9.3. Dylemat psychiatrii: nauka przyrodnicza czy nauka humanistyczna?

    Mit szaleństwa z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

Jeżeli gatunek ludzki przetrwa, obawiam się, że ludzie przyszłości patrzeć będą na naszą oświeconą epokę jak na prawdziwy wiek ciemności, prawdopodobne też, że bardziej od nas będą w stanie bawić się ironią sytuacji: będą z nas się śmiać. Będą widzieć wyraźnie, że to co nazywamy „schizofrenią”, jest jednym ze sposobów dzięki któremu, często poprzez jak najbardziej zwyczajne osoby, światło zaczynało przebłyskiwać w pęknięciach naszych ciasno spętanych umysłów.24

   Tak pisał Ronald Laing w Polityce doświadczenia, książce która spotkała się z dużym entuzjazmem w latach siedemdziesiątych, kiedy ruch antypsychiatrii zaczął rozważać korzyści płynące z likwidacji szpitali psychiatrycznych, uważanych za nadające się bardziej do wykluczenia niż leczenia. Obecnie szpital psychiatryczny,* instytucja przerośnięta, skomplikowana, problematyczna i kosztowna, zastąpiona została chemią, która podporządkowuje szaleństwo nie jakiejś otoczonej płotem budowli, lecz wnętrzu indywidualnej duszy. Zwariowani, aczkolwiek sami. I nade wszystko bez hałaśliwego pokrzykiwania oraz kłopotliwej dla wszystkich gestykulacji.
   Takim biologiczno-klasyfikującym tendencjom, jakim włoska psychiatria* ulega pod wpływem psychiatrii amerykańskiej, zdecydowanie przeciwstawia się Bruno Callieri; według niego coraz częściej odnosi się wrażenie, iż psychiatria nie jest już więcej nauką o zaburzeniach psychicznych, lecz nauką o naszych mechanizmach obronnych wobec tych zaburzeń.
   W niepohamowanej potrzebie określenia się jako nauka ścisła, na miarę nauk przyrodniczych, zamiast trzymać się poziomu nauk humanistycznych, jak wydawałoby się wymaga jej przedmiot,25 psychiatria nie widzi więcej człowieka lecz chorobę, podchodząc do przypadku z zachowaniem chłodnej neutralności i obiektywnego oddalenia, z oczami skierowanymi na symptomy w ich schematycznej kompozycji, pozostawiając w mrocznym niedookreśleniu owe zagęszczone węzły doświadczeń, które osiadają pod powierzchnią objawów.
   Tego rodzaju spojrzenie, obecnie dominujące, podtrzymywane z jednej strony przez przemysł farmaceutyczny, którego nie interesuje sens doświadczeń psychotycznych, z drugiej przez bojaźń społeczną i rodzinną, którą interesuje wyłącznie zredukowanie objawów będących źródłem niepokoju i troski, dla takiego rodzaju spojrzenia, zauważa Bruno Callieri, może istnieć tylko choroba, nie może zaś istnieć podmiotowość dająca znaki, których znaczenie zmienia się pod wpływem kontekstu otoczenia i jakości komunikacji międzyludzkiej.26 czytaj dalej »

24). R.D. Laing, The Politics of Experience (1967) wyd. polskie: Polityka doświadczenia. Rajski ptak, wydawnictwo KR, Warszawa 2005
* albo dom wariatów, przypominam, w oryginale manicomio co równa się czemuś pomiędzy szpitalem psychiatrycznym a domem wariatów:)
* i nie tylko włoska, polska ma prawdopodobnie podobne tendencje…
25). co do tego rozróżnienia patrz W. Dilthey, Einleitung in die Geistewissenschaften (1883)
26). B. Callieri, Lo psicopatologo clinico e la demitizzazione della nosologia, w A. Ballerini, B. Callieri (pod kierunkiem), Breviario di psicopatologia, Feltrinelli, Milano 1996