Pi PUK

serenissima

japońska kapsuła: genialne. łóżko wygodne. monitor w nogach ustawiony ergonomicznie: kładąc głowę na poduszce nie trzeba podnosić ani opuszczać wzroku, by dobrze widzieć obraz. wbudowany pilot pod ręką – po prostu wszystko na swoim miejscu, rzecz jasna biorąc pod uwagę skromne minimum :> z taką kabiną w Grecji można by zostać nowym Diogenesem… i filozofować żyjąc komfortowo… żarty żartami, ale ten dostępny na 77 kanałach podgląd z ukrytych kamer, to naprawdę bombowa sprawa.

— i am your big brother – powiedziałem głosem cyborga i chyba palnąłem gafę, bo ni stąd ni zowąd obraz zniknął, a telewizor-monitor przestał reagować na wstukiwane pilotem komendy …i wyszła na jaw podstawowa wada japońskiej kapsuły: skonstruowana jest zasadniczo tylko do leżenia i niełatwo się w niej poruszać, by /na przykład :>/ wypróbować na niedziałającym monitorze lekkiej kuracji wstrząsowej… podniosłem się zbyt energicznie i przywaliłem głową w plastikowy pował. rozległo się głuche: BUM! fala uderzeniowa obiegła ściany gdzieniegdzie wpadając w interferencje i wprawiając co nieco w rezonans: zadrżał od tego monitor :> …i coś powoli zaczęło rozpalać się w jego ciekłokrystalicznej, chłodnej głębi. położyłem się masując czoło.
najpierw usłyszałem głos.
— halo, halo, czy mnie słychać?
następnie na poprawnie działającym ekranie zobaczyłem twarz doktora Kaligari.
— halo, halo, słyszysz? odbiór.
niesamowite. podwójnie NIESAMOWITE, ponieważ nie sądziłem, że zainstalowany w kapsule podgląd Arsenału umożliwia dwustronną komunikację, a poza tym…
— jak mnie pan tutaj znalazł? – zapytałem wątpiąc czy aby mi się nie śni.
— nieistotne jak cię znalazłem. ważne, byś uwierzył, że to ja z tobą rozmawiam. poznajesz mnie?
— poznaję! pan doktor Kaligari, mój wielebny psychiatra.
— otóż to… – stwierdził nie spuszczając ze mnie „monitorującego” wzroku – …widzę, że jesteś zanadto skonsternowany i rozkojarzony, bym mógł z tobą swobodnie i skutecznie porozmawiać… rozluźnij się, weź głęboki oddech, bądź otwarty, umysł miej chłonny… – wpatrzony we mnie doktor obniżył głos – …teraz zacznę liczyć od jednego do dziesięciu. na dziewięć będziesz odprężony i przekonany… a na dziesięć znajdziesz się na powrót w kapsule… bądź tam na „DZIESIĘĆ”… mówię jeden… koncentrując się zupełnie na moim głosie, czujesz, że robi ci się lżej… dwa. twoje ręce i palce stają się ciepłe i ciężkie… trzy. ciepło rozchodzi się po ramionach, barku i karku… cztery. twoje nogi i stopy stają się ciężkie… pięć. ciepło rozlewa się po całym twym ciele… na „sześć” chcę byś zszedł głębiej… mówię: sześć. twoje rozluźnione ciało pomału zaczyna opadać… siedem. opadasz niżej, niżej, i niżej… osiem. każdy oddech przenosi cię głębiej… mówię: dziewięć.

— jak się czujesz? – zapytał.
— dobrze – spojrzałem na doktora szczerze i z głębokim zaufaniem.
— pamiętasz, opowiadałeś, o mieszkaniu na Giudecce.
— tak. mieszkanie u Klaudi.
— obejrzałeś tam pewien film…
— obejrzałem tam wiele filmów. spałem w salonie, na przeciw telewizora.
— jednak ten film był wyjątkowy. zrobił na tobie wrażenie. w końcowej scenie musiałeś wyjść, bo nie mogłeś znieść widoku…
— tak pamiętam. to było „π” Aronofskiego. wtedy po raz pierwszy je widziałem.
— o czym jest ten film?
— o… poszukiwaniu… absolutnego algorytmu. bohaterem jest matematyk opętany obsesją znalezienia równania rzeczywistości… a potem przychodzą do niego kabaliści, okazuje się że poszukiwany przez niego wzór dla nich jest sekretnym boskim imieniem, którego głośne wypowiedzenie…
— dokładnie. o ten film mi chodzi. niezwykle deliryczny, nieprawdaż? – Kaligari nie czekał na odpowiedź. – po skończonym seansie popłynęliście do miasta.
— możliwe. odprowadzaliśmy Eugenio, kolegę Klaudii, to on przyniósł film.
— po drodze, już w Wenecji, wstąpiliście do knajpy na lampkę wina. rozmawialiście. czy w związku z tym coś ci się przypomina?
— pamiętam ten lokalik, obsługiwał stary, gruby i niesympatyczny facet. dolewał, jakby nam co najmniej łaskę robił…
— coś jeszcze? – Kaligari ewidentnie do czegoś zmierzał, chciał ode mnie coś wyciągnąć metodą naprowadzania.
— no nie wiem… – doktor czekał patrząc spokojnie – może chodzi o liczby? – uniósł brew, a więc złapałem trop. oczywiście! pytał mnie o czym było „π”, a przecież zna ten film – …tak, pamiętam – pociągnąłem wątek – wtedy, stojąc przy barze i popijając białe winko, rozmawialiśmy o algorytmie i o tajemnicy boskiego imienia. kabaliści, który nawiedzili matematyka uważali…
— uważają nadal – wtrącił przytakujący mi Kaligari.

— …że poszukiwane imię zaszyfrowane jest w Torze. tamtego wieczora, w barze, w rozmowie z Eugenio, stało się dla nas jasne, że boskie imię zaszyfrowane jest również w Wenecji… bo Wenecja jest tak dziwacznie ponumerowana. prawdopodobnie obecny stan uzasadnić można historycznie: liczby tasowały się wraz z wyburzaniem i nowymi budowami. domy noszą zazwyczaj bardzo wysokie numery, w tysiącach, a w ich następstwie nie widać porządku, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni: parzyste z jednej, nieparzyste z drugiej strony ulicy, a w ogóle po kolei. numery w całej Wenecji są kompletnie od czapy, jak na gdańskim Długim Targu.
— trudno być w Wenecji listonoszem – doktor skonstatował z uśmiechem.
— no raczej. orientować się trzeba na pamięć… wtedy, w barze, po obejrzeniu „π”, zrozumieliśmy, że w tym pozornym chaosie liczb, pozornym, bo przecież jest w nim porządek, którym rządzi jakaś zasada, a tą zasadą jest…
— twój kod PUK – Kaligari postawił zdecydowaną kropkę ponad moimi rozważaniami. zatkało mnie.
— jak to mój PUK?
— „krzyczałeś z otchłani” bym interweniował w sprawie twojego zablokowanego telefonu, więc daję ci wskazówkę.
— raczy pan sobie żartować. rozumiem. to jest jak z biblioteką Borgesa: gdzieś w Wenecji, na jednej z kamienic zapisany jest mój kod PUK, ale jak mam tę jedną znaleźć??
— nie jedną tylko trzy.
— trzy?!
— upiekło ci się, bo wszystkie są w zaułku Pico della Mirandola… tego renesansowego filozofa, którego wspominałeś na blogu.
— Pico? na blogu?? …nie pamiętam.
— użyj wyszukiwarki, z której jesteś taki dumny, to sobie przypomnisz – Kaligari odezwał się kąśliwie. odniosłem niemiłe wrażenie.
— okej, okej, niech mi pan lepiej powie, jak mam znaleźć ten cholerny PUK.
— skoncentruj się: w zaułku Pico, idąc od strony figury…
— jakiej figury?
— …po prostu: figury. jak tam będziesz, to zobaczysz. kamienica po lewej, z czerwoną furtą: pierwsze dwie cyfry jej numeru… na następnej kamienicy: cyfra druga i trzecia… z kolejnej: cyfra trzecia i czwarta… potem zsumuj wskazane cyfry, otrzymasz ostatnią parę liczb. jest w tym prosty algorytm. zauważyłeś?
— 1,2… 2,3 i 3,4 i suma wszystkich cyfr.
— O.K. więc teraz mówię do ciebie: DZIESIĘĆ.

chciałem poprosić doktora, by powtórzył zadany mi rebus, lecz nagle zniknął. równocześnie coś załomotało mi nad głową, szarpnęło za ramię i… obudziłem się!
— scusa. scusa! stiamo per chiudere* – spojrzałem przez ramię. przetarłem oczy. o qrva ale jazda! we włazie do kapsuły zobaczyłem umundurowanego strażnika Arsenału.
— cosa? che ore sono? – zapytałem go zaskoczony nagłą zmianą perspektywy.
— sono le otto e venti.
nie do wiary! jak to się stało? przespałem w kapsule cały dzień!

* — przepraszam… zamykamy. — co? która godzina? — dwadzieścia po ósmej.

39,6?

mam chyba 40 stopni. gorączka, że robią mi się jajka na twardo… próbuję zbić ją paracetamolem, ale na niewiele się to zdaje… na całego zaczęło się wczoraj. nad ranem miałem febrę, tak silną że nie bardzo potrafiłem zejść z antresoli. gardło. nie mogę przełykać, więc to nie grypa, to bakterie, trzeba znaleźć jakieś antybiotyki. miałem gdzieś z zeszłego roku, kiedy zachorzałem podczas pobytu u rodziców. ojciec pojechał ze mną do lekarza. ojciec w zeszłym roku był jeszcze w radzie miasta, lekarz przyjął mnie z honorami, nie pytał czy jestem ubezpieczony. nie jestem. fuck. szukam te antybiotyki a tabletki skaczą mi ze stołu jak pchły. prawie halucynacje, są. jak je mam zażyć. wiesz braciszku? miałem brata. nie żyje. utopił się mając dwa lata. czasem mi się pojawia, jak Blake’owi. biedna moja mama, czy może nie być pokręcona? jeśli musiała sobie sama po tym radzić? z ojcem któ®y ją regularnie zdradzał i dziadkiem fanatykiem, który traktował jak szmatę. trzy tabletki dzisiaj – dzięki braciszku – a od jutra po dwie. mówisz, że to silny drag… tak był drogi, ojciec zapłacił za niego prawie dwie stówy… wyobrażasz sobie? jak ma kasę na kochanki, to wypada mu mięć też na chorego syna… jurny sześćdziesięciolatek z dwudziestoletnią panną… matka mówiła, że jak była, po twojej śmierci, jak była ze mną w ciąży, to wiedziała, że będzie chłopiec. też wiedziałeś? to dzięki tobie, tak?
…mam gorączkę, jak w ogóle potrafię pisać? robię to automatycznie. nauczyłem się z Mistrza Klawiatury, takiej darmowej aplikacji do nauki szybkiego pisania wszystkimi palcami, ćwiczyłem rok…

łyknąłem lekarstwa i oglądam filmy: „Dead Man” /zrobiłem notkę, nie było łatwo w tym stanie obsługiwać fotoszopa/ potem „Mulholland Drive”. znam te filmy już prawie na pamięć, a dzisiaj pojąłem o co chodzi w tym drugim. to się dzieje po śmierci dziewczyn, one wzajemnie odprowadzają się w zaświaty, dlatego takie onirycznie zakręcone, najpierw brunetka ginie w wypadku, jej dusza błąka się po miejscach bliskich, wtedy pojawia się blondynka, przylatuje do Los Angeles /Aniołów :>/ ale też jest duszą pośmiertną. zastrzeliła się gdy zobaczyła niebieski kluczyk. tyle że ona jest duszą pokutującą, musi odprowadzić zabitą kochankę, a potem kiedy brunetka znika w czarnym pudełku, sama, trochę boleśniej musi tam wrócić… jakie to proste nie? a tylu widzów się głowiło… słyszałem nawet jednego krytyka kinowego, jak się rozpływał nad filmem, że niby taki nowatorski, przełamujący podstawową konwencję narracyjną… coraz trudniej mi pisać… cazzo.
dziecko cywilizacji… gdyby nie te antybiotyki, już dawno bym nie żył. pewnie przekręciłbym się na suchoty w wieku dwudziestu… albo teraz przyplątało by się zapalenie płuc i zejście… i ten psychopata, który życzy mi śmierci skakałby z radości… pewnie musiałby mnie potem odprowadzać do hadesu >:
no ale są antybiotyki i mój braciszek. mówi, że się tym razem jeszcze wyliżę.
zresztą głupia gadka. co by gdyby… gdyby się braciszek wtedy nie utopił, nie było by mnie na świecie… matka powiedziała mi to w przypływie szczerości, gdy raz wrzuciłem kwasa, a ona myślała że jestem pijany.
a wiecie jak umarł? utopił się, mając dwa lata, o курва, od tego paracetamolu mam chyba skręt kiszek. mnie palą wątpia, jemu wypaliło gardło. gdy się zachłysnął… wpadł do szamba, do szamba od wychodka. dziadek zapomniał zasunąć pokrywę… świętej pamięci starzyk umarł w zeszłym roku. ciekawe czy ta wiara w Boga w czymś mu pomogła? drętwy patriarcha. zero miłości, same PRAWO.
braciszku! czuję mocznik w gardle…


ta gorączka odkrywa przede mną PRAWDĘ. oglądam następny film. „my Summer of Love” Pawlikowskiego. piękny film… czuję właśnie i rozumiem na czym to wszystko polega… bo jestem lesbijką. nie, żeby mnie podniecał widok nagich kobiet, podniecają się faceci, ja mam duszę kobiety i kocham kobiety a ciało męskie za brata…

dead man

every night and every morn, some to misery are born
every morn and every night, some are born to sweet delight
some are born to sweet delight, some are born to endless night

William Blake

— William Blake do you know how to use this weapon?
— that weapon will replace your tonque.
— you will learn to speak through it and your poetry will now be written with blood…