9.7. Szaleństwo jako kondycja ludzka

    Mit szaleństwa z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

   W 1978 roku Franco Basaglia zdołał doprowadzić we Włoszech do przyjęcia prawa numer 180, które usankcjonowało likwidację szpitali psychiatrycznych,* i które Światowa Organizacja Zdrowia wskazała w 2003 roku, jako „jeden z nielicznych innowacyjnych przykładów w dziedzinie psychiatrii na światową skalę”.
   Nazywanie owej likwidacji największym osiągnięciem Basaglii byłoby błędem, aczkolwiek dzieje się tak dla wygody i korzyści wielu osób stojących po stronie prawa, gdzie zwykle funkcjonuje tego typu zachowanie: akceptowana jest pewna reguła, w tym przypadku likwidacja szpitali psychiatrycznych, by w dalszej kolejności nie dopuścić do następstw tej reguły, w zamierzeniach będącej zaledwie pierwszym krokiem na długiej drodze do przebycia, która została zainicjowana przez Basaglię serią tekstów napisanych między 1963 a 1979 rokiem, wydanych niedawno pod tytułem Utopia rzeczywistości.77
   W odróżnieniu od rewolucji, która ma charakter wybuchowy, ponieważ oznacza przyspieszenie czasu w obliczu wizji innej przyszłości,78 utopia, która patrzy w przyszłość z etyczną perspektywą terapeutyczną, stara się stopniowo poprawiać rzeczywistość poprzez racjonalną kontrolę skutków działań, lecz do tego potrzeba znacznie więcej czasu niż do jakiejkolwiek rewolucji. Operacja Basaglii jest operacją utopijną, nie rewolucyjną.
   W intencjach Basaglii likwidacja szpitali psychiatrycznych miała poruszyć społeczeństwo które, dla zagwarantowania własnego spokoju i podtrzymania rządzących nim układów, nie znalazło lepszego wyjścia niż zaangażowanie kliniki, jaka powstała swego czasu w celu opieki nad jego kondycją i zdrowiem, by dostarczyła naukowego usprawiedliwienia (bardzo wątpliwego w świetle aktualnego stanu wiedzy psychiatrycznej), które uczyniło by oczywistym i przez wszystkich akceptowanym fakt zamknięcia szaleńców w obrębie dobrze strzeżonych murów.
   Realizując to zadanie klinika zredukowała szaleństwo do choroby, ta zaś aby mogła być leczona, musi zostać wyjęta ze świata w jakim posiada swój początek i który jest również owym światem-życia po raz pierwszy określonym tak przez Husserla jako Lebenswelt.79 W ten sposób rodzi się psychiatryczne wykluczenie, odnośnie którego pisze Basaglia:

Szpital psychiatryczny* w tym posiada swój sens istnienia będący również chęcią by irracjonalne stało się racjonalnym. Jeśli ktoś oszaleje i trafia do szpitala psychiatrycznego przestaje być szalonym by zmienić się w chorego. Staje się racjonalnym na tyle na ile jest chorym.80

   Akcja Basaglii miała na celu rewizję świadomości społecznej, była środkiem dzięki któremu społeczeństwo mogło zmierzyć się z przenikającymi je zaburzeniami takimi jak: niedostatek, bieda, narkomania, marginalizacja jak również przestępczość, z czym szaleństwo nierzadko idzie w parze. Szaleństwo bogaczy rzadko bywa wykluczone, co najwyżej zostaje przytemperowane i to tylko wtedy, gdy nadszarpnie interesy majątkowe.

Zatem nie tego szaleństwa dotyczy problem, lecz owego odseparowanego, zinstytucjonalizowanego, spenalizowanego, które jest zawsze szaleństwem biedy – bo w swej istocie jest biedne w porównaniu z tym innym rodzajem szaleństwa (nazwijmy je „fantazyjnym” szaleństwem bogatych), które może się wyrażać poza owym radykalnym oddzieleniem. Zatem problem szaleństwa sprowadza się do związku rozumu i biedy.81

   Aby kontrolować i utrzymać w ryzach biedę nie ma lepszego sposobu niż uciszyć ją jako biedę a dać jej mówić tylko jako chorobie. Jeśli zaś klinika powierzyła swoją wiedzę służbie społeczeństwu, które nie chce zajmować się swoimi zaburzeniami, Basaglia postanowił zadziałać w sposób przeciwny i doprowadzić do tego, by społeczeństwo przynajmniej częściowo zaakceptowało owe, od zawsze niepokojące zjawisko szaleństwa, o którym mówi:

Szaleństwo przynależy naturze ludzkiej. Szaleństwo istnieje w nas i jest obecne tak jak rozum. Problem sprowadza się do tego, że społeczeństwo chcąc nazywać się cywilizowanym, powinno zaakceptować tak samo rozum jak i szaleństwo, zamiast tego angażuje naukę, psychiatrię, by wytłumaczyć szaleństwo jako chorobę w celu wyeliminowania go. Szpital psychiatryczny w tym ma swój sens istnienia.82

   Nie taki był zamiar Philippe Pinela, który w 1793 roku otworzył w Paryżu pierwszy szpital psychiatryczny* uwalniając szaleńców z więzień w oparciu o przekonanie, że szaleńca nie można uważać za przestępcę.83 Psychiatria w swym akcie narodzin ukazuje się jako nauka przynosząca człowiekowi wolność, lecz wystarczył moment, by szaleńcy uwolnieni z więzień zostali ponownie zamknięci w innym więzieniu nazwany domem wariatów.* Odtąd udręce szaleńca towarzyszy szczęście psychiatrii, wystarczy przyjrzeć się jej historii; widzimy pojawiające się kolejno nazwiska wielkich psychiatrów, podczas gdy szaleńcy istnieją wyłącznie jako etykietki: histeria, astenia, mania, depresja, schizofrenia. „Historia psychiatrii”, pisze Basaglia, „jest historią psychiatrów, nie jest historią chorych”.84
   Zapytać jednak trzeba, czy depresja, mania, schizofrenia, są naprawdę „chorobami” tak jak wrzody, wirusowe zapalenie wątroby, rak? A może schizofreniczny sposób bycia na tyle zmienia się od przypadku do przypadku i tak bardzo jest zależny od historii osobistej, że nie sposób podciągać owe różne historie i objawy pod wspólną nazwę?
   Pragnienie dowartościowania na wzór nauki medycznej sprawiło, że psychiatria nie zainteresowała się wystarczająco i nie zadbała o „podmiotowość” szaleńców; wszystkich ich uprzedmiotowiła na równi wobec jedynej chronionej podmiotowości, to jest lekarza. Lecz czy może być wiarygodnym postępowanie, które negując odgórnie podmiotowość szaleńca próbuje go leczyć, znaczy odbudować w jego podmiotowości? Jasne, że nie.
   Przyjmując za warunek równorzędność lekarza i pacjenta, Basaglia odkrył, że oddając szaleńcowi jego podmiotowość staje się on człowiekiem, z którym można wejść w relację. Okazuje się, że szaleniec posiada potrzebę nie tylko leczenia choroby, lecz również ludzkich relacji z kimś kto go leczy, realnych odpowiedzi na jego istnienie, potrzeby rodziny, pieniędzy i wszystkiego tego, czego leczący go lekarz również potrzebuje. A więc: „Chory nie jest tylko i wyłącznie jakimś chorym, lecz konkretnym człowiekiem z wszystkimi swoimi przypadłościami”.85
   Traktowany jako człowiek, pisze Basaglia, „szaleniec nie przedstawia więcej choroby lecz kryzys”,86 kryzys życiowy, egzystencjalny, społeczny, rodzinny, jaki staje się przewlekły i ostateczny, jeżeli szaleniec, który zgubił się w świecie, zostaje z tego świata wyjęty i mniej lub bardziej definitywnie zamknięty w owym nie-świecie zwanym szpitalem psychiatrycznym. Jeżeli cierpienie psychiczne nie jest chorobą, lecz potencjalną historią kogokolwiek mogącego z dnia na dzień zboczyć z kursu myśli, wrażeń i uczuć które, gdy oderwane toną w czarnym tak bardzo niepewnym świetle, jakie oscylując między poezją, geniuszem a patologią zwykliśmy nazywać „szaleństwem”, jeżeli ów stan nie jest wyłącznie zarezerwowanym przywilejem szaleńców, ich trwałą, definitywną kondycją, ale raczej pojedynczym albo powtarzającym się epizodem, który staje się właśnie trwałym i definitywnym, gdy pozostaje nie leczony, nie można myśleć o jakimkolwiek rozwiązaniu problemu cierpienia psychicznego identyfikując leczenie z odsunięciem w zamkniętą i pozbawioną świata przestrzeń szpitala psychiatrycznego.
   Dlatego Basaglia, najpierw w Gorycji a później w Trieście, wspierany przez Eugenio Borgnę w Novarze, rozpoczął eksperyment wypuszczenia pacjentów z zamkniętych szpitali psychiatrycznych, którzy w odpowiednim towarzystwie mogli wyjść na miasto i wzbudzając odrobinę konsternacji wypić w barze kawę, wymienić z ludźmi parę słów, wejść do kościoła, kupić coś na targu i tym samym nabyć pewnych odniesień w zwykłym świecie, z którego szaleństwo wykluczyło ich tymczasowo a szpital psychiatryczny definitywnie. Oczywiście w zamknięciu pozostali ci spowici mrokiem depresji, jaka nieusuwalnie naznaczyła ich rysy twarzy albo owi zagubieni w delirium tak bogatym i wrzącym, by przekształcać wszystko i kreować fantastyczne światy w zastępstwie tego realnego, im odebranego. I wreszcie również ci dotknięci manią, która dla Platona była „boską”,87 gdy ujawniała się w pobliżu wyroczni, a która niestety w zamknięciu szpitala staje się nieludzką, często pre-ludzką. Jeżeli człowiek, jak twierdzi Heidegger, narodził się by „być-w-świecie”,88 trzeba naprawdę dużej wiary by sądzić, że w sytuacji gdy świat rozpada mu się w gwałtownym przypływie obłędu, tego milczącego w depresji lub tego krzykliwego w manii, da się uratować dotkniętego szaleństwem izolując go od świata, a więc odbierając mu możliwość uporządkowania go, które jest przecież jedynym ćwiczeniem i lekcją rozumu.
   Antyszpitalny i antyfarmakologiczny nurt w psychiatrii rozwijany był i wykładany począwszy od lat trzydziestych, przez Binswangera i Minkowskiego w Szwajcarii, później przez Lainga i Coopera w Anglii, Deleuze’a i Foucaulta we Francji, Cargnello, Callieri i Borgnę we Włoszech, aż pewnego dnia Franco Basaglia zdołał otworzyć bramy szpitala psychiatrycznego w Trieście, mieście które z powodu swego charakteru najlepiej być może nadawało się pod tego rodzaju eksperyment.
   Triest jest miastem wyjątkowym, trochę austriacki, trochę słoweński, trochę chorwacki, trochę włoski, można powiedzieć: jest miastem przyszłości, bo stworzonym przez różne nacje, gdzie ludzie przyzwyczajeni są do kontaktów z „obcymi” a więc również z „dziwnymi”, „nienormalnymi”,* czyli tymi jakich nazywamy „szalonymi”. Dzisiaj „nienormalni”, „szaleńcy” poruszają się swobodnie po Trieście, wśród staruszków, których miasto jest pełne, a którzy również rozumują nie całkiem normalnie. Obcy, odmienny sposób widzenia świata, jaki dla miejscowych może wydawać się z początku dziwaczny, może stać się swojski, jeśli tylko zostanie złagodzona własna sztywną postawa i do głosu dopuszczona zostanie owa cnota zwana „tolerancją”.
   Jeśli marzeniem, snem Basaglii była chęć przekształcenia kliniki w warsztat nowych form relacji społecznych, nie mogło być przebudzenia bardziej zaprawionego goryczą, dzisiaj, gdy zmuszeni jesteśmy skonstatować, że w psychiatrii dominującą jest „psychiatria biologiczna” jeśli nie nawet „genetyka psychiatryczna”.
   Utopia Basaglii, utopia stworzenia rozsianej na obszarze całego kraju sieci służby zdrowia psychicznego, ośrodków wspólnotowych, grup współżycia społecznego z udziałem profesorów, nauczycieli, osób towarzyszących i zaangażowanych uczestników, którzy mieliby przywrócić „ludzki” wymiar „uprzedmiotowionym” szpitalnym relacjom lekarz-pacjent, by następnie poddać weryfikacji resztę stosunków społecznych, owa utopijna idea wydaje się stać na skraju przepaści, nawet jeśli Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że wśród młodych na Zachodzie jedna osoba na pięć cierpi na zaburzenia psychiczne, i ostrzega, że w 2020 roku zaburzenia neuropsychiatryczne wzrosną do liczby przekraczającej pięćdziesiąt procent, stając się jedną z pięciu głównych przyczyn chorób, upośledzenia i śmierci.
   Co zrobimy? Pozamykamy wszystkich w szpitalach psychiatrycznych?* A może warto spróbować pomóc odtworzyć im związek ze światem, który szpital psychiatryczny definitywnie przecina a obecna służba zdrowia psychicznego nie gwarantuje z powodu zaniedbań, obojętności, znieczulicy, z powodu strachu jaki społeczeństwo żywi przed odmiennością uosabianą pod postacią imigrantów, narkomanów, bezdomnych i innych marginalizowanych? Basaglia był tego świadom mówiąc:

Ważne, że udało nam się zademonstrować, iż niemożliwe staje się możliwym. Dziesięć, piętnaście, dwadzieścia lat temu niemożliwym było, by szpital psychiatryczny mógł zostać zlikwidowany. Być może szpitale psychiatryczne powrócą i znowu staną się zamknięte, a nawet szczelniej zamknięte niż poprzednio, tego nie wiem, lecz dzisiaj na ile to możliwe pokazaliśmy, że da się podchodzić do osoby szalonej w odmienny sposób, a świadectwo tego jest fundamentalne. Nie wierzę, by na podstawie jednego przykładu, nawet jeśli uda się go zgeneralizować, można było powiedzieć, iż się wygrało. My, w naszej słabości, w mniejszości jaką stanowimy, nie możemy wygrać, to władza zawsze wygrywa, my możemy najwyżej przekonać.* W momencie w którym udaje nam się przekonać, wygrywamy, to znaczy skłaniamy pewną sytuację do zmiany trudnej do odwrócenia.89

   Basaglia wiedział, iż nie wystarczy zamknąć instytucji szpitala psychiatrycznego, by położyć kres niszczeniu życia ludziom w obrębie jego murów, owemu cichemu holocaustowi dokonywanemu w imię nauki, i aby wymusić na społeczeństwie rewizję jego stosunku do zjawiska szaleństwa, do przenikających je zaburzeń. Zresztą dzisiaj, tak duża ilość osób usiłuje lepiej zarządzać własnymi nastrojami wybierając zamiast relacji społecznych codzienną dawkę pigułek, aż po przeobrażenie w stojące zawsze na wysokości zadania pozbawione duszy chemiczne roboty, że pod znakiem zapytania postawione zostaje bezpieczeństwo ogółu w sensie całego społeczeństwa. Do tego należy dodać, że leczenie psychiatryczne stało się w naszych czasach bardziej wymagające, bardziej aseptyczne, po prostu czystsze, chociaż zdecydowanie bardziej inwazyjne niż niegdysiejsza instytucja szpitala psychiatrycznego, o czy wspomina spadkobierca Basaglii, Franco Rotelli:

Biologia molekularna i neurofizjologia mogą mieć jeszcze większą moc, neuronauka będzie mogła powiedzieć nam dużo o mózgu, dużo nam powie genetyka. Istnieje jednak pewien problem, na jaki nigdy nie uzyskamy od tych nauk odpowiedzi: problem etyczny dotyczący sposobów, za pomocą których ludzie ustanawiają porządek społeczny i zasad nawiązywania wzajemnych relacji. Uważam, że Franco Basaglia postawił tę sprawę na najwyższym poziomie. W rozważaniach na temat choroby, medycyny, społeczeństwa, wychodził zawsze od etyki, wartości i od tego jak te wartości są realizowane, zwracając uwagę jak konkretne instytucje do nich się odnoszą, jak je praktykują, i jaki nadają im kształt.90

   Taki był projekt Basaglii. Likwidacja szpitali psychiatrycznych była zaledwie przyczynkiem mającym na celu przekonanie społeczeństwa, by nie czuło strachu przed odmiennością, jaka jest jego naturalną częścią i jakiej w tej lub innej formie, biedzie ciągle coraz więcej gościć w sobie. Być może ochrona szalonych, tych najsłabszych, pogląd rozpowszechniony w latach siedemdziesiątych, nie jest już ideałem naszej kultury jawiącej się coraz bardziej podatną na stosunki siły niż na względy wsparcia i pomocy. Czyżby znaczyło to nadchodzącą pandemię szaleństwa?
   Serce stało się twarde i utracone zostało zaufanie w terapeutyczny charakter wzajemnych kontaktów i relacji społecznych; to ich cecha szczególna, którą każdy, gdy tylko poczuje się źle, może zweryfikować.

następny rozdział

* manicomio :)
77). F. Barsaglia, L’utopia della realtà (1963-1979), Enaudi, Torino, 2005
78). S. Natoli, Télos, skopós, éschaton, Tre figure della storicità (1982), w Teatro filosofico, Feltrinelli, Milano 1991
79). E. Husserl, Die Krisis der europäischen Wissenschaften und die transzendentale Phänomenologie (1934-1937, opublikowane w 1954)
* manicomio :)
80). F. Basaglia, Conferenze brasiliane (1979), Raffaello Cortina, Milano 2000
81). F. Basaglia, F. Ongaro Basaglia, Follia/delirio, w Enciclopedia, Enaudi, Torino 1979
82). F. Basagia, Conferenze brasiliane
* manicomio :)
83). Ph. Pinel, Traité médico-philosophique sur l’aliénation mentale ou la manie (1800)
* manicomio :)
84). F. Basagia, Conferenze brasiliane
85). F. Basagia, Conferenze brasiliane
86). F. Basagia, Conferenze brasiliane
87). Platon, Faidros, 244 a. O “boskim szaleństwie” patrz również U. Galimberti, La terra senza il male. Jung dall’inconscio al simbolo (1984), Feltrinelli, Milano 2001, rozdział 13: “La divina follia”.
88). M. Heidegger, Sein und Zeit (1927); wyd. polskie Bycie i czas, część I, rozdział 2: “…”.
* nieprzekładalna gra słów: obcy, obcokrajowiec /po włosku straniero/ oraz strano /dziwny, nienormalny/ jak widać, są po włosku blisko ze sobą spokrewnione
* manicomio :)
* gra słów: vincere – convincere po polsku: wygrać – przekonać, albo by oddać wyraźniej związek tych słów: pokonać – przekonać… z tym że przekonać po włosku convincere należało by tłumaczyć: wygrać razem
89). F. Basagia, Conferenze brasiliane
90). F. Rotelli, Quale pratica per la salute mentale alla fine di un secolo di riforme?, w “La psicoanalisi”, nr. 25, Astrolabio, Roma 1999
  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react