upadłe anioły

…chłopak uśmiechnął się przeciągle:
— Aniołowie gromadzą się w nocy – odrzekł spojrzawszy w stronę drzwi. – Krąży ampułka wina; kadź jest przygotowana do kąpieli Aniołów. Klękają przed Piękną, która ściska ich i całuje; służebna Pięknej rozpuszcza jej długie sploty i obie gołe są jak w Raju. Aniołowie zdejmują wełniane habity i podziwiają się w skórzanym odzieniu, jakie uczynił im Pan Bóg; świece płoną i gasną, i każdy idzie za pragnieniem swojego serca.
— Cóż to za bzdury! – rzekł lekarz z pogardą.
Ale uczuł głuchy niepokój. Znał te anielskie określenia i te łagodne lubieżne obrazy: należały do zapomnianych już sekt, które rzekomo rozgromione zostały we Flandrii ogniem i żelazem pół wieku temu…

Marguerite Yourcenar „Kamień filozoficzny” frag. 1

…zamknąłem książkę i przeciągnąwszy się zerknąłem na duży, ustawiony za ochronnym pleksiglasem, ciekłokrystaliczny ekran, na którym, po kilkunastominutowym secie reklamowym, zaczął się film Fallen Angels
— ciekawa koincydencja – pomyślałem – przed chwilą zapowiedziano samolot do Hong Kongu…
+
siedzę na ławce w sali odlotów lotniska w Kopenhadze. czekam na połączenie. pozostało mi kilka godzin. nie ma co robić, więc patrzę w ciekłokrystaliczny ekran. lubię ten film Wong Kar-Wai’a, a In the Mood for Love nawet bardziej. szkoda, że nie można włączyć dźwięku, przez ten cholerny pleksiglas… jak w celi urzędu imigracyjnego w porcie w Harwich – przypominam sobie – gdzie zamknęli mnie po decyzji w sprawie mej deportacji… spędziłem tam dwa dni w oczekiwaniu na prom do Holandii i na obstawę dwóch policjantów. wtedy też miałem książkę… nie była to Yourcenar, bo tę dostałem od Marka kilka lat później.
— dobrze mnie tam traktowali – mówię z przekąsem – żywili hamburgerami a poili coca-colą, jakby nie mieli zwykłej wody. robili to chyba propagandowo, bo jak inaczej wyjaśnić, że telewizor o który nie prosiłem, nieustannie był włączony, w dodatku za pleksiglasem, bym go przypadkiem nie ściszył… tutaj dałbym głośniej, fajny film leci. znasz?
dziewczyna z ławki naprzeciwko potrząsnęła głową. poprawiała włosy w ustach przytrzymując spinkę… jak mam to rozumieć?
+
przylecieliśmy z Warszawy jednym samolotem – powiedziała, gdy spotkaliśmy się na lotnisku w Kopenhadze pod tą samą bramką. uśmiechnęła się z daleka i zapytała: czy też lecę do Nju Łerku.
— dokąd?
— do New Work’u – powtórzyła, a widząc że nadal nie rozumiem dodała – do New York’u.
— nie… – zająknąłem się. – nie mogę… chciałbym, chociaż… i tak nie mam wizy – wyjaśniłem, bo zrobiło się smutno… lecz tylko na chwilę, ponieważ stojąc tak i patrząc na siebie szybko uświadomiliśmy sobie, że w takim razie trzeba jak najlepiej wykorzystać miejsce i czas.
+
lotnisko. przechowalnia bagażu. fastfood-restauracja. strefa bezcłowa, tani alkohol i łazienka na żetony, gdzie można przygotować się do kąpieli
+
— znasz ten film? – zapytałem, a ona potrząsnęła głową rozczesując włosy. – to jest film o niespełnionej miłości.
— znam tę bajkę – odparła wyjmując spinkę z ust – ładna.
+
była ładna. jak miała na imię? dla wewnętrznej spójności nazwę ją Angelika.

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reakcje

benzar

na studiach z filozofii uczestniczyłem w zajęciach z ontologii miłości. był to równie poważny jak i śmieszny wykład monograficzny na podstawie Sympozjonu Platona… prowadzący go profesor L. /jak pamiętam raczej mniej niż więcej/ rozwodził się nad koncepcją „poszukujących się połówek”. zaskakującym wnioskiem jego egzaltowanych, przeciąganych z wykładu na wykład rozważań :> było oczywiste stwierdzenie, że warunkiem miłosnego spełnienia jest SPOTKANIE. bo spotkać się nie jest łatwo. trzeba mieć dużo szczęścia, by nie minąć się w czasie i w przestrzeni. trzeba też rozumu, by się rozpoznać, nie zignorować…

natalia

co to ma byc???????????????????

benzar

to jest bocznica, słonko :>

reaguj/react