supernatural

to jest trudny temat. w tej materii nie sposób dowodzić czegokolwiek ani przekonywać nie narażając się na śmieszność. mimo to spróbuję z myślą o kontynuacji /ten skok jest ważny dla wyjaśnienia twórczych popędów/.
+
nie trzeba być na dnie, wystarczy z lekka tonąć :> wtedy zrozumienie zagadnienia staje się prostsze. do tego koniecznie należy być szczerym i… już można wykonać pewne doświadczenie. usiąść wygodnie w miejscu bezpiecznym, tak by nikt nie przeszkadzał, rozluźnić się, odetchnąć i… zawołać: przyjdź! czekam. nie bój się, nikomu nie powiem, że jesteś. chcę tylko wiedzieć. jeżeli to prawda, jak o Tobie niektórzy twierdzą, że jesteś wszechmogący, że potrafisz przyjmować postać anioła światłości, nie powinno to stanowić dla Ciebie żadnego problemu… nie musisz pojawiać się osobiście, podobno mogło by to mnie zabić, więc daj mi po prostu znak obecności. wyraźny, bym nie wątpił. tylko tyle. proszę…
…proszę wykonać doświadczenie :> mówię poważnie. ja wykonałem: wzywałem, błagałem, zaklinałem, byłem w tym naprawdę szczerzy i NIC. pozostałem sam tak jak byłem.
przyjmuję z pokorą drwinę „niewierzących” traktując ją jako pochwałę głupoty. dziękuję. spróbujcie mnie jednak zrozumieć. bez realnie istniejącego wymiaru duchowego pozostaje tylko ciało i prokreacja, twórczość jest rakiem. dlatego zgadzam się na zakład Pascala a test biorę za fakt obowiązujący…
fakt ciszy i milczenia przez „wierzących” podważany będzie z innej strony. przyjmuję ich uzasadnione obiekcje: że tak nie można, że trzeba wiary, i robię to z równą pokorą. nie zmieniam jednak zdania. mam takie prawo, bo jestem jak Tomasz niedowiarek, który póki nie wetknął palca w ranę… na tej podstawie zaproponowany przeze mnie test w sprawie uznaję za dowód wystarczający. jest to dowód na nieobecność, jest to dowód bezpieczny, pascalowski, ponieważ tak naprawdę niczego nie dowodzi :> test jest tylko subiektywnym sprawdzianem wymagającym interpretacji: nie zjawił się więc 1). nie ma Go, nie istnieje 2). jest, ale z nieznanych powodów nie może przyjść 3). jest i nie przychodzi, bo ma to gdzieś… – te trzy wnioski są równoprawne :> rozwiązanie dylematu wymaga skoku w wiarę, czyli uprzedniej zgody na określone paradygmaty.
+
za pomocą przedstawionego testu można uzasadniać tylko własne przekonania. dowód egzystencjalny ma tę przewagę nad każdym innym dowodem /na istnienie lub nieistnienie Supernatural Power/, że nie warto go obalać :> bo jest subiektywny.
+
lubię subiektywne dowody na ISTN. jest ich całe spektrum i stanowić mogą szerokie pole zainteresowań :> prywatnie preferuję, najmocniej docierają do mnie te z „urwanego filmu”, to jest: znajduję się w domu cały i zdrowy, mimo że nie pamiętam drogi powrotnej :>
o! przypomniałem sobie właśnie jeden podobny, voilà.

wzywasz prosisz zaklinasz i NIC póki sam się nie ruszysz

…a więc nie przyszedł. nie zjawił się, a chciałem mu sprzedać duszę :>
+
aż tu nagle, niezupełnie przypadkiem, przy okazji nie pamiętam jakiej :> wpadł mi w ręce apokryficzny, mit waletyniański. przedstawiał fragmentaryczny obraz stworzenia, urywek boskiej prahistorii od chwili upadku Sofii Mądrości Bożej, aż po „upadek” człowieka i brzmiał mniej więcej tak.
…na skutek grzechu /odwrócenia od Boskiej Jedni/ Sofia Ladacznica poczęła: demiurga, stwórcę świata /niech nosi imię Jaldabaoth/ oraz jego brata bliźniaka /nazwijmy go Luis Cypher/.
Jaldabaoth był bogiem gwałtownym, był energicznym działaniem, czynem, zaś Luis jego przeciwieństwem, słabowitym, wrażliwym, skupionym myśleniem. z tego powodu już w łonie matki doszło między braćmi do konfliktu, Jaldabaoth, bóg zazdrosny, odebrał Luisowi „zabawki”, w efekcie Sofia, po długiej i burzliwej ciąży urodziła dwa potworki: jeden syn miał cztery ręce i cztery nogi, a drugi nie miał ich wcale.
Jaldabaoth natychmiast zabrał się do dzieła, miał czym tworzyć, przydały mu się ręce brata… i stworzył Bóg świat w sześć dni wieńcząc dzieło koroną: człowiekiem. dumny był Jaldabaoth z siebie tak bardzo, że siódmego dnia odpoczął i zaprosił swego brata, by go podziwiał.
Luis przyjrzał się i stwierdził: podoba mi się dzieło rąk… twych… bracie. doprawdy wielkim jesteś kreatorem. słysząc to Jaldabaoth zapłonął z pychą, a wtedy Luis sprytnie poprosił go o prezent: może to być roślinka. chciałbym mieć coś swojego bracie, na tym całym twoim świecie.
Jaldabaoth nie wyczuł podstępu i dał bratu jabłonkę. Luis zajął się nią troskliwie. pod jego opieką stała się drzewkiem poznania. kiedy obrodziła, Ewa zauważyła jej dorodne owoce. podeszła bliżej, wtedy Luis wplątany w gałęzie drzewka syknął jej do ucha: zjedz, a będziesz jak bogini znająca dobro i zło. zjedz i daj Adamowi…
w ten sposób Jaldabaoth stracił koronę swego stworzenia. wkrótce zorientował się, lecz było już za późno. wpadł w gniew i rozdeptał głowę węża a ten ukąsił go w piętę – Luis Cypher zginął, bo podzielił się z ludźmi światłem.
oficjalna wersja wydarzeń /Jaldabaoth próbował zatuszować zbrodnię/ nazywa owo światło piętnem grzechu pierworodnego. a mit walentyniański /który po swojemu powyżej przedstawiłem/ odpowiada między innymi na pytanie dlaczego bogowie milczą. po prostu: ludzie obdarzeni świadomością wzywają niewłaściwego boga, boga nie żyjącego, poświęconego w sprawie Luisa… natomiast Jaldabaoth? on nigdy w swej zapalczywości nie nauczył się słuchać, zresztą podobno również umarł. rozgłosił to Fryderyk Nietzsche :>
mit o boskich bliźniakach mówi co nieco także o naszym spadku, roli i obowiązku. po śmierci bogów, zwłaszcza Luisa, to my ludzie jesteśmy nosicielami światła… jakie piękne i jasne :> nieprawdaż?

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reakcja

animanna

Benjamin! Ja to czytam na Boga! Chyba nie chcesz mnie raczyć sentencją i fotografią pajączka. Bóg nie istnieje, ale za to istniejesz TY. Nie zgadzam się z Kiwim, że za dużo tu CIEBIE. Chcę jeszcze więcej, także zamiast pajączków. Poza kwestią na co natykam się tu, w tej zapadni Twej, pamiętaj, że piszemy razem dramat, i że bardzo liczę na Twoje dialogi.

reaguj/react