Alicja a lustro?

Otworzyłem drzwi. Czekała w kałuży wody kapiącej z szarego, przemoczonego płaszcza. W dłoni trzymała koszyk z jabłkami.
— Wejdź – powiedziałem ustępując miejsca w ciasnym przejściu.
Ruszyła bez wahania ocierając się chłodną wilgocią o moje ciało, a potem koszyk upadł. Owoce rozsypały się podskakując. Chwilę ciszy, która nastała, zatrzasnąłem drzwiami i schyliłem się, by podnieść pierwsze jabłko. Wtedy usłyszałem opadający na podłogę mokro-ciężki płaszcz.
Stała przede mną naga. Bezczelnie nastraszona. Cudna…
Przepraszam. Za szybko.