trędowaty mesjasz/leper messiah


[fragment zerwanych maków z solar plexus]
— Widzisz je? – zapytał. – Przychodzą tu kogoś znaleźć. A papierosy palą nie z chęci ani z nałogu…
— Tak?
— Puszczają zasłonę. Chcą ukryć twarze.
— Nie.
— Nie wiesz? Też to robisz.
— Nudne.
— Jasne. Nie każdy się przyznaje. Reszta udaje, że się dobrze bawi. Potem w głowie się zmienia, a twarz robi się zmarszczona. Nie unikniesz jej – zachichotał.
— Wesoło ci?
— Nie – oparł się o ścianę jakby szukając podpory. – Ś M I E R Ć. Ta kurwa robi to z każdym – i zmienił ton. – Idę po szluga…
Wrócił z lajtem, miętowym lajtem. Zapytałem od kogo dostał.
— Od dziewczyn przy barze. Możesz do nich podejść. Czekają. Marzą o miłości, która je uleczy od myśli, jeśli w ogóle myślą.
— Курва. Боъг теж умарл.
— Powiedziałem im to samo. Były zaintrygowane. Zaraz przyjdą – zaciągnął się i wtarł peta w popielniczkę.
Nieważki dym przygniatał; szczera hipokryzja, żyletka przyklejona do mydła…
…nie przyszły. Czekały na sympatyczną maskę, pod którą kryć się może nawet trąd. Nieważne.

wizyta

fragment odzyskany po katastrofie tunguskiej

— 50? – stary aż zakasłał od śmiechu. – Myślałem, co najmniej 1000 – wysunął szufladę ze stołu marudząc – to wy mnie budzicie po nocy, żeby zmienić 50 zielonych?
— Przepraszam. Byłem głodny…
— A… – stary spojrzał przenikliwie na młodego – to co innego… Ale już nie jesteś?
— Już nie. Zjadłem kawałek arbuza…
— W takim razie napijemy się wódeczki – dziadek wstał od stołu. Wyjął z kredensu kwadratową butelkę i dwie szklanki.
— Cziornosmorodinowa – powiedział. – Piłeś? Najlepsza porzeczkowa.
Włączył radio. Nastawił muzykę. Pozbierał ciuchy walające się po podłodze i rzucił je na nie zasłane łóżko. Dolał sobie jarzębiaku i usiadł w fotelu.
— Baruch ata Adonai – powtórzył.
— Lepiej byś się zajął handlem a nie fanaberiami. Mam koniak odeski, gruziński też. Papierosy jakie chcesz… – zaśmiał się i łyknął odrobinę ze szklanki. – Oni cię zabiją. Okradną i zabiją. Nawet nie będzie wiadomo, gdzie leżysz. Ty ich nie znasz. Skąd jesteś?
— Niech pan mnie nie straszy panie Na-ski. Przyjechałem pozwiedzać i wyjdę od pana z butelką.
— Mam ci podarować?
— Dam panu coś w zamian.
— Co? – zaniepokojony.
— Nie domyśla się pan? Nie jestem tu przypadkiem.
Stary dolał gościowi wódki.
— Późno – powiedział odstawiając butelkę. – Możesz przekimać. Na tym łóżku. Znajdę ci jakiś koc.
— Dziękuję. Mam wszystko – młody wyciągnął z plecaka śpiwór.
Wszedł do łazienki. Na pralce świerszczyk. Z kubka na umywalce wybrał najmniej sfatygowaną szczoteczkę, wycisnął na nią resztę pasty. Odkręcił wodę…

_