extra intro

niepodważalną zaletą pobytu w rodzinnym domu jest telewizja :>
co za radość dzierżyć w dłoni pilota i przerzucać kanały, zwłaszcza gdy jest ich dużo, DUŻO, jeszcze więcej ;> a na serio… przerywana reklamami sieczka płynąca z odbiornika posiada tak niemiłosiernie obezwładniającą moc, że z obawy nie zainstalowałem jej w stróżówce.

w pokoju, gdzie tymczasem sypiam /jeśli zasnę/ mam telewizor. nie narzekam, bo z jego pomocą rozbrajam nudę opuszczonego lunaparku odrabiając przy okazji zaległości w spotach reklamowych – to dzięki nim najczęściej udaje mi się znaleźć coś ciekawego, bo natychmiast po pojawieniu się kolejnego „ryczącego” seta, łapię pilota niczym koło ratunkowe :>
w ten sposób trafiłem na film czeskiego reżysera Saszy Gedeona.
„Indiańskie lato” jest prostym w środkach wyrazu obrazkiem, jakże subtelnie ujmującym temat… o dwóch dziewczynach. o kuzynkach, które spotykają się na wakacjach na wsi u babci? nieistotne, ważne że nie znają się zbyt dobrze… jedna ekstra, druga introwertyczna, obie są w wieku pierwszych miłostek nawiązywanych podczas nocnych festynów…
film spodobał mi się od pierwszej sceny za ładne zdjęcia. praktycznie pozbawiony był akcji, mimo to oglądałem go bez znudzenia, ponieważ poza wymiarem artystycznym i niewidoczną zrazu głębią treści, „Indiańskie lato” niosło kontekst czeskiej prowincji, zaskakująco mi bliskiej, bliższej niż ta polska z popularnych telewizyjnych seriali… to była pierwsza refleksja a dalej? poszło lawinowo. wrażenia wywołane filmem przeniosły mnie w inny, zapomniany świat, do tego stopnia, że nie zorientowałem się nawet, kiedy skończyły się krówki z sezamem, które zajadałem podczas projekcji :> gdy doszło do kulminacji zostały po nich tylko papierki… a scena wyglądała mniej więcej tak: w napełnionej wodą wannie unosiły się jabłka tworząc na jej powierzchni kobierzec krągłości, ogonków i muszek… nagle roztrąciwszy owoce wynurzyła się z nich dziewczyna, nabrała gwałtownie powietrza i zanurzyła się z powrotem… wstrzymałem oddech… pozornie statyczna scena miała niesamowitą dramaturgię, jej symbolikę podkreśliła brzytwa…
wyłączyłem telewizor, by uniknąć reklam. film skończył się, a ja pozostałem pod wrażeniem, jak po obejrzeniu „Lata miłości” Pawlikowskiego; podobny tytuł, podobny wakacyjny klimat :>

zachciało mi się jabłek… pogmerałem dłonią w stosie papierków po krówkach, lecz nie uchowała się ani jedna. zresztą krówka nie zastąpi jabłka.
— trzeba wyjść… – spojrzałem na zegar: pierwsza w nocy – muszę zrobić to tak, by nie obudzić matki – odżyły we mnie lęki nastolatka :>
wymykałem się kiedyś cichcem z domu. do dziewczyny. była tutaj na wakacjach. mieszkała w domku nad rzeką i miała dużo swobody… to było moje indiańskie lato miłości. ona pociągała mnie w nieznane, a ja przynosiłem jej jabłka… najbardziej smakowały jej kradzione. smakowały nam obojgu z powodu grzechu. z powodu GRZECHU NIEWINNOŚCI.

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react