7.

bar do życia

zet: spoko. coś wymyślimy… najpierw chodź na Fakty.
…a fakty były takie, że zet nabił drugą lufkę :> …i po Faktach.

zet /wystukując popiół do popielniczki/: strzemiennego?
be: jak potoczy się w tym tempie, nie będzie pogrzebu.
zet: przesadzasz. co za problem? że trumna za ciasna?
be: poniesiesz kotkę za pazuchą?
zet: no…
be: a jak spotkamy sąsiadkę w windzie?
zet: a nie można jej w coś zawinąć? dawniej tak chowano biedaków… patrz! /wskazuje okno/ gdyby odciąć spód tych zasłon… niepotrzebnie sięgają podłogi. surowe białe płótno. tak je sobie wyobrażam.
be: co sobie wyobrażasz?
zet: prześcieradło w jakie został zawinięty Chrystus… widziałem kopię u Franciszkanów. właśnie na takim była drukowana… o! /kontynuuje wstając z kanapy/ tutaj odciąć poniżej parapetu. i dostajemy dwa metrowe kawałki. co ty na to?
be: …co na to raczej em?
zet: nawet się nie zorientuje… daj coś ostrego.
zawahałem się, ale fakty były takie, że było już po faktach… widząc moje niezdecydowanie zet sam sięgnął po nożyczki leżące na stole i zrobił nacięcie a potem drżącymi rączkami oderwał kawał pierwszej zasłony… przy drugiej nie udało mu się powtórzyć precyzji, rączki mu za bardzo latały, i w efekcie wyszło krzywo.
be: porka putana. jak to teraz wygląda!
zet: spoko. przewiesi się je i z góry wyrówna. mówię ci, em nic nie zauważy.
+
podał mi oderwane kawałki zasłon. poszliśmy do kuchni, gdzie na ręczniku… na RĘCZNIKU leżała martwa kotka.
be: jasny gwint. przecież można było zawinąć ją w ręcznik.
zet /zmieszany, wyciąga z kieszeni papierosy/: taki ładny ręcznik? szkoda by było.
be: a zasłon nie szkoda?
zet: za późno…
+
najwyraźniej poczucie winy sprawiło, że zet tak ochoczo zabrał się za zawijanie kota w szmaty. przyznać trzeba, zrobił to elegancko.
be: kształciłeś się w starożytnym Egipcie?
zet /myjąc ręce nad zlewem/: nie. w Arsenale Czartoryskich.
be: ta… kocie mumie, też tam widziałem.
zet /wycierając dłonie w szmatkę/: to co, idziemy? …idziemy zakopać kota w worku :>
be /powtarza ze śmiechem/: zakopać kota w worku. kota w worku…

kopałem w cieniu, pod drzewkiem głogu, tuż przy murze klasztoru Paulinów. zet stał obok. palił papierosa.
— patrz czy nie zbliża się policja albo straż jakaś – powiedziałem do niego i wbiłem łopatę w ziemię.
— myślisz, że nie wolno?
— w tym kraju i pod tymi rządami? na pewno nie wolno.
zet puścił z nosa kłęby dymu.
— kop tak by nie był za płytki.
— to znaczy – podniosłem wzrok – ile według ciebie powinien mieć koci grób?
— tyle, by pies nie odkopał – zet zaciągnął się jeszcze raz, po czym upuścił niedopałek i zdusił go butem.
— tyle starczy?
+
po złożeniu ciała do grobu wyjąłem z kieszeni kartkę i odczytałem z niej wynotowane z Księgi Genesis wersety, o tym jak Noe zbudował arkę i uratował zwierzęta przed potopem. zet przyświecał mi latarką.
— z prochu powstałaś i w proch się obrócisz – zakończyłem krótką ciszą, po której wziąłem łopatę i zacząłem zagarniać ziemię. wtedy zet przerwał milczenie. już w trakcie czytania czułem, że wzbierały w nim wątpliwości, ale odezwał się dopiero teraz.
zet: przesadziłeś.
be: a co? jako prawowierny katolik poczułeś się urażony? …że kota chowam ze Słowem Bożym?
zet: ładny fragment dobrałeś… dla zwierzaka. ale czemu po chrześcijańsku?
be: bo ty chrześcijanin jesteś. na pogrzebach czyta się żywym, nie umrzykom. a ona /be wskazuje grób/ słuchała wcześniej Tybetańskiej Księgi Umarłych.
zet: żarty sobie stroisz?
be: żadnych. nie widzisz gdzie jesteśmy? pod Skałką. pod sanktuarium. miejsce tego się domaga. SZACUNKU kolego. Miłosz tu za murem leży.
zet: on to był niedowiarek.
be /uklepując łopatą kurhanik/: on to był agnostyk… wobec śmierci przestaję wiedzieć, dlatego… diabłu też zapalam ogarek.
zet: okej. w takim razie zgodnie z tradycją chodźmy się napić…
be: nie ma zagrychy. jest tylko wódka.
zet: dobra.
be: dobra. czysta.
zet: ile?
be: flaszka.
zet: jedna?
be: a co? mało?

wytarłem szpadel o trawę i ruszyliśmy w stronę domu. nad rzekę nadciągnęła pierwsza w tym roku mgła.

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react