wkrótce po naszym pierwszym, udanym stosunku, kiedy wreszcie zdołałem ogarnąć w umyśle i przeanalizować wszystkie bodźce, zrozumiałem, w jaki sposób Juliette /od Lewis :>/ uwiodła mnie tak ekspresowo… ten jej zapach… ta ożywcza /w sensie podniecająca/ przynęta otaczała ją już w Bückleinie; jeżdżąc wokół niej na rowerze, nieświadomie zaciągnąłem się parę razy, a dalej poszło z bata.
tak zaczęła się nasza intensywna znajomość. po ilu jej dniach zakiełkowała mi głowie owa perwersyjna myśl? stało się to pod wpływem „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery. główny bohater książki, Tomasz, jest libertynem notorycznie zdradzającym żonę Teresę, która wprawdzie dobrze przeczuwa skłonności męża, ale nie ma żadnego dowodu, bo Tomasz, stara wyga, jest ostrożny i przestrzega pewnych zasad: przykładowo, po każdym „lewym” ruchanku bierze prysznic… niestety pewnego dnia, z powodu pośpiechu i mrozu? nie umył głowy… odtąd Teresa była już pewna, że Tomasz ją zdradza, wiedziała nawet z kim…
zastanawialiście się, dlaczego ludzie mają owłosienie łonowe? i pod pachami też? oczywiście dlatego, by dziewczyny też mogły się golić =:> pada „głupia” nie pozbawiona sensu odpowiedź, bo czupryna w miejscu intymnym jest atawizmem, zwierzęcą pozostałością służącą utrwalaniu i lepszej dystrybucji zapachu… lecz od antropologii i literatury powróćmy do perwersji…
otóż zainspirowany błędem Tomasza, poprosiłem Juliette /podczas porannej miłosnej rozgrzewki/ by użyczyła mi trochę swego niesamowitego zapachu :> natarłem czerep jej ekskluzywną pomadą /bardzo się jej to spodobało :> aż kwiknęła w trakcie: nie łaskocz!/ a potem nie myjąc głowy wyszedłem na miasto… dla niepoznaki założyłem beret. zdejmowałem go tylko w odpowiednich momentach i obserwowałem reakcje badanych… wstrząsające! to była bomba! niekonwencjonalna broń chemiczna! poddani eksperymentowi ludzie zazwyczaj nie wiedzieli jak się zachować. gubili się w sytuacji: widzieli mężczyznę, a podprogowo wyczuwali kobietę, wpadali w konsternację nie mogąc określić przyczyny zaburzenia obrazu. niektórzy rozpoznawali we mnie sprawcę zamieszania, lecz nie potrafili precyzyjnie określić, co jest ze mną nie w porządku…
spodobało mi się. pachnidło „z Juliette” zacząłem stosować częściej i z premedytacją. poskutkowało to między innymi tym, że od tamtej pory krakowska loża szyderców robi mi gębę ciotki, bo w istocie pod wpływem feromonu zaczęli na mnie lecieć faceci… przyznaję, w moim działaniu od początku obecna była cząstka świadomego transwestytyzmu – ja po prostu przebierałem się w zapach kobiety, więc to, że panowie oglądali się za mną na ulicy, akurat mnie nie dziwiło, nawet chwilami bawiło. niestety z tej przyczyny Juliette zaczęła być zazdrosna – miałem wzięcie wśród jej potencjalnych adoratorów.
rozstaliśmy się po pierwszej kłótni. na koniec powąchała mnie i powiedziała: ty kompletnie ocipiałeś…
— jesteś moim perfumem, najdroższa, nie odchodź - nie pomogło...
popłakałem po niej trochę i smutno mi długo było, bo ja perweromatyk jestem… hough.
— Beno, coś taki rozmarzony? – to Basia przypomniała sobie o mnie. – siedzisz i sam się do siebie śmiejesz? chyba przestanę wierzyć w „czystość” twojej herbaty.
— tak, tak, dolewam sobie eliksirów…
— eliksirów? – zaciekawiła się Mira.
— wy dalej o seksie?
— nie, teraz o pieniądzach – odpowiedziały dziewczyny jedna przez drugą i wychyliły na raz po wściekłym psie.
— no tak. przecież wszystko kręci się wokół tego.