duszne miasto

statek Nimfa

na rowerze na bulwarach, w pobliżu przystani wodnej policji. na przeciwko klasztor Panienek Zwierzynieckich, w tle kopiec Kościuszki. na rzece statek Nimfa: wspomnienie tamtego lata i rejsu…

pewnego dnia Kiwi wspólnie z Jamnikiem wpadli na pomysł zorganizowania rejsu z Krakowa do Gdańska, rejsu na wzór i na pamiątkę kultowego filmu. wyprawa miała być artystyczna i słynna na całą Polskę, początek i koniec każdego etapu uświetniały by koncerty, pierwszy huczny oczywiście na przystani w Krakowie kolejny w Sandomierzu, Kazimierzu, Warszawie? …jeśli na całą Polskę to w Warszawie pewnie też. nieważne, ponieważ istotą projektu był sam rejs: spływ statkiem po Wiśle :> Nimfą, która miała zostać w tym celu obsadzona załogą. warunkiem uczestnictwa było… podporządkowanie się kapitanowi i „głupiemu KO-wcowi”; ewentualne transfery wśród zaokrętowanych przewidziane były tylko i wyłącznie na przestankach, pierwszy w Sandomierzu.
spodobał mi się pomysł, tym bardziej że od razu dostałem miejsce w pierwszym składzie – miałem na koncie własną skromną realizację podobnego przedsięwzięcia, a więc również doświadczenia /patrz galeria pod zdjęciem/.
niestety projekt Kiwiego i Jamnika nie wypalił. podobno z powodu niskiego stanu wody w Wiśle. szkoda, bo miało SIĘ DZIAĆ na statku: przede wszystkim nuda, ponadto nuDA i wreszcie NUDA, a na nudę rzecz jasna :> dla tych nadmiernie zanudzonych przewidziana była atrakcja: koło ratunkowe za burtą… tzw. ośla rundka.
+
stoję na kamiennym murze nabrzeżnym w pobliżu mostu, za którym wznosi się Wzgórze. Święte Wzgórze. poniżej, przede mną płynie rzeka, a trochę na lewo, obok przystani kajaków jest ławka. kiedyś o świcie obierałem tam pomarańcze; eteryczny zapach rozpuszczał się wolno w wilgotnym powietrzu, a ptaki prześcigały się w trelach, lecz czy ktokolwiek je słyszał?
stoję na krawędzi i tonąc wzrokiem w mętnej wodzie spostrzegam, że nie wiem, w którą stronę zmierza. pod prąd, czy z prądem sunącego po jej powierzchni statku?
Nimfa. patrzę na nią jak płynie dostojnie i myślę: tak, Kiwi. Kiwi…
spotkałem go w Psie przy barze. powiedział, że odwiedził moją bocznicę.
— w porządku – mówi – tylko bracie za dużo tam ciebie, rozumiesz… musisz to zmienić i bardziej ogólnie…
…ok, dzięki ci bracie za opinię, lecz wiedz: zastanawiałem się nad tą sprawą wcześniej. przemyśliwałem ją wszerz i wzdłuż, i zdecydowałem że taką przyjmę formę, że pisał będę w pierwszej osobie, co nie znaczy, że piszę wyłącznie o sobie.
literatura rządzi się swoimi prawami, pisanie w pierwszej osobie nie jest niczym nowym, ta forma przeszła już do klasyki :> a ja wybrałem ją, ponieważ… ją lubię, ponieważ cenię ją za to, że jest bezpośrednia i przekonująca… bo co mam pisać? że jakiś pan popłynął? albo że jeśli się nie uspokoi to wkrótce popłynie? nie. ja piszę, ŻE PŁYNĘ! chyba, że… płyniemy? :>

am I wrong?

Walter Sobchak Security /szablon z filmu Wielki Lebowski/.

7.

bar do życia

zet: spoko. coś wymyślimy… najpierw chodź na Fakty.
…a fakty były takie, że zet nabił drugą lufkę :> …i po Faktach.

zet /wystukując popiół do popielniczki/: strzemiennego?
be: jak potoczy się w tym tempie, nie będzie pogrzebu.
zet: przesadzasz. co za problem? że trumna za ciasna?
be: poniesiesz kotkę za pazuchą?
zet: no…
be: a jak spotkamy sąsiadkę w windzie?
zet: a nie można jej w coś zawinąć? dawniej tak chowano biedaków… patrz! /wskazuje okno/ gdyby odciąć spód tych zasłon… niepotrzebnie sięgają podłogi. surowe białe płótno. tak je sobie wyobrażam.
be: co sobie wyobrażasz?
zet: prześcieradło w jakie został zawinięty Chrystus… widziałem kopię u Franciszkanów. właśnie na takim była drukowana… o! /kontynuuje wstając z kanapy/ tutaj odciąć poniżej parapetu. i dostajemy dwa metrowe kawałki. co ty na to?
be: …co na to raczej em?
zet: nawet się nie zorientuje… daj coś ostrego.
zawahałem się, ale fakty były takie, że było już po faktach… widząc moje niezdecydowanie zet sam sięgnął po nożyczki leżące na stole i zrobił nacięcie a potem drżącymi rączkami oderwał kawał pierwszej zasłony… przy drugiej nie udało mu się powtórzyć precyzji, rączki mu za bardzo latały, i w efekcie wyszło krzywo.
be: porka putana. jak to teraz wygląda!
zet: spoko. przewiesi się je i z góry wyrówna. mówię ci, em nic nie zauważy.
+
podał mi oderwane kawałki zasłon. poszliśmy do kuchni, gdzie na ręczniku… na RĘCZNIKU leżała martwa kotka.
be: jasny gwint. przecież można było zawinąć ją w ręcznik.
zet /zmieszany, wyciąga z kieszeni papierosy/: taki ładny ręcznik? szkoda by było.
be: a zasłon nie szkoda?
zet: za późno…
+
najwyraźniej poczucie winy sprawiło, że zet tak ochoczo zabrał się za zawijanie kota w szmaty. przyznać trzeba, zrobił to elegancko.
be: kształciłeś się w starożytnym Egipcie?
zet /myjąc ręce nad zlewem/: nie. w Arsenale Czartoryskich.
be: ta… kocie mumie, też tam widziałem.
zet /wycierając dłonie w szmatkę/: to co, idziemy? …idziemy zakopać kota w worku :>
be /powtarza ze śmiechem/: zakopać kota w worku. kota w worku…

kopałem w cieniu, pod drzewkiem głogu, tuż przy murze klasztoru Paulinów. zet stał obok. palił papierosa.
— patrz czy nie zbliża się policja albo straż jakaś – powiedziałem do niego i wbiłem łopatę w ziemię.
— myślisz, że nie wolno?
— w tym kraju i pod tymi rządami? na pewno nie wolno.
zet puścił z nosa kłęby dymu.
— kop tak by nie był za płytki.
— to znaczy – podniosłem wzrok – ile według ciebie powinien mieć koci grób?
— tyle, by pies nie odkopał – zet zaciągnął się jeszcze raz, po czym upuścił niedopałek i zdusił go butem.
— tyle starczy?
+
po złożeniu ciała do grobu wyjąłem z kieszeni kartkę i odczytałem z niej wynotowane z Księgi Genesis wersety, o tym jak Noe zbudował arkę i uratował zwierzęta przed potopem. zet przyświecał mi latarką.
— z prochu powstałaś i w proch się obrócisz – zakończyłem krótką ciszą, po której wziąłem łopatę i zacząłem zagarniać ziemię. wtedy zet przerwał milczenie. już w trakcie czytania czułem, że wzbierały w nim wątpliwości, ale odezwał się dopiero teraz.
zet: przesadziłeś.
be: a co? jako prawowierny katolik poczułeś się urażony? …że kota chowam ze Słowem Bożym?
zet: ładny fragment dobrałeś… dla zwierzaka. ale czemu po chrześcijańsku?
be: bo ty chrześcijanin jesteś. na pogrzebach czyta się żywym, nie umrzykom. a ona /be wskazuje grób/ słuchała wcześniej Tybetańskiej Księgi Umarłych.
zet: żarty sobie stroisz?
be: żadnych. nie widzisz gdzie jesteśmy? pod Skałką. pod sanktuarium. miejsce tego się domaga. SZACUNKU kolego. Miłosz tu za murem leży.
zet: on to był niedowiarek.
be /uklepując łopatą kurhanik/: on to był agnostyk… wobec śmierci przestaję wiedzieć, dlatego… diabłu też zapalam ogarek.
zet: okej. w takim razie zgodnie z tradycją chodźmy się napić…
be: nie ma zagrychy. jest tylko wódka.
zet: dobra.
be: dobra. czysta.
zet: ile?
be: flaszka.
zet: jedna?
be: a co? mało?

wytarłem szpadel o trawę i ruszyliśmy w stronę domu. nad rzekę nadciągnęła pierwsza w tym roku mgła.

duchy

szlachetna córko, zagarnia cię nie znająca spoczynku wichura karmana. pozbawiona jesteś sił, duch twój rozstał się już z ciałem, przeto unoszona jesteś na podobieństwo piórka niesionego przez wiatr, cwałujesz na rumaku wiatru, który miota tobą to tu to tam. gdybyś nawet tym wszystkim płaczącym powiedziała: jestem tutaj, nie płaczcie! – to i tak by nie usłyszeli. wtedy pomyślisz sobie: umarłam – i zawładnie tobą wielkie cierpienie. dlatego nie poddawaj się mu… TYBETAŃSKA KSIĘGA UMARŁYCH, Bar-do Życia

_

we love /pedofobia/

...pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie... suffer the little children to come unto me...

na Plantach, pod kurią biskupią i oknem papieskiem :> Cracow close to the pope's window