legenda

dawno, dawno temu mieszkała na Krzemionkach okrutna dziedziczka. była samotną bezdzietną Panią, ostatnią w rodzie. wszyscy jej poddani cierpieli srodze pod jej rządami i bardzo się jej bali, i pewnie z cicha przeklinali. nikt ze służby nie miał dostępu do jej komnat, więc kiedy pewnego razu o świcie nie pojawiła się jak zwykle na ganku swego dworu, nie było śmiałka, który wszedłby i sprawdził co się stało… z każdym kolejnym rankiem i każdym wieczorem jej nieobecność nabierała powagi faktu witanego z ulgą przez styranizowanych. zła Pani odeszła. zniknęła. czarci ją wreszcie wzięli… lecz trzeciego dnia, a raczej nocy, stała się tragedia. w okrutny sposób zamordowany został pewien ślubny młodzieniec, jego ciało strasznie okaleczone, bez głowy, znaleziono porzucone w nadrzecznych szuwarach. po tej zbrodni na ludzi padł blady strach, tym gorszy, iż potęgowany serią kolejnych, równie bestialskich mordów. wtedy ktoś przypomniał o złej pani, o Czarnej Dziewicy jak ją zwano, i o radości z jaką powitano plotkę o jej śmierci. czy na pewno umarła? co się stało z jej ciałem? czemu nikt się nim nie zajął? wtedy rozjuszony tłum uzbrojony w płonące żagwie ruszył w stronę opuszczonego dworu; ogień zajął się nim chętnie i spalił go doszczętnie… lecz czerwony kur nie załatwił sprawy, choć mordy w istocie najsampierw /ładnie po staropolsku ;>/ ustały… kolejne bezgłowe ciało młodziana znaleziono w przednoc letniego przesilenia. wówczas, by usidlić ostatecznie złe moce i związać je znakiem krzyża, na zgliszczach dworu złożono kamień węgielny pod mający na nim stanąć kościółek…
+
usłyszałem tę legendę na wódczanej imprezie z ust Wiedka, przyznaję, wysłuchałem jej i wytrzeźwiałem, bo późno się zrobiło i wracać musiałem, a tam w mroku za drzwiami czekała mnie długa droga przez opustoszałe przedmieścia. na myśl o tym przeszył mnie dreszcz.
— podobno – pijaniuteńki Wiedek ciągnął dalej – Czarna Dziewica budzi się właśnie w noc Świętojańską i wychodzi by zapolować na ładnych chłopców… – czknął i zachichotał. – ale to tylko legenda. nie martw się, Beno – pogładził mnie familiarnie po udzie. – byłem tam w nocy, pod kościółkiem z chłopcem i nic.… NIC się nie stało. tylko legenda…
— o курва – pomyślałem – legenda…

[dalej]

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react