Rzeczpospolita Białoczerwona

Szum wody z rezerwuaru zatyka kąty, wycieka szczelinami. Chińska tortura. Pik. pik.
W kieszeni zawibrował telefon. Przyszedł esemes: Hrabal rozpoczynał od czteroletniej kapusty, łupało go po dwudziestu browarach konkretnie, no i szorował gary. Szorujesz? — Wyszorowałem – powiedział półgłosem. Schował telefon. Bulgot w rezerwuarze przechodzi w rzężenie. To nie mogła być spłuczka. Puk, puk. Ktoś pukał? Nasłuchuje. Drgnęła klamka. Podkradł się i przyłożył ucho do drzwi. PUk, pUk, pUK. Załomotało mu w głowie. Ta pieprzona spłuczka zdradza, że przed chwilą z niej skorzystałem. Szkoda, że mój wzrok nie może tak samo przenikać ścian. Uśmiechnął się. Alicja? To może być tylko ona. Nikt mnie tutaj nie odwiedza. Nikt nie wie, że tutaj mieszkam. Zdarzyło się może raz, akwizytor, czy roznosiciel ulotek, poza tym nikt… Odchylił klapkę wizjera, spojrzał i błyskawicznie zasunął ją z powrotem. NIKOGO. Klatka była pusta. Ale światło paliło się. Zrobił zwrot i stanął plecami do ściany tuż przy framudze. Ręką sięgnął na szafkę obok i w stercie szpargałów wymacał mały damski rewolwer. Ostrożnie, jak w filmie, odciągnął kurek, metal szczęknął złowrogo. Namierzyli mnie, skurwiele. Dobrze, chcecie konfrontacji, to dostaniecie. Z rewolwerem gotowym do strzału przekręcił zamek, nacisnął klamkę i butem uchylił drzwi, zdecydowanie, i wtedy dwa dziecięce głosiki zaintonowały: Wyklęty powstań ludu ziemi… To były dziewczynki. Blondyneczki, jak aniołeczki, a jedna uderzająco podobna do drugiej. Siostry, czyżby bliźniaczki? Niewysokie nie sięgały główkami wizjera. Stały w miejscu, gdzie powinna leżeć wycieraczka. Rozejrzał się spokojniej i wetknął rewolwer za pasek na plecach. Poprawił sweter i otworzył szerzej. Stanął w progu kompletnie rozbrojony, nie mógł się nadziwić… powstańcie, których dręczy zło… - wyższa nadawała ton, niższa trzymała przed sobą obrazek świętego: łysy jurodiwy w socrealnej konwencji. Przeczesał dłonią włosy… Nie wiedziałem jak się zachować. Nigdy nie przyjmowałem kolędników. Na czas uprzedzałem, że sobie nie życzę… Mam tak stać? Wsunął rękę do kieszeni, lecz zaraz wyjął, bo poczuł, że tężeje… dziś wiedzie nas… Na pokuszenie? Zazwyczaj jestem nieśmiały, jeśli nie jestem pijany… wiedzie nas na znój… Tego już za wiele… na trud… Na dwa głosy… Perwersja. Kiepskie porno… Cudne, chrupiące bułeczki, to twoje córeczki, może je zaproszę… Niech śpiewają, a ja będę słuchał wyłapując błądzące w ich brzuszkach subtelne nutki dekadencji… dziś niczym, jutro wszystkim my… — Oj, nie puszczałbym takich landrynek samotnie na kolędowanie… Podał im cukierki. Odwinęły, włożyły do buzi. SSały. — Uważajcie na panów w płaszczach. Pod żadnym pozorem z nimi nie chodźcie… — Wiemy – odpowiada starsza. – Alicja nam mówiła. — Alicja? – zdziwiony. — Tak. To ona nas tu przysłała i powiedziała, że z tobą możemy.
א
Ruchome kwadraty chodnika, krawężnik i bruk. Mijam słup, puszczam esemesa: idę Sobie przed siebie, myślę o tobie dla Ciebie wącham kwiatki… fiołki. Kroki. Wyprzedza mnie dwóch cwaniaków w płaszczach. Oddalają się miarowo… Kropka. Jeden rzuca do mnie przez ramię: NIE MYŚL TAK GŁOŚNO.