Off

„Posłuchaj, wszystko jedno, trupa nie ukryjesz.” Majakowski, Flet kręgosłupa

Ta fikcja zaczęła się znacznie wcześniej. Zanim weszliśmy do sklepu nocnego… Zanim nastąpiło spięcie z panem w kolejce… Przed zakupami musiałem podejść do bankomatu, nie miałem gotówki. Byłem w niezbyt znanej mi dzielnicy, nie wiedziałem dokąd pójść, więc ruszyłem przed siebie i zatrzymałem się przy pierwszym napotkanym. Był to bankomat BPH. Pamiętam zielone światełko… Stał przed nim facet w szarym płaszczu. Zobaczyłem przez moment jego lewe oko. Było jakby odwrócone do wewnątrz… Chcesz wiedzieć, kim był? Miałem wątpliwości. Spotkałem go przy bankomacie, mógł być z Błękitnego Wieżowca, ale potem zrozumiałem, że był z Gwardii Nie-bieskiej. Anioł, czy demon stróż? tego nie wiem…
O.K. jak na przesłuchaniu, więc po kolei. Zacznę od głównego bohatera. Szczerze, to nie wierzę… podejrzany. Ukraina. Jeździ tam ciągle, niby zajmuje się kontrabandą, a przy okazji załatwia jakieś dziwne sprawy. tylko się domyślam… Niedawno miał akcję z Błękitnymi. Potrącili go ścigaczem. Oni są niebezpieczni, ale to już wiesz… poufnie? Dilował tani alkohol, papierosy, przy okazji także inne rzeczy. Robił to „z zamiłowania”. Odkąd pamiętam, przejawiał skłonność do poszukiwania nowych doświadczeń, eksperymentów z odmiennymi stanami… Pewnego dnia poszedł na zajęcia z buteleczką. Pociągał z niej, aż wypił do dna. Nie uszło to uwadze wykładowcy. Zapytał: co pan pije? a on na to, że jest przeziębiony, a w buteleczce jest syrop. – To niech pan uważa, żeby nie przedawkował… To był faktycznie syrop, tylko taki, który można przedawkować. Tussipect. Działa jak amfa plus dodatkowy psychodeliczny kop – wyjaśnił mi na następnych zajęciach, jak się nie mylę, z etyki. Była mowa o dopuszczalności kradzieży, więc od razu wprowadził lekcję w czyn i poszedł do księgarni rąbnąć książkę. Opowiadał, że miał taką fazę, że nie zdawał sobie całkiem sprawy, z tego co się dzieje. Wszedł do Empiku jak zaprogramowany. Rozejrzał się po półkach i zobaczył jedną książkę. Nie pamiętam tytułu, ale to była książka niejakiego pana O… To ważne. Julian O. wynalazca, parapsycholog, zajmował się magią… On już wtedy miał z nim porachunki… Złapali go ale znowu udało mu się wywinąć… Skubany ma ochronę… To było idiotyczne zagranie, bo agenci z Błękitnego już mieli na niego oko… Empik jest obstawiony. Jako sieć sklepów handlujących tak zwaną „kulturą” jest na 100% w układzie. Musi być, zresztą to widać. mógł wpaść jak śliwka, gdyby nie pan O… Pan O? zajmował się między innymi hipnozą. Chociaż oficjalnie występował przeciw jej spirytystycznej interpretacji, musiał mieć związki z Gwardią. Z którą jej odmianą? Boską, czy bieską? Prawdopodobnie robił przekręty Błękitnym, bo się wzbogacił. Podobno na loterii francuskiej… Błękitni wtedy nie mieli obecnej mocy, jeszcze nie opletli siecią całego świata. Wtedy było sporo luk w ich organizacji, tak mi się wydaje, ale… Jeżeli pan O. przekręcał ich na kasę, musiało się to odbywać za zgodą Gwardii… Prowadził szerokie badania, tajemnicze eksperymenty z udziałem medium i mediów, w tym celu zamieszkał w Wiśle… Zanim pan O. tam zamieszkał, Wisła była zapomnianą wioską góralską. Zainteresował się nią, bo potrzebował spokojnego miejsca. Wybudował pierwszą willę znaną do dzisiaj pod jego nazwiskiem. Potem budował następne, bo zapraszani goście nie mogli się pomieścić. I tak powstało centrum Wisły w jego obecnym wymiarze… Ta dygresja jest konieczna, bo sądzę, że spotkanie z pan O. ma doniosłe dla sprawy znaczenie, w ogólnych konsekwencjach oczywiście…
Tamto wydarzenie zmieniło gościa. Stał się bardziej czujny, zaczął wspominać coś o gwardzistach? Agentach? Brałem to za jakieś bajki… To on ich ściągnął… Błękitni i Nie-biescy. Wtedy nawiązał z nimi kontakt.
Wiem, to sprawia wrażenie kompletnych bredni. Sam uważałem, że to brednie dopóki… Dla kogoś, kto się z nimi nie zetknął… Ale świadomością ich istnienia można zarazić się jak wirusem, który zaczyna drążyć umysł, w głębi, podprogowo, aż zdradzisz się jedną myślą, nawet tą najbardziej ukrytą. Najpierw zastanawiasz się, co by gdyby? a potem krótka myśl, że są i już są. Korzystnym jest dla nich samych, że ludzie w nich nie wierzą, że przeczą dowodom ich istnienia, w ten sposób łatwiej im działać. Ale kiedy już wiesz, nie kryją się. Będziesz milczał dla własnego dobra, inaczej otoczenie zaopiniuje o tobie: WARIAT. Więc… Wszystko gra. Pobieżnie, bo przyjąwszy ich istnienie uczestniczysz w grze, a jesteś pionkiem. Musisz znaleźć wsparcie. Twój wybór z kim wejdziesz w układ…
Śmieszne? Pop-gnoza. Oni kręcą o sobie filmy, by unieprawdopodobnić własne istnienie, sugerują nawet, że można z nimi wygrać i być wolnym. W ten sposób usypiają już i tak śpiących. Nie-biescy… Trudno w tym się połapać. Nieważne. NIE MÓW ZBYT GŁOŚNO… Ten wypadek… Potrącili go nieprzypadkowo. Nie spodziewał się. Rozpieprzyli mu rower, żeby go uziemić. Był dla nich nieuchwytny. Szybko się przemieszczał, więc bum i spokój, musi chodzić pieszo, a jego komórka jest w sieci…
To on, notoryczny ulicznik. cyklista. drań. Dobrze by było, żebyś z nim się spotkał. Gdybyś go wypytał, może powiedziałby więcej… Znał się z dobrze z tym drugim… poznałem go w akademiq. Nawet mieszkałem z nim raz w jednym pokoju. Studiował dziennikarstwo i pracował w Przekroju… To nie pismo dla krawcowych tylko tygodnik kulturalny z Krakowa, obecnie wydawany w Warszawie… Jak to student-dziennikarz był nieustannie zabiegany, zestresowany, szukał też zabawy i tak się skumali. Poznali się w jakiejś knajpie… Często się spotykali. Potem pojawiła się Alicja. Mówił na nią „Amfa”… To był chyba wystarczający ZNAK, że zaczyna się coś niedobrego. Ostrzegałem go, żeby wyhamował, wziął urlop, wyjechał gdzieś aż przejdzie. Podejrzewam, że wszystko nadmiernie komplikowało się w jego głowie, chociaż… Znajomość z cyklistą… Błękitni pewnie go obserwowali, bo w Przekroju musiał być agent… Instytucja kulturalno-komercyjna, to jasne… Agent prawdopodobnie otrzymał odpowiednie informacje, bo nie interesował się nim zanadto, zanim ten nie poznał cyklisty. Potem się zmieniło. Pamiętam, pewnego dnia powiedział mi, że agent zaczepił go, niby towarzysko, przecież pracują razem i tak dalej… Przestraszył się. Nic dziwnego. Agent kontrolował pracę tygodnika. Pojawiał się co jakiś czas, miał osobny gabinet. Przyjeżdżał z laptopem, z którym się nie rozstawał, zawsze nienagannie ubrany, fachowo, z wyglądu rasowy biznesmen… Jeśli taka persona – zwracano się do niego per panie prezesie – kiedy ktoś taki zaczyna się tobą interesować, wróży to na dwoje, awans albo… Powinienem powiedzieć więcej o Przekroju i o tym, co tam się działo. To rozjaśni trochę sprawę… Pamiętasz, mówiłem o spotkaniu pod bankomatem… Z gwardzistą. Bankomat był BPH. dziennikarz miał w tym banku swoje konto i Przekrój też… Gwardzista… to jest osobista ochrona przydzielana ludziom, szczególnie tym, co mają problem z Błękitnymi… Pewności nie mam, ale wydaje mi się, że anioł stróż z jednym okiem sprawdzał plany. Przez bankomat łączył się z komendą… Wtedy w Przekroju już się zaczęło. Zwolniony został redaktor naczelny. Dlaczego pan prezes-agent to zrobił? Facet musiał mu podpaść, na pewno. Może nie chciał wejść w układ? Niewątpliwie sytuacja była poważna, jeżeli Błękitni zdecydowali się zastosować kurację wstrząsową. Wprowadzili chaos, przestraszyli ludzi. Potem stopniowo narzucali nowy porządek, pan prezes dyktował warunki… Dziennikarz poczuł się na muszce. Wiedział, że prezes jest agentem, a prezes wiedział, że on wie… Błękitny. Niezły był… Raz go spotkałem a słyszałem sporo. Pisał podobno haiku, rzucał I-czing zanim podjął decyzję, używał patyczków krwawnika… Trochę to nie pasuje do agenta, ważne, że ludzie tak o nim mówili. Mógł sam rozpuszczać plotki, żeby wzbudzić irracjonalny respekt i tuszować swoją rolę… Mówiło się też, że wciąga koks. Młody był o tym przekonany, bo w jego towarzystwie prezes podobno dwuznacznie się zachował. Otaczała go dziwna aura. Często zdarzało mu się mylić ludzi, co wprawiało zaczepionych w konsternację, sądzę, że w ten sposób sprawdzał reakcje… Zbliżało się przesilenie. dziennikarz dostał robotę, reportaż z Nocy Świętojańskiej, z imprezy, która odbyć się miała gdzieś pod Kielcami. Pojechał tam… To była wieś, gdzie rośnie Bartek, ten najstarszy w Polsce dąb. I wyobraź sobie, kogo tam spotkał? Prezesa. Po powrocie opowiadał. Był w lekkim szoku, ucieszony, mówił: teraz na pewno będzie dobrze, poznałem jego żonę i w ogóle prawie się zaprzyjaźniliśmy… Był przekonany, że zrobił dobre wrażenie, że pokazał się z dobrej strony… Zależało mu na pracy, zdawał sobie sprawę, że obowiązki trzymają go „na ziemi”… Dzień później z gotowym tekstem poszedł do redakcji. Sekretarka poinformowała go, że pełniący obowiązki naczelnego, marionetka, którą sterował prezes, chce się z nim widzieć. Więc wszedł do gabinetu i usłyszał: zwalniam cię… Nerwowy chłopak normalnie wyszedł z siebie, trzasnął drzwiami i opuścił redakcję. Poszedł walnąć banię. W knajpie, gdzie zamówił setkę, podszedł do niego gość w płaszczu. Zapytał: co się stało. Jego lewe oko…
Zwolnienie Młodego naświetla problem, wprawdzie słabo, ale cała kwestia jest aż nadto niewyraźna. Mówię o konflikcie między Błękitnymi i Nie-bieskimi. To odwieczna rywalizacja o poplątanych wpływach. Nie było by jej, gdyby Błękitni zachowali umiar. Pieprzeni uzurpatorzy… Oni próbują zapanować nad życiem, kulturą, wszystkim… Robią to coraz lepiej, władzę daje im pieniądz. Każdy płaci im haracz, a jeżeli się wyłamujesz, zaczynają cię nękać. Tracisz pracę, ubezpieczenie, nie stać cię na podstawowe potrzeby. Wypadasz z gry i zostajesz pariasem. A te skurwiele i tak na tobie zarabiają, mają sposoby. Promocja. Podstępnie wciągną cię w nałóg, jeżeli jesteś słaby… Pierdolone papierosy. Nieraz wydałem na nie ostatnie pięć złotych, zamiast kupić bułkę i jogurt… Korzystają też z metod Gwardii, tyle że przeskakując z konia na konia, raz Biescy, raz Niebiescy… Oni chcieliby zmonopolizować kanały przelotowe, niektóre już obudowali lustrami, w których odbija się niebo… Stąd błękitne wieżowce. Drapacze. Za to właśnie Błękitni mają przewalone u Nie-bieskich… O Nich wolę nie mówić. Oni są naprawdę potężni i potrafią uderzyć. Znienacka. Atak na WTC. Aż strach pomyśleć, że to mogli być Oni… Ok. Za dużo mówię.
Co się stało z Młodym? Pojechał na wieś… Do Kwiecistej… To pseudonim. Spokojne, przyczajone miejsce… W sadzie Andrysa? Cha! Daj spokój… Powiem ci prawdę o Andrysie. To postać zmyślona przez cyklistę, na potrzeby knajpianych posiedzeń. Mimo to Andrys posiada mocny związek z rzeczywistością… Kiedyś na wycieczce w podkrakowskie okolice, cyklista zauważył cmentarz ładnie położony, na górce, w cieniu lip. Na tym cmentarzu, w rogu, zupełnie z boku przy płocie, stał niewielki pomnik zarośnięty pokrzywami. To był pomnik Andrysa. Na zardzewiałej tabliczce widniało tylko ledwie dające się odczytać imię i przypis: fundator cmentarza. Cyklista postanowił go ożywić. Po powrocie z wycieczki opowiedział historyjkę z Andrysem, jak twierdził: jego wujem. Na koniec przyznał się do mistyfikacji. Fajny pomysł. Kiedy mi to opowiadał, siedzieliśmy sami, więc zawarliśmy umowę. Potem wymyślaliśmy razem następne przygody Andrysa… Jeżeli możesz, proszę, zachowaj w tej sprawie milczenie, ze względu na cegłę. Była prawdziwa.
A więc Młody wyjechał do Kwiecistej. Zastanawiam się, czy nie lepiej było mu zostać w mieście. Ewentualnie mógłbym coś zaradzić… Wyjazd na pewno był dobrym pomysłem, ale nie do Kwiecistej. Błękitni… Przepraszam, znowu do nich wracam. Oni go śledzili, nie mogli nie znać Kwiecistej. Szczególnie, że to z powodu siana, tego dobrego kwiecistego siana, które tam zbierał, a które na Święta dostało pół miasta cyklista dorobił się ogona… Był dilerem, mówiłem, a to jest wyjątkowo złośliwe dla Błękitnych. Powoduje zmniejszenie spożycia środków opatrzonych akcyzą… Ciężkie zajęcie sobie obrał i szybko się wycofał. – Dwa gramy dziennie sprzedam, po dwie dychy, jest za co żyć – wyjaśniał dopóki to robił. – Zdrowsze od papierosów, spokojniejsze od alkoholu. Fakt, że niebezpieczne zajęcie, ale ktoś musi to robić, dla dobra ogółu – tak się tłumaczył. Niestety dawało mu się we znaki. Zapadał powoli na manię prześladowczą… O czym ja mówię? O przekręcie! Ostrej korbie… Na szczęście miał świadomość obłędu, jaki go opanowywał. I dobrze, bo stawało się to męczące: jego rozbiegane spojrzenie, dekoncentracja, przy jednoczesnej uwadze nadmiernie skupionej na otoczeniu… Nieraz urywał się błyskawicznie w trakcie rozmowy, bo niby zauważył kogoś podejrzanego i tak dalej… Niestety, to „gówno” wciąga. Wszyscy wiedzą, że się zajmujesz, nawet podejrzani goście, zupełnie nieznajomi, zaczepiają: ej, słyszałem, że masz coś sprzedać. Byłem świadkiem…
dalej? Młody był już na wsi. dzień później cyklista miał wypadek. Uderzyli błękitni. Spóźniony ruch, wprawdzie, ale celny. dilował na rowerze… Dlatego był grzeczny, on również nie chciał policji. Nadal w domu miał sporo stafu… nastąpiło „tąpnięcie”. Zbliżał się sobotni wieczór. Wyszedł z plecakiem, często z nim chodził. Stanął na przystanku tramwajowym, czekał na Trzynastkę. Było pusto, nikogo oprócz jednego faceta. Stał nieopodal. Zbliżał się jakiś tramwaj i wtedy ten typ podszedł. – Co masz w plecaku? – zapytał drętwo. – A co? – odpowiedział na odczepkę cyklista. – No, co masz w plecaku? – powtórzył facet. – Bombę. – Tramwaj zatrzymał się, to była Trzynastka, którą miał odjechać. – Uważaj gnojku, bo wybuchnie – zaśmiał się dwuznacznie - i wsiadł do tramwaju. Cyklista został na przystanku. O co chodziło? W plecaku miał ręczny opryskiwacz. Temu facetowi chodziło o opryskiwacz? czy o rośliny, które były nim pryskane? Powoli docierało do niego, co się stało. Wrócił do domu i w popłochu wysprzątał mieszkanie. Każdy kąt, dokładnie, gdyby wpadli z psem. Spakował wszystko, co miało związek, wszystko i… Przyszedł do mnie. Zostawił plecak, pożegnał się i tyle go widziałem. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, że gdzieś się zamelinował i wróci… Trochę mi głupio, ale właśnie w tej sprawie mam do ciebie prośbę… Tak tę, o której wspominałem przez telefon… Nie chcę trzymać tego w domu, bo jeżeli od dawna go śledzili, to mogą trafić i tutaj. Ostatnio już byli. Mendy. Oby z innego powodu, ale coś mi mówi: uwaga… W plecaku jest wszystko, lepiej nawet nie otwieraj, a najlepiej, podrzuć go komuś całkiem z boku i nic nie mów. Niech przechowa i nie pyta. Zrobisz to dla mnie? No jak? Weźmiesz go? …albo zróbmy tak: włóżmy plecak cyklisty do szafy. Wyjdziemy razem z nią… Ona nie jest ciężka, tylko tak wygląda… Nikt się nie domyśli, co mamy w środku. Dobrze? Ja pójdę z przodu…
א
Anioł stróż jest gwardzistą niebieskim, demon stróż to gwardzista bieski. Fakt, że ludzie często ich mylą, ponieważ demon potrafi przyjmować postać anioła światłości i vice versa, spowodował, iż w zeznaniu świadka, w miejscach budzących wątpliwości, zastosowano wspólną dla powyższych organizacji nazwę: Gwardia Nie-bieska.

Sporządzono na wniosek Komendanta
prokurator Judei P. P.