11.5. Negatywne skutki informatyki w szkołach

    Mit nowych technologii z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego

   Nie mam nic przeciwko technologii, nie boję się komputerów, niepokoją mnie jednak plany przewidujące komputer dla każdego ucznia; plany podzielane tak przez lewicę jak i prawicę w zgodzie i z aprobatą tym razem naprawdę zdecydowanej większości, tak jakby wystarczyło wprowadzić nowe technologie, by rozwiązać problemy nękające dzisiejszą szkołę.
   Zaniepokojenie to podziela Clifford Stoll, pionier Internetu który od 1975 pomagał Sieci przekształcić się z ezoterycznego projektu badawczego jakim była, w dzisiejsze zjawisko planetarne. Po trzydziestu latach całkowitego oddania projektowi, Stoll stał się jednym z jego czołowych krytyków, „adwokatem diabła” jak nazywa go Bill Gates. Zdaniem Stolla prawdziwa edukacja znacznie różni się i jest sprawą dużo bardziej poważną od nauki informatycznego alfabetu, i że szkoła, a więc przyszłość społeczeństwa, jest zbyt cenna, by zostać powierzona fanatykom nowych technologii, producentom komputerów i oprogramowania oraz ekspertom od marketingu.
   Kiedy patrzy się na świat nauczania oddający się z entuzjazmem pędowi ku technologii, kiedy zmieniający się na stanowiskach w resorcie edukacji ministrowie wolą promować menadżerów, a chcący być na czasie profesorowie angażują się w okablowywanie szkoły za zgodą i wsparciem rodziców sięgających bez wymówek po kartę kredytową, by kupić sprzęt elektroniczny dla dzieci widzianych już w rolach małych geniuszów informatyki, minimum o jakie można prosić, to chwila refleksji i przyjęcie postawy krytycznej, jaka może pomóc otrząsnąć się i znaleźć odpowiedzi na trudne do uniknięcia pytania stawiane przez Stolla w takiej oto kolejności:

Co zostaje utracone, gdy adoptuje się nową technologię? Kto zostaje odsunięty na margines? Jakim cennych aspektom rzeczywistości grozi niebezpieczeństwo zadeptania? [...] Jaka jest różnica między dostępem do informacji, a rozumieniem i mądrością konieczną do jej interpretacji? Czy przypadkiem młodzież pozbawiona zmysłu krytycznego, którego informatyzacja nie uczy, nie ryzykuje pomieszania formy z treścią, wrażenia z wrażliwością, masy dostępnych danych z jakościową myślą? [...] Komputer nie może zastąpić dobrego nauczyciela. Pięćdziesiąt minut lekcji nie mogą być kondensowane do piętnastu multimedialnych minut. [...] Powinniśmy zatem przynajmniej zapytać się: jakie problemy zostają rozwiązane przez wprowadzenie internetu do każdej szkoły? A jakie problemy mogą zostać stworzone poprzez oddawanie ciągle coraz większej ilości naszego czasu urządzeniom elektronicznym?15

   Wychodząc od tych pytań Stoll zakreśla bardzo wyraźną linię podziału. Zadaniem szkoły nie jest dostarczanie danych i ciągle coraz większej ilości danych, ani tym bardziej dostarczanie odpowiedzi bez wskazania procesów, z pomocą których osiąga się te odpowiedzi. Zadaniem szkoły jest dostarczenie metody badawczej i umiejętności sądu. Posiadając taką podstawę wszelkie dane jak i odpowiedzi można otrzymać w prosty sposób.

Za cenę dwudziestu komputerów można wyposażyć wspaniałe laboratorium fizyczne. Za dziesięć lat, kiedy owe komputery od dawna leżeć będą na śmietnisku, kamertony będą mogły nadal nauczać rezonansu, woltomierz perfekcyjnie zobrazuje prawo Ohma, a uczniowie będą mogli nadal używać tych samych przyrządów, by zrozumieć ruch kątowy.16

   W ten sposób nauczą się metody badawczej, a nie tylko prostych, gotowych rezultatów, jakich komputer może dostarczyć ogromne ilości, lecz bez zaangażowania głowy ucznia w poszukiwanie sposobu ich osiągania. I tu Stoll daje następny przykład:

Bardzo łatwo jest zademonstrować komputerową symulację wzrostu roślin, sekcji żaby, czy przeludnionego ekosystemu. Żadnego problemu. Żadnego oburzonego miłośnika zwierząt. Jednak skutkiem zastąpienia biologii laboratoryjnej biologią wirtualną jest utrata znaczenia nauki, utrata sensu poszukiwania i odkrycia prowadzącego do zrozumienia.
   Ale czyż zawodowi fizycy, chemicy i biolodzy nie używają komputerów? Jasne że tak, lecz oni nie nabyli umiejętności zawodowych dzięki jakiemuś oprogramowaniu, a w ich szkołach nigdy nie nauczało się poprzez symulacje. Symulacje komputerowe są potężnymi narzędziami, gdy używane są w obrębie badania naukowego, w celu znalezienia odpowiedzi na określone pytania. Jednak nie dostarczają zrozumienia, nie mogą pokazać co znaczy: tworzyć naukę, nie są w stanie zainspirować ciekawości tak istotnej dla stania się naukowcem. Symulacje nauczają wiedzy symulowanej.17

   Już dzisiaj, zauważa dalej Stoll:

Dzięki cyfrowej elektronice uczniowie dysponują „gotowcami” bez wypracowania własnego zdania: rozwiązanie problemów staje się naciskaniem klawiszy. Nie trzeba wiedzieć jak otrzymać wartości abstrakcyjne, wystarczy kalkulator i bezpośrednie przejście od zadanych liczb do wyników, do gotowych odpowiedzi bez minimalnego wymogu myślenia. Postawieni naprzeciw jakiegoś problemu matematycznego uczniowie oczywiście wybiorą kalkulator a nie doświadczenie. I tak narzędzie wymyślone, by wzmocnić rozumienie matematyki, stało się sztampą powodującą liczbowy analfabetyzm. [...] Nie może zatem dziwić, że uczniowie odstawieni od kalkulatora nie potrafią dokonać w głowie ani mnożenia ani prostego dzielenia. W ich systemie kognitywnym arytmetyka jest prawie nieobecna. Problemy matematyczne rozwiązują przy pomocy kalkulatora. Przyciskają klawisze, patrzą na wyniki i biorą za pewne to co im dyktuje maszynka.18

   Kiedyś dzieci uczyły się podstaw arytmetyki począwszy do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Liczenie służyło do robienia zakupów, by rozmienić pieniądze, by przeliczyć dochody, rozchody i nie wydać więcej niż się zarabia. Dzisiaj te sprawy nie tylko nie znikły, ale względem tego co było kiedyś, nasze życie wymaga dużo więcej obliczeń, by na przykład zapłacić podatki czy raty kredytowe. Piergiorgio Odifreddi,19 powtarza ciągle w swych pismach, że obecne życie wymaga więcej kalkulacji i więcej liczb niż kiedyś, aczkolwiek straciliśmy zwyczaj zajmowania się nimi, bo powierzyliśmy je maszynom cyfrowym. Oddając się owym „technologicznym protezom”, jak nazywa je Stoll, staliśmy się mniej samowystarczalni.
   To samo dotyczy ręcznego pisania: kaligrafia i gramatyka nie są uważane za godne nauczania, zostają odłożone na bok z korzyścią dla np. Microsoft Word. Efekt, niewielu studentów potrafi pisać przejrzyście, używając sprawnie gramatyki, co za tym idzie przedstawić jasno argumentację, zakładając że ta w ogóle istnieje.
   Lecz o wiele cięższe skutki powszechnej informatyzacji szkoły to: marginalizacja rzeczywistości „fizycznej” na rzecz „wirtualnej” oraz drastyczna redukcja procesów socjalizacji z wszystkimi towarzyszącymi temu etycznymi i psychologicznymi konsekwencjami, powodowanymi odosobnieniem wynikającym ze związku osoby z jej komputerem.
   Odnośnie pierwszego: nie ma wątpliwości, że percepcja „rzeczywistości”, zdolność poruszania się w niej z równowagą i wprawą, są pierwszymi ofiarami fali komputerowej. Wystarczy świadomość trudności jakie człowiek napotyka w wymiarze realnym i porównanie ich z ułatwieniami wymiaru wirtualnego. Dzieje się to przede wszystkim w szkole, gdzie uczęszczająca młodzież jest akurat w wieku, gdy należy rozpoznać granicę biegnącą między rzeczywistością a snem, wyobraźnią, pragnieniem. Komplikowanie przejścia od zasady przyjemności do zasady rzeczywistości, jakie wskazywał już Freud,20 oznacza przedłużenie okresu dorastania aż po wiek dojrzały, a gdy ten wreszcie nadejdzie, znalezienie się nieprzygotowanym, bez jakiejkolwiek realnej zaprawy. W posłowiu do książki Stolla trafnie zauważa Raffaele Simone:

Możemy nie spostrzec, że rozpowszechnienie wiedzy z równoczesnym jej rozrzedzeniem dzięki informatyce, stanowi najbardziej konkretną przeszkodę w kontakcie z rzeczywistością spośród tych, jakie kiedykolwiek pojawiły się w historii. Z odpowiednim oprogramowaniem mogę zwiedzić Rzym bez postawienia w nim stopy, mogę zanurkować w oceanie bez wchodzenia do wody* i udawać zabawę pełną przemocy nawet bez zadrapania. To rzeczywistość? A może wszystko to nadaje się raczej do wyjątkowych sytuacji niedoborów? Osobiście wydaje mi się, że zinformatyzowane technologie kognitywne są drastyczną formą odrealnienia, drogą do zastąpienia „prawdziwego”, „nieprawdziwym”, „realnego” (rzeczywistego), „nierealnym” (wirtualnym), by symulować rzeczy, jakich nie można albo nie chce się robić. Czy w związku z tym nasze działanie zredukuje się tylko do siedzenia, stukania w klawiaturę i zerkania w monitor? Myślę o takiej ewentualności ze zgrozą, a widzę ją wyraźnie nadchodzącą.21

   Do procesów odrealnienia napędzanych niekontrolowanym użyciem komputera w wieku szkolnym, dodać należy procesy desocjalizacji. Spójrzmy z dystansem na komputer – oczywistym jest że tylko jedna osoba na raz może z niego korzystać. Wpływa to na ograniczenie kontaktu z przyjaciółmi, oznacza mniej współżycia z innymi, zapaść społecznego zaangażowania i chociaż prawdą jest, że przez internet mogę znaleźć sobie znajomych w Ameryce albo w Australii, na ile głębokie są takie przyjaźnie? W jaki sposób przygotowują mnie do spotkań twarzą w twarz z innymi i do naturalnej wymiany zdań? Ile czasu zabierają z naszego realnego życia i z relacji jakie moglibyśmy mieć z najbliższymi? Jakie szkody towarzyszyć będą zastąpieniu realnej wspólnoty z sąsiadem, z kolegą szkolnym czy z przyjacielem z baru, wspólnotą wirtualną głosów bez oblicza, z którymi jesteśmy w kontakcie niby przez e-mail albo przez telegraficzne i kompaktowe smsy?
   Co zostało z naszych zdolności społecznych i jakie są tego konsekwencje w kontekście samotności, depresji, nieśmiałości, kiedy staliśmy się już niezdolni do owego tête-à-tête, podczas którego poza słowami percypuje się również czyjeś zamiary, emocje, rodzaj uczucia, ogólnie cały język pozawerbalny, jaki nie mieści się w słowach, lecz ujawnia się w ciele i bez jakiego nie do pomyślenia jest budowa tożsamości której, na równi z siłą charakteru, zaufaniem, przekonaniem, wytrwałością nie da się ściągnąć z sieci.
   Jeżeli realny świat znika za komputerem, a skomputeryzowane społeczeństwo zmierza do zubożenia, czy naprawdę mamy zamiar ukształtować ludzi zdolnych do działania w skomplikowanej rzeczywistości zachodnich społeczeństw, komputeryzując szkołę i zaplątując ją w kable, i determinując postępujące upraszczanie? Czyż jest tak jak pisze Raffaele Simone, że „wszyscy spiskują w kierunku stopniowego wzrostu prostoty struktur interpretacji z jakimi ma się do czynienia?”22
   Czy to z tego powodu dzisiejsi młodzi potrafią powiedzieć tylko „tak” lub „nie”, a zachęcani do wyrażenia własnego zdania w sprawach istotnych, bez żadnego wysiłku artykulacyjnego czy problematyzacji, ograniczają się w deklaracjach do: „jestem za” albo „przeciw”, bez stref pośrednich, bez zawahania, z dala od dychotomicznych odpowiedzi do czego przysposabia komputerowy kod binarny, bez zwracania uwagi na inne scenerie, na krajobrazy bardziej rozwinięte jakie, by zostać przemierzonymi i pojętymi, wymagają węższych i bardziej krętych dróg niż oferowane przez sieć autostrady, skonstruowane wydaje się z zamiarem pokazania odbiorcom dokładnie tego, co inni zdecydowali im pokazać lub zobaczyć. I to nie w kwestii oferowanej w dużych ilościach treści, lecz zdolności rozróżniania, a więc sądzenia i decydowania, do czego szkoła zastawiona komputerami z coraz większym trudem przysposabia.
   Czy tak wygląda nowy, promowany sposób zarządzania społeczeństwem, w którym każdemu daje się iluzję wolności tworząc de facto masę ujednoliconych jednostek, bo wszystkim, nawet jeśli na własny „niepowtarzalny” sposób, dostarczany jest ten sam spreparowany, zinterpretowany i uporządkowany w swoim znaczeniu świat konsumpcji, a jednostka nie może nawet przedstawić własnego sądu, bo skomputeryzowana szkoła nie dała jej narzędzi przydatnych do wypracowania sobie przynajmniej jednego.
   Pytania te nie czekają odpowiedzi, bo nawet komputer ze swą mocą obliczeniową i zdolnością do symulacji nie byłby w stanie ich udzielić. Te pytania próbują ostudzić pozbawiony hamulców entuzjazm, jaki towarzyszy komputeryzacji szkoły oraz uchylić drzwi refleksji, już nie ograniczanej do „AI” (Angielski + Internet),* ponieważ do myślenia, rozumowania, ale również do rozmowy wymagane są wszystkie litery alfabetu.

następny rozdział

skomputeryzowana szkoła

15) C. Stoll, High-tech Heretic (1999)
16) Stoll, High-tech Heretic
17) Stoll, High-tech Heretic
18) Stoll, High-tech Heretic
19) P. Odifreddi, Idee per diventare matematico, Zanichelli, Bologna 2005.
20) S. Freud, Jenseits des Lustprinzips (1920); tłum. polskie: Poza zasadą przyjemności.
* zaskakujące i na pewno nieprzewidziane nawiązanie do Zhuangzi patrz: prawdziwy człowiek.
21) R. Simone, Postfazione (posłowie do włoskiego wydania) C. Stoll, High-tech Heretic
22) R. Simone, Postfazione (posłowie do włoskiego wydania) C. Stoll, High-tech Heretic
* oraz Artificial Intelligence :)
  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react