9. Mit szaleństwa

    z „Mitów naszego czasu” Umberto Galimbertiego

Szaleństwo przynależy naturze ludzkiej. Szaleństwo istnieje w nas i jest obecne tak samo jak rozum. Problem w tym, że społeczeństwo chcąc zwać się cywilizowanym, powinno zaakceptować w równym stopniu rozum jak i szaleństwo, zamiast tego angażuje naukę, psychiatrię, by przetłumaczyć szaleństwo w chorobę i w ten sposób je wyeliminować. Szpital psychiatryczny posiada w tym swój sens istnienia, który nie jest niczym innym jak pragnieniem zracjonalizowania irracjonalnego. Gdy ktoś zwariuje i trafi do szpitala psychiatrycznego przestaje być szalonym by zmienić się w chorego. Staje się racjonalnym na tyle na ile jest chorym.
   F. Basaglia, Konferencje brazylijskie (1979)

czytaj dalej »

9.1. Błędne drogi psychiatrii

    Mit szaleństwa z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

mity   Wiemy na pewno co to szaleństwo? A może krążymy po błędnych drogach i z trudem udaje nam się pojąć relacje zachodzące między tym co mówią nam diagnozy psychiatryczne, a tym w jaki sposób ktoś z nas staje się „szalonym”? Jak trafnie zauważył filozof Ian Hacking z Uniwersytetu w Toronto: „Nie znamy jeszcze jasnej zależności między wiedzą ekspertów a zachowaniem osób z problemami psychicznymi. Jest to sprawa do prześledzenia”.1
   Aby zagłębić się w problematykę możemy zacząć od pytania, na ile kultura czasu i miejsca wpływa na „chorobę umysłową”. Ogromnie. Wyobrażenie skali posiadają organicyści* za każdym razem, gdy próbują rozwikłać jakiekolwiek zaburzenie psychiczne w zagadkowej i mrocznej głębi naszego mózgu, obok nich zdają sobie z tego sprawę również nominaliści, odnoście których Kant, ponad dwa wieki temu wzmiankował: „Istnieje pewien rodzaj medyków, medyków umysłu utrzymujących, że odkryli nową chorobę za każdym razem, gdy wymyślą jakąś nową nazwę”.2
   Wiadomym jest, że choroba umysłowa potrzebuje ofiar i ekspertów. Tam gdzie są ofiary, a nie ma ekspertów – dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, tam gdzie są pacjenci a nie ma specjalistów – choroba nie jest rozpoznana, nie jest wyodrębniona, nie jest nawet zasygnalizowana. Weźmy za przykład tych, co opuszczają własny dom, by zatrzeć po sobie wszelki ślad. Osoby te są dotknięte realnymi zaburzeniami umysłowymi, czy też są ofiarami konceptualizacji psychiatrycznej, artefaktów kulturowych, objawów wyhodowanych przez specjalistów, imitacji albo prościej, żądaniami typowymi dla kultury, która chce ująć w kategoriach medycznych każdą niepokojącą drobnostkę sprawiającą problemy rodzicom, nauczycielom, pracodawcom albo jeszcze prościej kierowcom autobusów?
   Oto właśnie niektóre z rozważań, jakie Ian Hacking prowadzi na marginesie dziwnego przypadku Alberta Dadasa, urzędnika kompanii gazowej w Bordeaux, który pewnego pięknego dnia opuścił dom, pracę i dotychczasowe życie, by rozpocząć długą podróż najpierw do Algierii, potem do Moskwy a potem do Konstantynopola, w siedemdziesięciokilometrowych etapach dziennie przebytych pieszo, by w końcu zostać aresztowanym za włóczęgostwo i zamkniętym w więzieniu. Podróżował obsesyjnie, dziwacznie, bez dokumentów tożsamości i być może również bez tożsamości, a więc bez wiedzy kim był i dlaczego podróżował, ze znajomością tylko następnego etapu. W chwili powrotu nie posiadał najbledszej idei skąd pochodził, lecz pod wpływem hipnozy przeżywał ponownie każdy fragment swej podróży. czytaj dalej »

1). I. Hacking, Mad Travellers. Reflextions on the Reality of Transient Mental Illness (1998)
* psychiatrzy biologiczni próbujący wyjaśniać choroby psychiczne na podstawie zjawisk biologicznych, stąd psychiatria biologiczna… (przyp. tłum.)
2). I. Kant, Versuch über die Krankenheit des Kopfes (1764)

9.2. Szaleństwo oraz perypetie diagnoz psychiatrycznych

    Mit szaleństwa z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

   Kim są psychiatrzy? Są specjalistami od duszy (psyché) dbającymi o jej zdrowie (iatreía). Rzecz jasna, by leczyć duszę, należy ją wpierw poznać. Psychiatrzy czują się jednak zwolnieni ze znajomości indywidualnej duszy, gdyż wystarcza im poznać objawy choroby, które są zwykle zachowaniami nieprzystającymi do powszechnego mniemania na temat sposobu bycia i zachowania, i które na ile nieprzystające, na tyle winne być leczone.
   Lecz jaki jest w powszechnym mniemaniu sposób bycia i zachowania? To coś, co zmienia się z epoki na epokę i z regionu geograficznego na region geograficzny, dlatego to co jest normalne dla jakiegoś plemienia afrykańskiego, może być szalone dla mieszkańca Europy, tak samo jak to co jest normalne dzisiaj, mogło być rejestrowane wśród patologii zeszłego wieku. Weźmy na przykład masturbację. W osiemnastym i dziewiętnastym wieku istnieli lekarze wyspecjalizowani w „chorobach oddechowych i masturbacyjnych”, wśród nich Simon André David Tissot, który napisał książkę o chorobach umysłowych prowokowanych przez masturbację11 albo jemu współczesny Johann Georg Zimmermann,12 lekarz osobisty Fryderyka II Wielkiego, podzielający wszystkie teorie Tissota z jedną odmianą, mianowicie uważał on kobiecy samogwałt za o wiele cięższy w skutkach od tego męskiego.
   Zatem psychiatria przez długi okres poddawała się bardziej wymaganiom poprawności niż wiedzy, za każdym razem podciągając pod formę choroby wszystko to, co ustalony porządek społeczny nie akceptował. Niemniej, jak przypomina nam Franco Basalia, powinniśmy wiedzieć że:

Szaleństwo przynależy naturze ludzkiej. Szaleństwo istnieje w nas i jest obecne tak samo jak rozum. Problem w tym że społeczeństwo, by zwać się cywilizowanym, powinno zaakceptować w równym stopniu rozum jak i szaleństwo, zamiast tego angażuje naukę, psychiatrię, by przetłumaczyć szaleństwo w chorobę w celu wyeliminowania go. Szpital psychiatryczny posiada w tym swój sens istnienia, który nie jest niczym innym jak chęcią zracjonalizowania irracjonalnego. Gdy ktoś zwariuje i trafi do szpitala psychiatrycznego przestaje być szalonym by zmienić się w chorego. Staje się racjonalnym na tyle na ile jest chorym.13

   Szpitale psychiatryczne* są dzisiaj pozamykanie* (nie wiadomo do kiedy), a szaleńcy uwolnieni z rygoru psychiatrycznego zostali powierzeni kuracji biochemicznej. Być może do sukcesu prawa Basaglii, które umożliwiło likwidację domów wariatów, przyczynia się fakt, że zwolniono budynki publiczne a przemysłowi farmaceutycznemu zaoferowany został dyskretny biznes. Oczywiście nie jest temu winna psychiatria, gdyż psychiatria jest „iatrią”, jest opieką, leczeniem, nie jest wiedzą, nie jest „logią”. Psychiatria zna schizofrenię, dla której tworzy statystyczną listę objawów, lecz nie schizofrenika pozbawionego człowieczeństwa i zredukowanego do „przypadku chorobowego”. Już Jung, uczeń Eugena Bleulera, psychiatry który wprowadził termin „schizofrenia”, mówił: czytaj dalej »

11). S. A. D. Tissot, De l’onanisme. Sur les maladies porduites par la masturbation. (1760), Lousanne 1775.
12). J. G. Zimmermann, Warnung an Aeltern, Erzieher und Kinderfreude wegen der Selbstbefleckung, w G. Baldinger (pod redakcją), Neues Magazin für Aerzte, Leipzig 1779
13). F. Basaglia, Conferenze brasiliane (1979), Raffaello Cortina, Milano 2000
* W oryginale zawsze w tym miejscu pojawia się słowo manicomio, które można by przetłumaczyć jako kaftaniarnia – od kaftanu bezpieczeństwa. By uniknąć dziwacznego neologizmu, manicomio tłumaczę jako szpital psychiatryczny, bo trudno znaleźć lepsze słowo… Włoski słowo: manicomio posiada odcień domu wariatów, lecz nie jest tak jednoznacznie pejoratywne, wariatkowo jest zbyt komicznie, pozostaje chyba szpital psychiatryczny, chociaż w to niezupełnie to samo… Szpital brzmi zbyt czysto, przyjaźnie? Jeżeli masz lepszy pomysł, podpowiedz w komentarzu. (przyp. tłum.)
*we Włoszech szpitale psychiatryczne, w domyśle manicomia, tutaj bardziej domy wariatów (patrz poprzednia gwiazdka :) zostały pozamykane na początku lat osiemdziesiątych dzięki staraniom Franca Basaglii czołowego włoskiego przedstawiciela nurtu antypsychiatrii

9.3. Dylemat psychiatrii: nauka przyrodnicza czy nauka humanistyczna?

    Mit szaleństwa z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

Jeżeli gatunek ludzki przetrwa, obawiam się, że ludzie przyszłości patrzeć będą na naszą oświeconą epokę jak na prawdziwy wiek ciemności, prawdopodobne też, że bardziej od nas będą w stanie bawić się ironią sytuacji: będą z nas się śmiać. Będą widzieć wyraźnie, że to co nazywamy „schizofrenią”, jest jednym ze sposobów dzięki któremu, często poprzez jak najbardziej zwyczajne osoby, światło zaczynało przebłyskiwać w pęknięciach naszych ciasno spętanych umysłów.24

   Tak pisał Ronald Laing w Polityce doświadczenia, książce która spotkała się z dużym entuzjazmem w latach siedemdziesiątych, kiedy ruch antypsychiatrii zaczął rozważać korzyści płynące z likwidacji szpitali psychiatrycznych, uważanych za nadające się bardziej do wykluczenia niż leczenia. Obecnie szpital psychiatryczny,* instytucja przerośnięta, skomplikowana, problematyczna i kosztowna, zastąpiona została chemią, która podporządkowuje szaleństwo nie jakiejś otoczonej płotem budowli, lecz wnętrzu indywidualnej duszy. Zwariowani, aczkolwiek sami. I nade wszystko bez hałaśliwego pokrzykiwania oraz kłopotliwej dla wszystkich gestykulacji.
   Takim biologiczno-klasyfikującym tendencjom, jakim włoska psychiatria* ulega pod wpływem psychiatrii amerykańskiej, zdecydowanie przeciwstawia się Bruno Callieri; według niego coraz częściej odnosi się wrażenie, iż psychiatria nie jest już więcej nauką o zaburzeniach psychicznych, lecz nauką o naszych mechanizmach obronnych wobec tych zaburzeń.
   W niepohamowanej potrzebie określenia się jako nauka ścisła, na miarę nauk przyrodniczych, zamiast trzymać się poziomu nauk humanistycznych, jak wydawałoby się wymaga jej przedmiot,25 psychiatria nie widzi więcej człowieka lecz chorobę, podchodząc do przypadku z zachowaniem chłodnej neutralności i obiektywnego oddalenia, z oczami skierowanymi na symptomy w ich schematycznej kompozycji, pozostawiając w mrocznym niedookreśleniu owe zagęszczone węzły doświadczeń, które osiadają pod powierzchnią objawów.
   Tego rodzaju spojrzenie, obecnie dominujące, podtrzymywane z jednej strony przez przemysł farmaceutyczny, którego nie interesuje sens doświadczeń psychotycznych, z drugiej przez bojaźń społeczną i rodzinną, którą interesuje wyłącznie zredukowanie objawów będących źródłem niepokoju i troski, dla takiego rodzaju spojrzenia, zauważa Bruno Callieri, może istnieć tylko choroba, nie może zaś istnieć podmiotowość dająca znaki, których znaczenie zmienia się pod wpływem kontekstu otoczenia i jakości komunikacji międzyludzkiej.26 czytaj dalej »

24). R.D. Laing, The Politics of Experience (1967) wyd. polskie: Polityka doświadczenia. Rajski ptak, wydawnictwo KR, Warszawa 2005
* albo dom wariatów, przypominam, w oryginale manicomio co równa się czemuś pomiędzy szpitalem psychiatrycznym a domem wariatów:)
* i nie tylko włoska, polska ma prawdopodobnie podobne tendencje…
25). co do tego rozróżnienia patrz W. Dilthey, Einleitung in die Geistewissenschaften (1883)
26). B. Callieri, Lo psicopatologo clinico e la demitizzazione della nosologia, w A. Ballerini, B. Callieri (pod kierunkiem), Breviario di psicopatologia, Feltrinelli, Milano 1996

niewidoczna perfekcja

    fragment Zhuangzhou

diuk Ai z Lu zapytał Konfucjusza:
   — w Wei jest pewien okropny człowiek, zwany T’o Garbus. ludzie, którzy z nim żyją nie mogą się bez niego obejść i w dziesiątki idą kobiety, które na jego widok rozczarowały rodziców mówiąc: „wolę zostać jego konkubiną niż poślubić kogoś innego”. a to jeszcze nie koniec.
   — nikt nigdy nie stwierdził, by narzucał swoje opinie, raczej, że dostosowywał się harmonizując z innymi. nie jest księciem, który mógłby ratować ludzi od śmierci, nie ma wystarczająco pieniędzy, by napełniać innym brzuchy, a ponadto swoją brzydotą straszy świat dookoła. współgra, lecz nie narzuca swych idei, jego mądrość nie wykracza poza cztery granice królestwa, a mimo to kobiety i mężczyźni pragną jego obecności. bez wątpienia musi mieć coś, czego inni nie mają.
   — dlatego kazałem mu przybyć i zacząłem go obserwować: doprawdy swoją brzydotą straszył świat dookoła :) kazałem mu zamieszkać ze mną. po miesiącu miałem wyobrażenie jakim jest człowiekiem, a po roku obdarzyłem go zaufaniem. jako że państwo było bez pierwszego ministra, zaproponowałem mu tę funkcję. pozostał w ciszy, milczący, jakby chciał ją odrzucić. prawie go zamęczyłem. w końcu zgodził się. lecz wkrótce po tym, odszedł. odczułem to jak wielką stratę, jakby nie było przy mnie nikogo z kim mógłbym dzielić przyjemność rządzenia. kim był ten człowiek?
   — kiedy zostałem wysłany w misję do Ch’u – odpowiedział Konfucjusz – zdarzyło mi się zobaczyć prosiaki ssące sutki martwej matki. po pewnym czasie porzuciły ją jednak i uciekły wystraszone: zauważyły bowiem, że matka ich nie widzi i nie jest już taka jak dawniej. to co kochały w swojej matce nie było jej formą, lecz tym co ową formę porusza.
   — kto ginie w bitwie, nie zostaje pochowany ze swoim dobytkiem; ktoś komu amputowano stopy nie troszczy się o buty: w obu tych przypadkach nie istnieje powód by to robić. konkubiny syna Nieba nie malują sobie paznokci ani nie przekłuwają sobie uszu, natomiast, ta która idzie do ślubu, zajmuje się wyłącznie swoim zewnętrznym wyglądem i nie może być wzywana do wykonywania robót, ponieważ poprawianie formy wystarczająco ją zajmuje. na ile bardziej człowiek doskonalący się w cnocie!
   — tymczasem T’o Garbus nie mówi a jest szanowany, nie ma zasług, a jest kochany; doprowadził że król powierzył mu państwo bojąc się, że jego łaska zostanie odrzucona. najpewniej to człowiek, którego zdolności są doskonałe, a którego cnota nie wychodzi z formy.
   — co masz na myśli pod doskonałymi zdolnościami? – zapytał diuka Ai.
   — życie i śmierć, zniszczenie i przetrwanie, powodzenie i upadek, bogactwo i biedę, zasługę i niegodność, pochwałę i krytykę, głód i pragnienie, zimno i ciepło – owe wszystkie przemiany, realizacje niebiańskiego dekretu – powiedział Konfucjusz. – noc i dzień następują po sobie naocznie, lecz nasza mądrość nie jest w stanie wyodrębnić ich początku. tym bardziej przemiany nie mogą zakłócać naszej równowagi i nie wolno im zaprzątać naszego intelektu. czynić tak, by harmonia rosła z radością wszem i wobec, czynić tak, by noc i dzień nie natrafiały na przeszkody i tak, by wiosna towarzyszyła stworzeniom, znaczy czynić pokój i pozwalać mu żyć w sercu w zgodności z porami roku. oto co nazywam doskonałymi zdolnościami.
   — a co masz na myśli mówiąc o cnocie, która nie wychodzi z formy?
   — pomyśl o spokojnej wodzie w wielkim zbiorniku i weź ją za przykład. jeżeli jej nie poruszysz, nigdy się nie wzburzy. cnota jest kulturą doskonałej harmonii. stworzenia nie potrafią obyć się bez kogoś, kto posiada ową doskonałość niewychodzącą z formy.

„Mity naszego czasu” Umberto Galimbertiego

Mity osobiste:
1. Mit matczynej miłości
2. Mit tożsamości seksualnej
3. Mit młodości
4. Mit szczęścia
5. Mit inteligencji
6. Mit mody
7. Mit władzy ▼▲
8. Mit psychoterapii ▲▼
9. Mit szaleństwa ▲▼

Mity zbiorowe:
10. Mit techniki ▲▼
11. Mit nowych technologii ▲▼
12. Mit rynku ▼▲
13. Mit wzrostu ▼▲
14. Mit globalizacji
15. Mit terroryzmu
16. Mit wojny
17. Mit bezpieczeństwa
18. Mit rasy

1. Wzrost jako niekończący się proces
2. Samoograniczenie wzrostu i transformacja koncepcji pracy
3. Rynek intymności
4. Świat pracy i świat życia
5. Od ekonomii dla wzrostu do ekonomii dla człowieka