Магдалена

powracam do notki sprzed kilku dni dotyczącej wzgórza Lasoty… na zamieszczonym w niej zdjęciu kościoła Benedykta cień krzyża pada na drzwi. w ich wnęce na ścianie powyżej prawego ramienia, a obok głowy cienia, wmurowana jest tablica. niełatwo ją odczytać, litery kute w kamieniu są częściowo zatarte. co widać, a raczej czego nie, poniżej…

Tu leży ciało Sła wetney Магдалены Леровей obywatel ki tuteyszey D 18 paźd R P 1783 zmarłey a D 21 tegoż miesiąca w tey kaplicy Pochowaney pro si przechodzących o Po zdrowienie Anielskie

kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tablicę, od natychmiast coś mnie w niej zaciekawiło. doczytałem się nazwiska sławetnie Pochowanej… zastanowiło mnie kim była obywatelka tutejsza, co robiła, że zasłużyła na taki los? dlaczego nie została pogrzebana na pobliskim starym cmentarzu podgórskim? kościółek, o którym wtedy nic jeszcze nie wiedziałem, stoi nad urwiskiem. być może widok tego miejsca, jak na pobliskie miasto niezwykle urokliwego, spowodował że będąc jeszcze tam, przy zamkniętych drzwiach, a może nawet wodząc palcem po zatartych literach wyobraziłem sobie ową Sławetną Obywatelkę albo raczej ona sama mi się zwizualizowała w sposób nader realny, chociaż ujęta w konwencję romantyczną, jako nieprzeciętnej urody młódka w białej sukni rozwianej porywem wichury, rzucająca się z urwiska prosto w przepaść, na niechybną śmierć. powód? złamane serce rzecz jasna z miłości… :> w tamtych czasach nawet szlachetnie urodzona samobójczyni /z pochodzenia Rosjanka?/ nie mogła zostać przyzwoicie pochowana, więc… uczyniono jak przystało: spoczęła poza murami cmentarza, w miejscu tragicznego wydarzenia, a nawrócony kochanek, chcąc odkupić swą winę, wybudował na jej grobie Pański przybytek…
+
tak mniej więcej brzmiała pierwsza, urojona w mej głowie wersja wydarzeń. podkreślam, nie wiedziałem jeszcze wtedy nic o miejscu ani o czasie. postanowiłem jednak to sprawdzić, zwłaszcza że wizja spadającej z urwiska dziewicy nie dawała o sobie zapomnieć.

wkrótce, przy okazji dociekań nad tożsamością bohaterki poznałem kawałek miejscowej historii. data śmierci Леровей stanowi niezłe kontekstowe odniesienie. w roku 1783 było po pierwszym rozbiorze Polski. wzgórze Lasoty, na którym wzniesiony został kościółek, jak cała okolica na południe od Wisły, należała do Królestwa Galicji i Lodomerii wchodzącego w skład cesarstwa Austriackiego. a więc obywatelka tutejsza znaczyło coś innego niż by się zdawało: Лерова była poddaną Marii Teresy, a nie Stanisława Augusta, zatem jej życie jak i pozostałych „sławetnych” mieszkańców ciążyło raczej z stronę Wiednia, tak jak cała „światła” Europa zorientowana była wtedy na Paryż, ówczesne centrum wysokiej kultury… Лерова w domu mówiła pewnie po francusku… były to czasy przejścia od baroku do klasycyzmu, czasy naiwnego racjonalizmu, obsesyjnych prób zapanowania nad chaosem przyrody [geometryczne ogrody], wtłoczenia świata w ramy porządku i harmonii, czemu przeciwstawiało się na zasadzie uzupełnienia moralne rozprzężenie epoki. być może myliłem się widząc Леровъа jako romantyczną kochankę. w jej czasach panowały inne obyczaje: swojski brud pod wykwintnymi tkaninami, wszy pod perukami i bezpruderyjny seks… na ile uległo tym wzorcom pogranicze austriacko-polskie? – nie wiadomo, na pewno prowincja jest zawsze o wiele bardziej zachowawcza, zwłaszcza biedna prowincja /przysłowiowe Królestwo Lodomerii – Głodomerii/ gdzie dawne instytucje społeczne trwały nienaruszone: szlachta była szlachtą, a chłopi chłopami, pół-niewolnikami… w tym dziwacznym układzie pobliski Kraków zachował swoje przywileje, do których dodać można sąsiedztwo granicy dwóch imperiów – to sprawiło, że stał się europejskim centrum kontrabandy. jaki w tym procederze udział mieli Żydzi? w czasach Леровей szerzyła się wśród nich chasydzka herezja, a Kazimierz, ich getto, był wtedy jeszcze wyspą… + w ten sposób można by dalej rekonstruować okoliczności życia i śmierci Sławetnej. poprzestanę na tym, że osobiście dowiedziałem się znacznie więcej, i zajęło mi to sporo czasu. próby zdobycia jakichkolwiek bezpośrednich informacji o bohaterce spełzły na niczym, aż znalazłem się na imprezie u Wiedka. pod wpływem alkoholu rozwiązał mi się język i powiedziałem mu, czym się właśnie zajmuję, czyli fantastycznie rekonstruowaną /zgodnie z borgesową metodą/ historią życia i tragicznej śmierci… nie zdążyłem dokończyć.
— a… to ty nie znasz legendy – przerwał mi i dolał wódki.
— jakiej legendy? – zapytałem po chwili wahania, bo poczułem skurcz w żołądku.
— jakiej? – zachichotał pijaniuteńki – słynnej legendy o Czarnej Dziewicy…

[dalej]

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react