ruiny w buszu

jesien autunno

jadalne kasztany. nie liście :> owoce

— świeżo upieczone smakują trochę jak orzechy, jak słodkie ziemniaki.
— chodzimy na nie na wzgórza pod zrujnowany fort napoleoński. łupiny są ostro najeżone.
— spadający owoc może skaleczyć do krwi… raz jednej dziewczynie nawbijało się kasztanów w dredy…
— poważnie?
— teraz boi się ich jak nietoperzy.

Wilk

jak zwykle od miesiąca każdy wikend w Barancolo, gdzie Abbi kupił dom /wspomniałem przy okazji modliszki/. kamienna chałupa została wzniesiona w 1864 roku, w Polsce dogorywali wtedy powstańcy styczniowi. partyzanci. podczas II wojny dolina Czikkiero stanowiła ich niezdobyte terytorium, regularne oddziały nie odważyły się zapuścić w głąb terenu kontrolowanego przez Czerwoną Brygadę, w której walczyli również Polacy.
- nie jesteś pierwszy w tej chałupie – powiedział stary miejscowy, gdy po pożarze piliśmy u niego wino. – podczas wojny bywał tu niejaki “Lupo”. Polak. zginął w czterdziestym czwartym przy wyzwalaniu Genui…

golnąłem głębokiego, by przegonić dreszcz jego nadnaturalnej obecności. “Lupo” /Wilk/ był w pobliżu. niebezpieczny. wyprawił na tamten świat furę faszystów.
miecie respekt i odwagę, towarzysze.

tarasy

keyline :)

kawałek pruskiej stolicy

łańcuch i zimne, marmurowe, wypieszczone dłutem ciało.

all art has been contemporary

każda sztuka była kiedyś współczesna. ten cudny marmurowy zadek niżej, czy wyżej, sam nie wiem gdzie, też był kiedyś żywy.

współczesny kunst…

w towarzystwie trzech Włochów. mieszkamy w hostelu na Rosa Luxemburg Platz, w centrum byłego wschodniego Berlina. w oczekiwaniu na wydarzenia, które nas tu sprowadziły, kręcimy się po mieście piechotą albo z pomocą wygodnego metro. zwiedzamy muzea. dla mnie – przez ostatni miesiąc pracownika fizycznego to atrakcyjna forma kulturalnej “reanimacji”. na dobry początek, w berlińskim Gugenheimie obejrzałem wystawę Joseph Beuys & Matthew Barney /nie będę się w tym miejscu wysilał na historyka sztuki ani na jej krytyka. jeśli ktoś nie zna dokonań pierwszego Artysty proszę skorzystać z na p. wyszukiwarki google. zaś drugiemu, chyba nadal obecnemu mężowi Björk, wyświadczę tę przysługę, że założę linka na stronę poświęconą jego słynnemu cyklowi Cremaster
cóż. wystawa bardzo podniosła mnie na duchu, była bowiem niewątpliwie budowlana. instalacje /również elektryczne/ ciężkie rzeźby z topniejących materiałów izolacyjnych, w ogóle…

potem była wystawa sztuki współczesnej w Hamburger Bahnhof, starym dworcu kolejowym przerobionym na galerię. niezła przestrzeń, można Niemcom pozazdrościć, to nic bo czekała tam na mnie niespodzianka. otóż przed niezłą kolekcją obrazów Endiego Warhola zobaczyłem na ścianie płótno z wymalowanym nazwiskiem Rafała Bujnowskiego z krakowskiej Grupy Ładnie. przed laty, Rafał prowadził uliczną, bilbordową Galerię Otwartą zrobiłem z nim wtedy nieważny twórczy interes. teraz wisi w Berlinie za sprawą innego malarza, Zbigniewa Rogalskiego.

tryptyk Nietzsche, Schopenhauer, Kant, przyznaję. tak. podoba mi się i dobrze wygląda na ścianie w Berlinie.

a dalej była ogromna wystawa multimedialna: jenseits des kinos: die kunst der projektion /poza kino: sztuka projekcji/. napatrzyłem się do ostatka, aż zaczęli zamykać Bahnhof i reszta rzeczy musiała pozostać dosłownie na “do widzenia”. wychodząc wpadłem jeszcze na miły akcent: Benjamin. to ja, a poza mną jeszcze niemiecki filozof postmodernista i teoretyk sztuki. cała sala wyłożona była holograficznymi tablicami, na których mieniły się i przenikały wzajemnie jego słowa. krążyłem w pośpiechu wśród pojawiających się sensów i znikających znaczeń, by zdążyć na ostatni dzwonek. dostawałem od tego wszystkiego zawrotu głowy.
Berlin. Benjamin. Berlin. Benjamin. Berlin. Berlin. Berlin…