Homo Twist już nie tańczy. Püdelsi pokażą jeszcze „düpę” i zabrzmi jazz razem z techno. A jaka jest prawda? Ma blond włosy…

KŁAMIĘ OD POCZĄTKU DO KOŃCA /wywiad z M.M. dla Śruby/

Lazarus: Zaczęła się nowa era. Następują zmiany. Homo Twist zostało rozwiązane, a Pudelsi?
M.M: Istnieją nadal, ale trudno powiedzieć w jakim wymiarze. Homo Twist powołałem, więc miałem prawo go rozwiązać. Z Pudelsami jest inaczej. Myślę, że spróbuję jeszcze wykrzesać z siebie trochę dobrej woli i zrobić coś razem z Pudlem, chociaż mam rock’n’rolla powyżej uszu - rock’n’rolla, który „robi mi to gębę”.
Coraz więcej uwagi poświęcasz techno, a przecież „od techno można z nudów zdechnąć”.
Zająłem się techno, żeby trochę ubarwić ten straszliwie nudny gatunek muzyki. Wszyscy mnie znają z gitary akustycznej, lecz przyznaję, że od jakiegoś czasu bawią mnie komputery. Uważam je za genialne urządzenia zwłaszcza w robieniu muzyki. Obecnie, ktoś kto przestaje się uczyć i zmieniać, rychło może liczyć na śmierć artystyczną. Właśnie z tego powodu rozwiązałem Homo Twist. Nie chciałem, żeby ten zespół umarł sam, poza tym byłem zniechęcony. Aby utrzymać ten band musiałbym wymienić całą sekcję - wolałem stworzyć coś nowego. Zaprosiłem do współpracy ciekawych ludzi i świetnych muzyków… Będzie to kwintet, łącznie ze mną, więc dosyć duży skład: Małgosia Tekiel na basie, Kuba Rutkowski na elektronicznej perkusji tzw. d’drumie, Robert Tuta na samplerach, a na pianinie zagra gość z Kuby, Rej Ceballo…
Na wydanej niedawno płycie Reja dograny jest jeden twój kawałek: „Ach proszę pani” w jego aranżacji. Plany muzyczne o jakich mówisz zmierzają w takie, latyno-amerykańskie brzmienia?
Nie. Nagrywam płytę z Rejem, ale to on będzie ją firmował - może znajdzie się na niej „Besame mucho”. Natomiast mój projekt jest awangardowo-jazzujący. Elementy techno i jazzu przeplatają się wzajemnie, ze sporym udziałem rapu i pieśni kościelnych lub też, jak kto woli, antykościelnych z odpowiednią pompą - projekt skomplikowany, z którego powodu część moich fanów na pewno odpadnie. Bez żalu, ponieważ długo nad tym już pracuję.
W tym czasie pracowałeś również nad pewnym tekstem. Napisałeś powieść.
Pod tytułem „Proza życia” i będzie to powieść grozy.
Podobno planujesz wydać ją na krążku?
W formie dźwiękowej. Jest to ryzykowne posunięcie, jednakowoż podyktowane świadomością kryzysu czytelnictwa w Polsce…
Zrobisz podkład muzyczny?
Wyobrażam sobie, że przeczytam to w mniej lub bardziej aktorski sposób. Momentami ubarwię to muzyką konstruowaną z pomocą komputera oraz kontrolera dętego midi - elektronicznego saksofonu.
Wpadł mi w ręce tylko fragment twojej powieści, ale w tym co czytałem, wyczuwałem inspiracje prozą Burroughsa.
Inspirowało mnie raczej pisarstwo Borisa Viana - jeden z niewielu przykładów udanego surrealizmu w literaturze, która najczęściej bywa dramatycznie poważna i za mocno osadzona w realiach. Dlatego postanowiłem napisać coś zupełnie zmyślonego - jeżeli gość nosi garnitur, to uszyty przez firmę Charles Denaro, jeśli mowa jest o jakiejś roślinie, to o karłowatej pilenii. Wymyślam wszystko, kłamię od początku do końca.
Zatem jaką rolę w tej powieści grozy pełni tytułowa prawda?
Literatura jest stekiem zmyśleń i wypaczeń, a przecież w życiu liczy się tylko prawda. Każdy człowiek, który próbuje ją odnaleźć, musi przebrnąć przez bagno nieporozumień. Prawda jest czymś w rodzaju bogini o rozwianych białych włosach, która ujeżdża sforę kłamstw.
Powiedziałeś na początku, że jesteś znudzony rock’n’rollem, który robi ci gębę, teraz mówisz o prawdzie z „Prozy życia”, czy możesz na koniec naszej rozmowy skomentować ostatnie wydarzenia?
…psy szczekają, karawana jedzie dalej. Jeżeli to za mało, tu masz wiersz, który opublikujesz. To moja odpowiedź.