dubito ergo…
Carl Gustaw Jung
zgodnie z powszechnym mniemaniem, wiara to afirmacja Absolutu albo siły nadnaturalnej, lub Istoty Najwyższej, Boga. w tym popularnym rozumieniu „wierzący” to człowiek uznający Boga, w przeciwieństwie do „niewierzącego”, czyli kogoś odrzucającego Jego istnienie. lecz niewielka doza krytyki wobec powyższego, wystarczy by spostrzec błąd. wiara jest pojęciem znacznie szerszym i nie wolno ograniczać jej do spraw Boga, czy innego Absolutu.
za przykład niech posłuży potoczne stwierdzenie: „nie uwierzę, póki nie zobaczę”. zdanie to wyraża wątpliwość co do faktów i żądanie dowodu naoczności… rzecz jasna zmysły mogą mylić, lecz problem ten zostaje odsunięty przez kogoś mówiącego: „…póki nie zobaczę” – oto archetypiczna postawa niewiernego Tomasza: „nie uwierzę, póki nie dotknę”… naiwne żądanie dowodu rozszerza kwestię wiary na empirię.
zdanie „póki nie zobaczę…”, prócz przenikania się wiary i wątpienia, ukazuje związek jaki zachodzi między parą tych pojęć a wiedzą. „nie uwierzysz”, lecz gdy „zobaczysz i dotkniesz”, gdy uzyskasz najprostszy, zmysłowy dowód, wtedy nie będziesz wierzył, będziesz już wiedział! pierwotna wiara przechodzi metamorfozę i staje się wiedzą. mamy podstawową /dla światopoglądu/ trójcę pojęć: wątpienie, wiara i wiedza.
akt wątpienia, zarówno dla wiary jak i wiedzy, zdaje się być niezbędny. obie wzmacnia, przy czym dwojako stanowiąc zarazem kryterium ich rozróżniania. w obrębie wiedzy wątpienie, nazwijmy je metodycznym, weryfikuje sądy i przekonania poprzez żądanie dyskursywnego dowodu opartego o prawa logiki i doświadczenia intersubiektywnego. wiara takiego dowodu nie potrzebuje, racjonalny dowód po prostu ją eliminuje. w ten sposób akt wątpienia metodycznego podwyższa jakość wiedzy, klaruje ją, wrzucając między „bajki” to, czego nie można dowieść. wątpienie metodyczne pomaga wyznaczyć granicę, której rozumowanie nie jest w stanie przekroczyć, określa obszar wiedzy i jej koniec będący początkiem tego, czego nie można dotknąć ni zobaczyć. lecz niezupełnie przyswojona metoda wątpienia może prowadzić do niebezpiecznych złudzeń.
każde mniemanie, sąd naiwny przyjęty bez odpowiedniego dowodu jest wiarą: „jeżeli nie zobaczę”… to znaczy: jeżeli nie wzniosę się balonem na odpowiednią wysokość, by dostrzec krzywiznę ziemi… okrągły globus nie jest dowodem. cały światopogląd naiwny sprowadza się do płytkiej wiary, która niewiele ma wspólnego z powszechnym znaczeniem tego słowa. wierzący to nie tylko człowiek uznający Boga – każdy lubi wierzyć we własne „widzimisię”. na tej podstawie można dowieść nieistnienia człowieka niewierzącego.
na polu wiary wątpienie nie traci swego znaczenia. pozostaje w konstytuującej mocy, jak w przypadku wiedzy, nabiera nawet siły sprawczej bowiem, prawdziwa wiara w wyższą rzeczywistość metafizyczną, w Istotę Najwyższą, dokonuje się dzięki przezwyciężaniu wątpienia /w przeciwieństwie do metodycznego nazwijmy je: permanentnym, gdyż jest błędem metody/. aby uwierzyć należy zwątpić we własne „widzimisię”, w tzw. rozum i w jego wątpienie: nie w jakiś fakt niemożliwy do wyjaśnienia, ale w cały rozum, który nie potrafi tego faktu wyjaśnić… wszelako „rozum” zdolny jest odeprzeć atak, po każdym, zwycięskim akcie wiary, po raz kolejny może zadać to samo pytanie: czyżby? permanentne wątpienie, a raczej jego nieustanne przełamywanie umacnia wiarę. także charakter wierzącego.
bez Wątpienia wiara by umarła.
termin Kierkegaarda w interpretacji Bierdiajewa