[ back ] [ up ] [ next ]

w pociągu z Bajonny do Saint Jean Pied de Port
+
w Bajonnie trwała festa, która przerosła me oczekiwania. nie byłem w nastroju aż tak rozrywkowym, dlatego uciekłem stamtąd szybciej niż planowałem.
dworzec opanowany był przez „pijaną młodzież” bardziej niż reszta miasta, więc od razu kupiłem bilet (sic!:>) i udałem się na (niemartwy :>) peron… siedziało na nim kilku podobnych do mnie - z plecakami, pewnie pielgrzymi - ucieszył mnie z lekka ich widok. poczułem się raźniej na wypadek nieprzewidzianego… nie sądziłem jednak, że będzie ich aż tylu? - skonstatowałem chwilę później, gdy podstawiono wagony, a pod ich drzwiami zrobiło się gęsto - może to tylko turyści? sezon przecież w pełni, a pociąg w Pirejene :>
+
wśród pasażerów byli Włosi, słyszałem za sobą la lingua italiana - va bene, w razie czego, zapytam ich o drogę /giovani! la droga vi uccide/:>…
pociągiem jechali również Francuzi /rzecz jasna ;>/ oraz jedna Australijka, o czym dowiedziałem się niechcący :> dotarł do mnie urywek prowadzonej obok rozmowy.
na siedzeniu naprzeciwko przysypiał chłopak. kiedy wjechaliśmy w góry, przebudził się i aparatem z komórki pstryknął zdjęcie widoku za oknem, a potem bez słowa pokazał mi je na wyświetlaczu, na którym spostrzegłem komendę: WYŚLIJ. to był moment, mgnienie, nie przyjrzałem się by mieć pewność. może mi się przewidziało?


Saint Jean P. de P. dzień następny, godz: 6.59
pobudka na zawołanie sprzedawców warzyw