8.3. Remedium psychoanalityczne

    Mit psychoterapii z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

mity   Po trzydziestu latach praktyki analitycznej, Robert U. Akeret, amerykański psychoanalityk uczeń Rollo May’a i Ericha Fromma, zdecydował zawiesić swoją aktywność i wyruszył w podróż by odnaleźć niektórych swoich pacjentów sprzed lat, zobaczyć jak się mają, jakie życie prowadzą, i by stwierdzić czy analiza dokonała coś w ich życiu.
   Po przebyciu wielu kilometrów autostrad krzyżujących się wzdłuż wybrzeża Atlantyku, Robert Akeret trafił do Naomi, ślicznej Żydówki z Bronxu która uważała się niegdyś za andaluzyjską tancerkę flamenco. Niewielkie delirium pomocne w przetrwaniu? Albo piękne rozszczepienie osobowości będące mniej więcej tym samym, ponieważ neuroza i psychoza nie są niczym innym jak ekstremalnymi sposobami, by pomimo wszystko żyć jakoś na świecie. Naomi przestała uważać się za tancerkę, lecz bez tego alternatywnego świata w jakim mogła się schronić, zaczęło narastać w niej począwszy od złego traktowania matki, nigdy naprawdę nieugaszone poczucie nienawiści do samej siebie.
   Potem nastąpiło spotkanie z Sethem cierpiącym kiedyś na okrutne fantazje seksualne dotyczące śmierci, jakie skutecznie uniemożliwiały mu przeżycie normalnego miłosnego związku. Po kilkunastu latach w których czuł się silniejszy, szczęśliwszy, bardziej pozytywny, Seth wpadł jednak w głęboką depresję, jaką tylko upływ czasu był w stanie częściowo zaleczyć.
   Co powiedzieć w dalszej kolejności o Charlesie, cyrkowym treserze niebezpiecznych zwierząt, przenikniętym na wskroś erotyczną obsesją, jaka czyniła z niego beznadziejnie zakochanego w białej niedźwiedzicy? Albo o Saszy, który ogarnięty obłędem seksualnym, stracił inspirację literacką? Żaden z nich, pisze Akeret, nie czuł się znacząco lepiej w porównaniu z czasem gdy spotkał ich po raz pierwszy. Charles przestał kochać się w niedźwiedzicy, lecz przy okazji stracił zainteresowanie wszystkimi innymi aspektami swego życia, gdy tymczasem Sasza mówiąc że czuje się niby dobrze, twierdził jednak iż wolał czas gdy czuł się nieszczęśliwy lecz z pasją, od obecnego stanu głupiego zadowolenia.
   Robert Akeret po zapoznaniu się z ostatnią, brakującą stroną jego psychoanalitycznych powieści, nie wrócił do swojego gabinetu rozczarowany, lecz po prostu przekonany, że psychoanaliza nie służy do leczenia, lecz do czucia się bardziej żywymi, czyli do poprawy zdolności uczestnictwa w całej gamie emocji, nie tylko w żałobie, współczuciu i bólu, lecz również w entuzjazmie, pasji i radości, w przeciwieństwie do stanu wycofania się z życia, które jeśli przedłużone, podważa w ogóle możliwość jego kontynuacji. Jak mawiał jego mistrz Erich Fromm: „biofilia” albo „nekrofilia”. Oto rozróżnienie czynione przez analizę. Tak pisze Akeret w Człowieku który zakochał się w białej niedźwiedzicy.5
   Kryzys psychoanalizy rozważa także analityk Luccio Russo,6 wedle którego psychoanaliza narodziła się z przypadkowego spotkania podmiotowości Freuda z faktem /przedmiotowością/ epokowego kryzysu jego czasów. Psychoanaliza jako taka, nie odkrywa niezmiennych praw natury ludzkiej, lecz kształty epoki w nieunikniony sposób podatne na utratę znaczenia i kompletny rozkład, jeśli nie ponowi się spotkania podmiotowości analityków z stanem /przedmiotowością/ ich czasów.
   Dla Lucio Russo powszechny stan naszych czasów to depresja, nie z powodu utraty kogoś bliskiego, żalu albo melancholii jak chciałby Freud, lecz z powodu obojętności duszy – ten starożytny gnostycki motyw wyraża w języku mitologicznym to, co dzisiaj może zostać określone w pojęciach naukowych, jeśli tylko wyjdzie się poza metapsychologię Freuda7 konstruującą zróżnicowany aparat psychiczny, po to by sięgnąć owej nieokreślonej i niczyjej ziemi, w której tkwią korzenie melancholijnej ciszy. Rozpatrywać zalążek depresji nie jako konsekwencję żalu, jak myślał Freud, lecz obojętności duszy – cechy szczególnej naszej epoki, to sposób synchronizacji z duchem czasu, i odkrycie że przyczyna zła* leży głębiej niż podejrzewano. Zaś co do ewentualnego bycia w dobrym stanie, potrzeba by innej dłuższej rozprawy.
   Sto lat psychoterapii a świat jest w coraz gorszym stanie, głosi tytuł pięknej książki Jamesa Hillmana i Michaela Ventura.8 Główna jej teza dotyczy stwierdzenia, że jeśli terapia zajmuje się przystosowaniem osoby do generującego chorobę i złe samopoczucie społeczeństwa, prowadzi to w efekcie do wywołania następnej, innej choroby w jednostce i w społeczeństwie. Zleca się zatem wyciągnąć duszę, życie wewnętrzne człowieka z solipsyzmu w jaki zostało wepchnięte przez psychoanalizę, by dać mu posmakować powszechnych doznań i koniecznej pasji obywatelskiej, ponieważ jak pisze Hillman: „Ja nie jestem, jeżeli nie w polu psychicznym wraz z ludźmi, zwierzętami, roślinami, budynkami, środowiskiem”.9 To znaczy jestem na świecie, a nie w zamkniętej przestrzeni mojej autystycznej duszy.
   Tak oto psychoanaliza, oczywiście bez powoływania się, odkrywa fenomenologię: to jest Jaspersa, Husserla, Heideggera, Sartre’a, Merleau-Ponty, Binswangera, a we Włoszech Carnello, Callieri, Borgnę, Basaglię, ludzi którzy te same rzeczy mówili już dawno temu. Lecz przyznać to otwarcie, problem, bo nie wolno mieszać psychoanalizy z fenomenologią.10 Bo każdy kościół ma swych kapłanów i swoje niepodzielne świętości.
   W tym kontekście warto przytoczyć doskonały wkład fenomenologiczny Edoardo Giusti i Antonia Jannazzo11 proponujących psychoterapii, zgodnie z wyrażeniem prezentującego książkę Bruno Callieri, „model transteoretyczny”, ponieważ szaleństwo nie tylko nie pasuje do teoretycznych układów psychoterapeutów, lecz jest ich ciągłym burzeniem. Pozostawanie wiernym własnemu układowi teoretycznemu, wrastanie w niego, to gwarantowanie sobie bezpiecznego oparcia, by nie podążać za szaleństwem na jego poplątanych ścieżkach i uniknąć jego niewyobrażalnych ucieczek z każdego teoretycznego układu, tzw. pustej pułapki, jak rzetelnie zreferował Robert Akeret po odbyciu swej podróży w poszukiwaniu białego misia.
   Aby śledzić szaleństwo na jego nieprzewidywalnych drogach trzeba zaufać opowieści. Nie opowieści jaką psychologia może dać na temat duszy, lecz opowieści z duszy /płynącej/, jak mówi Mario Trevi,12 ponieważ w technicznym języku wiedzy psychologicznej dusza nie jest więcej źródłem dyskursu, lecz wynikiem pewnej procedury dyskursywnej, w jakiej natura duszy w swej wyjątkowości nie zostaje ujawniona, lecz ustanowiona.
   Od powyższej uwagi Treviego nie różnią się konkluzje Basilio Reale,13 poety i psychoanalityka, który począwszy od kryzysu psychoanalizy jaki jego zdaniem zaczyna nabierać wagi pod koniec lat siedemdziesiątych, rozpatruje swą wieloletnią działalność psychoanalityczną i zamyka bez wahania dywagacje na temat naukowych pretensji psychoanalizy, by poprowadzić ten rodzaj „leczenia przez słowa” w kierunku stylu opowieści, gdzie sama opowieść dzięki odwiecznej charakterystyce przechodzi w narrację, by komponować leczenie.
   Uciekając od logicznej dychotomii: prawda-fałsz, i od etycznej: dobro-zło, opowieść zbiera rozrzucone wątki osobistej historii robiąc z ich plątaniny tkankę, w której ukazuje się osnowa egzystencji, jaką lepiej znać niż ignorować. Analiza w tej wersji jest mało „analityczna”, a bardziej „rekonstruująca” w sensie odnajdywania poprzez opowiadanie siebie sobie śladów własnego życia, w stopniu umożliwiającym odzyskanie kształtu skonsolidowanej tożsamości i tysięcy potencjalnych tożsamości zaledwie sygnalizowanych, w których leżą szanse przyszłych zmian.
   Zaś co do bólu i nieszczęścia, są to składniki egzystencji których, jeżeli chce się zachować jakikolwiek ludzki aspekt, nie warto leczyć. Celem analizy w istocie nie jest wyleczenie, lecz znajomość siebie, której mediatorem może być tylko opowiadanie odbudowujące osnowę naszego życia, jaką bez analizy jesteśmy w zwyczaju pozostawiać w rozrzuconych kawałkach.
   Aczkolwiek być może w czasach techniki, nasza tożsamość została już wchłonięta przez pełnioną przez nas funkcję, tak jak nasza wolność jest tylko ukrytą formą niewolnictwa, nasza indywidualność iluzją zatopioną w masowej kulturze, wewnątrz której jedyną krążącą opowieścią jest zbiorowy monolog mediów, gdzie każdy mówi to co usłyszał od wszystkich i słucha tego co spokojnie mógłby sam powiedzieć. W takiej afazji indywidualnej duszy, gdzie psyche milczy, a mówią tylko wymagania porządku społecznego, coraz więcej miejsca zdobywają owe technologiczne lekarstwa nazywane psychotropami, bo jednostki utraciły umiejętność doświadczania bólu.
   Co pozostaje w takim razie z psychoanalizy w naszych czasach? Z szybkiego przeglądu książek jakie ukazały się na ten temat w ostatnich latach, odnosi się wrażenie, że psychoanaliza nie jest w najlepszym zdrowiu. Może jej podstawowe kategorie skupiają się na człowieku którego już nie ma, może wielkomiejska struktura naszego społeczeństwa tak bardzo zredukowała możliwość kontaktu, jaki od zawsze był dla ludzi pierwszą formą pomocy, a może pojedyncze osoby stały się do tego stopnia afazyjne, że wolą zgubić się w zgiełku świata z jakimś lekarstwem pod ręką, bo nie mają już nic więcej sobie do powiedzenia? A może życie jakie każdy sobie wyśnił, było inne, a innego po prostu nie ma.
   Psychoanalityk który wybrał się by zobaczyć, co po przebytej kuracji poczęli z sobą jego pacjenci, po powrocie z podróży zamknął swoją książkę odpowiedzią, jaką udzielił mu ostatni przepytywany pacjent: „Może terapia działa tylko wtedy kiedy działa”, z komentarzem: „Wróciłem z mej podróży z czymś w rodzaju uczucia religijnego zaniepokojenia co do zdolności przetrwania człowieka. Zadanie to samo w sobie wydaje mi się heroiczne. I nic z tego co terapia może albo nie może zrobić, jest z nim porównywalne”.14

następny rozdział

5) R.U. Akeret, The Man Who Loved a Polar Bear (1995); wyd. polskie: O mężczyźnie, który kochał niedźwiedzicę polarną, ZYSK I S-KA
6) L. Russo, L’idifferenza dell’anima, Borla, Roma 1998
7) S. Freud, Metapsychologie (1915)
* choroby
8) J. Hillman, M. Ventura, We’ve had a Hundred Years of Psychotherapy – And the World’s Getting Worse (1992)
9) J. Hillman, M. Ventura, We’ve had a Hundred Years of Psychotherapy – And the World’s Getting Worse (1992)
10) patrz na ten temat: U. Galimberti, Psichiatria e fenomenologia (1979) Feltrinelli Milano 2006, w szczególności Część druga: La fondazione fenomenologica della psichiatria.
11) E. Giusti, A Jannazzo, Fenomenologia e integrazione pluralistica. Libertà e autonomia di pensiero dello psicoterapeuta, Edizioni Universitarie Romane, Roma 1998.
12) M. Trevi, Per uno junghismo critico, Bompiani, Milano 1987
13) B. Reale, Le macchine di Leonardo. Analisi, immaginazione, racconto, Moretti e Vitali, Bergamo 1998
14) R.U Akeret, The Man Who Loved a Polar Bear (1995); wyd. polskie: O mężczyźnie, który kochał niedźwiedzicę polarną, ZYSK I S-KA
  • facebook

inne losowo wybrane posty

reakcje

zer00

Gość nazwiskiem Tomasz Witkowski, omawiając badania innego gościa Hansa Eysencka z 1952 r. [1], pisze:

“Różnica między terapią niefreudowską i brakiem terapii jest prawdopodobnie nieistotna statystycznie. Można powiedzieć, i to bez ironii, że terapeuci niespecjalnie szkodzą swoim pacjentom, a w niektórych przypadkach może i nawet pomagają. W przypadku traktowania ludzi psychoanalizą nie sposób powstrzymać się od wniosku, że psychoanalitycy przeszkadzają w naturalnych procesach przywracających stan równowagi psychicznej!”

Ale o tym pewnie już wiedziałeś wcześniej :)

[1] http://psychclassics.yorku.ca/Eysenck/psychotherapy.htm

dróżnik

..pewnie że wiedziałem :) ale zawsze warto przypomnieć. dziękuję :)

reaguj/react