - nie trzeba po nazwiskach :>
— a jeśli tak, aby w googlach nie można było znaleźć - kwituję.
było to w Pięknym Psie i nie siedzieliśmy przy barze.

2.

surogatka

— mocne. dobre – powiedział Krzysiek Żet sekretarz magazynu Śruba – …a gdybym zamówił u ciebie wywiad na ten temat?
— z Maleńkim?? to robota dla paparazzo!
— e tam zaraz Dolce Vita…
— no nie wiem… mógł by z tego wyjść nawet ciekawy tekst.
— też tak myślę. ekskluzywny wywiad rzeka. zrobiony przez ciebie, nie? ta sprawa tego wymaga. całe miasto o niej huczy.
— hm… okej. spróbuję, ale niczego nie gwarantuję…
— ma się rozumieć :> no to piątka.
— piątka i piwo :>
Krzysiek skinął głową i podał mi dłoń…
Śruba, w której był sekretarzem redakcji, i do której zgodziłem się zrobić wywiad z Maleńkim, była w owym czasie najciekawszym pismem miejskim, z gatunku tych bezpłatnych, rozpowszechnianych w lokalach i innych placówkach kulturalnych.* Śruba po prostu „wkręcała w miasto” :> warto było chociaż raz zamieścić w niej swój tekst, by móc się potem chwalić :> aczkolwiek… pracowałem wtedy dla Przekroju w dziale kulturalnym na etacie redaktora „od muzyki”. miałem pretekst przydatny w podejściu Maleńkiego, aczkolwiek musiałem zachować ostrożność, ponieważ podpisałem lojalkę, że bez zgody naczelnego nie będę publikował w innych periodykach… a naczelny Śruby nie lubił, więc nie było o co prosić, musiałem działać dyskretnie.
zadzwoniłem do Maleńkiego… przedstawiłem się i bardzo ogólnie wyjaśniłem w jakiej sprawie. zgodził się od razu – normalne – każdemu zarabiającemu na twórczości artyście zależy na promocji, więc umówiłem się z nim tak, by nikt nam nie przeszkadzał.
— u mnie w mieszkaniu przy ulicy T – zaproponował.
kiedy zjawiłem się na miejscu o kreślonej porze i kiedy zadzwoniłem do drzwi a on je otworzył, okazało się /zgodnie z przeczuciem jakie żywiłem/, że nie skojarzył z kim przyjdzie mu się spotkać; moje nazwisko i głos w słuchawce nic mu nie zdradziły :>
— to ty??? – zrobił minę…
— no. tak. ja – przywitałem się grzecznie i wszedłem.
nie miałem wątpliwości, że będzie ostro, jeśli poruszę temat. tym bardziej że Maleńki był niezwykle uprzejmy, nazbyt uprzejmy… gdzie się podziała jego przyprawiana z lekka arogancją duma tak charakterystyczna dla oficjalnych z nim kontaktów? ja przecież przyszedłem zrobić z nim wywiad! nie do wiary! on najprawdopodobniej przestraszył się, że zapytam o wiadomą akcję i to zbiło go z pantałyku… i dlatego zrobił taką minę, gdy otworzył drzwi. a ja? ja wiedziałem i też się bałem, że jeśli nieumiejętnie poruszę sprawę, to Maleńki mnie wyrzuci i z wywiadu będą nici… dlatego zacząłem zakusami: od kolejnego rozpadu czy też reaktywacji Homo Twist albo Püdelsów? o jakąś nową płytę? nieważne, pytałem o muzykę. potem zapytałem o powieść… to go zaskoczyło.
— skąd o niej wiesz?
— od twojego menedżera. miałem w ręce maszynopis… niezła rzecz – posłodziłem mu przed ostateczną kwestią i nie dysponując już żadnym unikiem, zadałem wreszcie PYTANIE… i stało się jasne, że odkąd otworzył drzwi i mnie wpuścił, tylko na nie czekał, bo poderwał się jakbym oblał go wrzątkiem i ze stojącego naprzeciw nas biurka wyszarpnął szufladę tak, że wypadła i wysypała się z niej zawartość, z której po chwili szperania wydobył dyskietkę i rzucił nią we mnie mówiąc podniesionym głosem: to MOJA ODPOWIEDŹ. ma być opublikowana!

* Śruba była magazynem w pełni krakowskim, w przeciwieństwie do podobnych i konkurencyjnych oddziałów warszawskiego City czy Aktivista

3.

surogatka

— przecież to nie o tym, o czym miało być – stwierdził Krzysiek Żet, gdy przyniosłem mu do redakcji gotowy tekst – …i jeszcze do tego jakiś wiersz?
— sorry… obiecałem. zresztą… jeśli ci się nie podoba, nie musisz… jednak…
jednak mimo uzasadnionych obiekcji wywiad pojawił się w następnym numerze Śruby, na szczęście przeszedł niezauważony… dzięki temu nie musiałem tłumaczyć się w Przekroju, a moja kariera paparazzo spełzła na niczym :>
afera kiblowa można powiedzieć, powoli i naturalnie wygasała, gdyby Maleńki od czasu do czasu nie odświeżał jej przy okazji koncertów, podśpiewując na bis :> specjalnie z tej okazji skomponowaną piosenkę, której słowa stanowiły ową rzuconą mi i opublikowaną odpowiedź… nie podobała mi się. brzmiała dla mnie cienko, bo pokazywała wyraźnie, że Maleńki nie wyciągnął z akcji pozytywnych wniosków.
było to co nieco żenujące. sądzę, że nie tylko dla mnie. każdy osobnik znający kontekst już za drugim razem musiał słuchać jej z niesmakiem, tym bardziej że piętnowane w niej były tzw. „twarze”, a więc: ja, ty, my :> nie oszukujmy się, że to jacyś bliżej nie znani oni, którzy plotką postanowili przytrzeć komuś nosa… w takiej sytuacji lepiej odpuścić, a nie obrażać się niczym Prezydent i z urażonej dumy, w rewanżu, obrażać pospołu wszystkich traktując jedną miarą.
w efekcie opisywanych wydarzeń Maleńki zniknął, uniósł się i przestał w ogóle bywać w karakowskich knajpach.

to już było

paski w Pauzie :> 2006-11-26 04:26 autor nieznany :>