Trzynaste piętro

Ależ byłem starą panną, z braku odwagi, by pokochać śmierć…

…leśna, górska droga zawiodła go do wioski. Minął kilka domów jakby opuszczonych. Nie było nikogo; nie zaszczekał nawet pies. W ciszę pozbawioną ptasiego świergotu, wtargnął wiatr w rytmie bębnów.
Zza drzew dostrzegł polanę i mieszkańców zgromadzonych wokół kamiennego obelisku; ktoś odziany na szaro ukręcił główkę gołębiowi; uderzyły mocniej bębny, wzbił się krzyk. Nawet nie drgnął… Podeszli uzbrojeni w kije; było ich kilku, wśród nich lnianowłosy chłopiec – zmierzył intruza wzrokiem i przemówił bełkotliwie.
— Йэжељи знаш Cловo. Зостањ в покою.
Dziwaczne, znajome słowa, jak zamglone wspomnienie oseska… Twarz chłopca zajaśniała.
Przyjęli go. Ceremonia, uczta, uporządkowany rozgardiasz. W emaliowanej misce podano mu baranie ucho na zielonym liściu w kształcie świńskiego języka… koniec kolacji.
Kur zapiał po trzykroć, drewniany dom ożył; szafa poczęła kaszleć na przemian z kredensem, skrwawione prześcieradło westchnęło, sprężyny pierdnęły. Rozedrgane dachówki szczękały zębami.
— Знаљазлесь миейсце, ктъоре шукаш. Йэстесь в вёсце аниолъов, ютро зобачыш мост вёдъацы в засьвиаты… – skąd ten szept? Nikogo nie było. Otwarte drzwi, a za nimi gadające drzewo poznania dobrego i złego. W koronie zaszeleściło, po chwili sypnęły się z góry wióry. Zaciekawiony, choć nie bez obawy, podszedł do pnia. Zobaczył stopy, potem lniane włosy i uśmiechniętą twarz. Chłopak siedział na konarze okrakiem, strugał nożem odłamaną gałąź.
— Цо робиш?
— Стжалъе – chłopiec pokazał oczyszczony z kory, prosty kawałek drewna.
Spadający wiórek musnął go w policzek.
— Йэстесь аниолем. Вшысцы тутай йэстесьцие аниолами.
— Скъaд виеш?
— Ние вием, аље вием йэще, же в вашей вёсце йэст мост. Хциалбым го зобачыць.
Chłopak zważył w dłoni nóż.
— По цо?
— Хциалбым пжейсьць на другъa стронъe.
— Ние можеш. То же виеш o мосьцие, ние значы, же можеш на ним станъаць.
— Прошъе, потжебна ми твоя помоц.
Zeskoczył. Zaostrzonym końcem gałęzi zakreślił na ziemi krzyżujące się linie, a nóż rzucił w środek.
— Йэсьљи наљегаш... Власьние пошљи там вшысцы. Зосталем сам. Казано ми чекаць, ние повиедзиано дљачего. Може дља циебие?
…most był długi i wąski, a jego drugi kraniec ginął w chmurach. Sprawiał liche wrażenie; deski i liny, z których był zrobiony, wyglądały na zbutwiałe. Zawahał się, lecz chłopiec prowadził. Ruszył za nim. Most zafalował w powietrzu, rozległo się złowrogie skrzypienie.
Szli wśród jęków drewna. W połowie drogi, tuż przed granicą chmur, oślizła deska, na której postawił stopę, wygięła się ponad miarę, więc krzyknął na chłopca, by podał mu dłoń. Ten odwrócił się, lecz… miast jego cudnego oblicza zobaczył własną twarz i deska pękła. Próbował uchwycić się czegoś, coś złapać, ale powiększył tylko dziurę w otaczającym go próchnie. Runął słysząc za sobą demoniczny chichot. Krew uderzyła mu do głowy omal jej nie rozsadzając, spadał z niewyobrażalnym bólem, krzyczał, aż uświadomił sobie, że nie ma ratunku ani dna otchłani i wtedy poczuł szarpnięcie i jakby z głębin oceanu wynurzył się ze snu. Mokry.
Okno było otwarte, chłód wlewał się do pokoju. Cisza i mgłą stłumione odgłosy miasta.
Wstał roztrzęsiony. Spojrzał w lustro. Zobaczył w nim odbicie otwierającej się za oknem przepaści. Wystarczyło wejść na parapet. Chciał to zrobić…
— Jeżeli most był między ziemią a niebem? Co jest pod?
— Dwanaście pięter.