kwitnąca wieża Katedry

Trachelium caeruleum (trachelium niebieskawe)

kwitnące kamienie

szlakiem kwitnących kamieni Gabriel Garcia Marquez nazwał kiedyś (w czasach 100 lat samotności? :) drogę do Composteli... uniosłem głowę, spojrzałem na mury trzeciej wieży Katedry, i zobaczyłem skąd się to wzięło. realno-magiczne określenie straciło jakby urok karaibskiej burżuazji.
____

Trachelium caeruleum

Gdzie kończy się droga

La Concha de la Vieira

LA CONCHA DE LA VIEIRA – Teaser from Paolo Santagostino on Vimeo.

Via Lattea

zobaczyłem wreszcie film, który powinienem był obejrzeć przed wyruszeniem do Composteli. szedłbym wtedy inaczej – z większą dozą… surrealizmu?:>

ten zakręcony film drogi /w czasie i przestrzeni/ zaczyna się od historycznego wprowadzenia, które pozwolę sobie zacytować, gdyż może być użyteczne również na tej stronie…

Od XI wieku przez całe średniowiecze hiszpańskie miasteczko Santiago de Compostela albo inaczej: Święty Jakub z Composteli – było celem dla pielgrzymek, które ciągną tam po dziś dzień. Każdego roku ponad 500 tys. pielgrzymów wyruszało pieszo ze wszystkich krajów Europy ku Hiszpanii, by odwiedzić grób Apostoła Jakuba. Pod koniec XVI wieku, z powodu wojen religijnych w Europie, biskup Santiago kazał ukryć szczątki apostoła. W XIX wieku zostały one przypadkowo odnalezione, a w jakiś czas później Rzym uznał owe szczątki za autentyczne. W VII wieku naszej ery, jak mówi legenda, gwiazda zaprowadziła kilku pasterzy do miejsca, w którym ukryte było ciało św. Jakuba. Stąd nazwa „Compostela”: od „Campus Stelle” – Pole Gwiazdy. W większości zachodnich języków europejskich, Droga Mleczna jest również znana jako „Droga do Świętego Jakuba”.

…potem następuje czołówka, w tle autostrada, mkną rozpędzone samochody, scena wycisza się i przenosi na wąską drogę wśród pól, w okolicę podparyską o czym informuje znak, tablica. dwóch bohaterów filmu: Piotr i Jan, bezskutecznie próbuje złapać stopa… chwilę później, na drodze, na przeciwko pojawia się podejrzany jegomość w pelerynie… pojawia się znienacka, jakby ze zbierających się na niebie chmur… pierwszy zaczepia go z młodszy Jan.

Jan z wyciągniętą dłonią: Co łaska, proszę.
Piotr: Panie, panie, co łaska…
Ten w Pelerynie zwracając się do Jana: Masz pieniądze?
Jan: Nie, panie.
Ten w Pelerynie: Więc nie będziesz miał nic. Nic a nic. A ty? (zwraca się do Piotra).
Piotr: Ja? Tak, mam trochę.
Ten w Pelerynie: Zatem będziesz miał dużo więcej. Masz! (daje mu banknot). Idziecie na pielgrzymkę?
Piotr i Jan: Tak, panie.
Ten w Pelerynie: Idziecie do Hiszpanii? Do świętego Jakuba z Composteli?
Piotr: Tak. A skąd pan wie?
Ten w Pelerynie nie odpowiada, niby odchodzi, lecz zawraca i mówi: Idźcie. Znajdźcie prostytutkę i miejcie z nią dzieci. Pierwsze nazwijcie: „Nie jesteś Moim ludem”, drugie: „Żadnego miłosierdzia”…

Jegomość w Pelerynie w tym co mówi niepokojąco zbliża się do… doprawdy wyglądem też nie odbiega od stereotypu :> tak można by sobie wyobrazić Wolanda z „Mistrza i Małgorzaty” albo Mefista z „Fausta”. zresztą słowa o prostytutce, o tym by pielgrzymi mieli z nią dzieci, wyraźnie wskazuje na jego pierwowzór /Fausta/ czyli na Szymona Maga. ten znany z „Dziejów Apostolskich” gnostyk, „fałszywy prorok” albo „pseudo-mesjasz” jak określali go obrońcy Kościoła, uważany /nie do końca trafnie/ za pierwszego chrześcijańskiego heretyka, stał się słynny między innymi dlatego, że z prostytutki, dziewczyny o imieniu Sofia, uczynił namacalną podporę własnego systemu teologicznego.
tak zaczyna się akcja, a dalej podąża w dobrym stylu Buñuela :> symbolicznie, surrealistycznie i nielinearnie. w całości film poświęcony jest przede wszystkim osobie Chrystusa i wyobrażeniom jakie na przestrzeni wieków tę postać kreowały. liczne sceny z Ewangelii przeplatane są wątkami ukazującymi epizody z życia i z historii kościoła, spory wokół dogmatów wiary, herezji, na które wpadają niejako po drodze do Composteli poznani w pierwszej scenie Piotr i Jan.
gdzieś w okolicach Bordeaux udaje im się wkręcić na zorganizowany w przyszkolnym ogrodzie piknik. uczennice pod wodzą nauczycielki przedstawiają program artystyczny oparty o wybór co ciekawszych przypadków z wyroków Kościoła… uwaga: to b. ciekawa scena :>

Nauczycielka: Wielu chrześcijan zastanawia się, dlaczego Bóg pozwala cierpieć niewinnym zwierzątkom. Wielu także zastanawia się, dlaczego Bóg nie uczynił człowieka roślinożernym, jak owcę lub żyrafę. Teraz mała Sylwia, nasza wzorowa uczennica, udzieli wam odpowiedzi.
Sylwia: Jeśli ktoś wyrzeka się mięsa, które Bóg dał nam na pokarm, nie dlatego, że chce się umartwić, ale dlatego, że czuje, iż jest ono nieodpowiednie do jedzenia. Na takiego anatema!
wszyscy zabrani na pikniku chórem: Anatema.
Nauczycielka: A gdzie to zostało ustanowione, Sylwio?
Sylwia: Na Soborze Nicejskim w…
Nauczycielka: Gdzie?
Sylwia: Na pierwszym synodzie w Bradze w roku 567, kanon 13!

…jeżeli nie jesz mięsa, nie dlatego by się umartwiać, lecz by zaoszczędzić stworzeniom cierpienia i czujesz się teraz dotknięta/-ty anatemą, na pociechę dodam, że podczas tej sceny w głowie Jana katalońscy anarchiści /z czasów wojny domowej w Hiszpanii/ rozstrzeliwują elegancko papieża :>

tyle ciekawostek. nie ma co się bawić w krytyka-apologetę. film trzeba zobaczyć /na pewno przed wyjściem na drogę Jakuba/ i samemu ocenić… mi się podoba, obejrzałem go już chyba siedem razy :> zastanawiający, zwłaszcza koniec… powiem tylko tyle, że Piotr i Jan nie dochodzą do Composteli, bo… okazuje się, że w srebrnym sarkofagu w krypcie pod katedrą nie ma już szczątków apostoła Jakuba. nie ma, bo to co tam dotąd się znajdowało, było pozostałością pewnego heretyka i zostało wyniesione. pielgrzymów informuje o tym napotkana przy drodze prostytutka, która mówi im jeszcze, że dotąd pełne pielgrzymów trzy place przy katedrze teraz świecą pustką…
potem pojawia się jeszcze w jednej scenie Chrystus, jego uczniowie i dwóch ślepców, a film się kończy… w trawie.

Wszystko, co w tym filmie wiąże się z religią katolicką i herezjami, a zwłaszcza dogmaty, odpowiada ściśle rzeczywistości. Teksty oraz cytaty zostały zaczerpnięte z Pisma, albo ze starożytnych bądź współczesnych dzieł teologicznych i z historii Kościoła.

„Droga mleczna” reż. Luis Buñuel. 1969.
cytaty za: napisy.org

lazarillo de tormes


Żywot Łazika z Tormesu, fragment pierwszego rozdziału o służbie
Łazika u ślepca. przełożył Maurycy Mann

+
dostałem tę książeczkę w dniu wyjazdu z Karakowa, od Wiedka.
idąc na dworzec wstąpiłem na Blich pożegnać się ze znajomymi: z Jarkiem, Irkiem i Adamem /wtedy jeszcze tam mieszkał/.
— a dokąd to? – zapytał zerknąwszy na mój plecak.
— do Composteli.
— aaa… na literacką pielgrzymkę?!
— lite nie-lite – bąknąłem, bo ten kontekst nie był dla mnie najważniejszy. Adam zignorował uwagę.
— w takim razie dam ci książkę – powiedział wesoło i ruszył do swojego pokoju :>
— nie – próbowałem go powstrzymać wyobraziwszy sobie jakieś tomiszcze, które będę musiał taszczyć – nie, mam już książkę. „Kamień filozoficzny” mi wystarczy – dodałem, lecz Adam zniknął już w swoim pokoju i chyba nie usłyszał.
kiedy wrócił, podał mi „Żywot Łazika z Tormesu”.
— jeżeli tak cieniutka ta książeczka, to czemu nie – podziękowałem i schowałem ją do kieszeni wypchanego plecaka.
+
wydawało mi się, że Łazik jest przezwiskiem bohatera książeczki, przydomkiem pochodzącym od łażenia, szwendania się tu i tam, stąd przekonany byłem, że to dlatego Wiedek dał mi tę książeczkę na pielgrzymkę… okazało się jednak, iż moje mniemanie było błędne. Łazik jest zdrobnieniem od Łazarz, a w oryginale brzmi Lazarillo /od Lazarus/.
jaka była motywacja Wiedka i czym podyktowana? że obdarował mnie tą właśnie książeczką, nie wiem. natomiast dokonane dzisiaj odkrycie spowodowało, iż ów zabytek światowej literatury, nabrał dla mnie wymiaru osobistego :>


obóz nad rzeką


wysłano nas nad rzekę do skromnego aczkolwiek przyzwoitego obozowiska na wzór wojskowy: sanitariaty w kontenerach, a w namiotach piętrowe, niewygodne łóżka… na ten widok żołnierz najwyraźniej poczuł się u siebie, bo :> jak na przebyte kilometry, zaskakująco się ożywił. zaczepiał wszystkich współobozujących w dwójnasób wypytując każdego nieznajomego o to i owo, zwłaszcza dziewczyny.
— niesamowite – stwierdziłem patrząc na niego – ILE można powiedzieć, mimo słabej znajomości języka! wystarczy zaledwie kilka słów i WOLA.
żołnierz, o czym wkrótce przekonałem się nadstawiając ucha, w miarę dobrze znał tylko francuski, a poza tym? chyba żaden język europejski nie był mu zupełnie obcy – mam na myśli poziom podstawowych zwrotów. niesamowite było to, w jaki sposób, z tego niewielkiego zasobu żołnierz potrafił korzystać! on porozumiewał się hasłowo mówiąc w kilku językach na raz: przede wszystkim po francusku i po angielsku, ale też po hiszpańsku, włosku, niemiecku, dorzucał do tego polskie czasowniki, które okraszał gestami, i w efekcie nawijał tak, że w namiocie słuchali go wszyscy, chociaż byli z różnych krajów… gdybym ja tak potrafił, byłbym światowej sławy retorem :> skinąłem mu z uznaniem.
— япиердоље – powiedziałem, gdy usiadł przy mnie – ty w Legii jesteś łącznikowym? czy co.


między Saint Jean a Roncesvalles


…przez następny kilometr szedłem z drugim, pozostającym nieco z tyłu Polakiem. ale heca! tamten jest żołnierzem najemnym z Legii a ten księdzem!
— księdzem katolickim – powtórzył najwyraźniej błędnie interpretując moją minę, bo… słysząc co mówi nie wątpiłem w jego „wyznanie” tylko w to, jak przyzwoity człowiek może głośno przyznawać się do tej skompromitowanej organizacji, na dodatek powiedział, że zajmuje się trudną młodzieżą!
porko dio! członek czarnej ośmiornicy, potencjalny pedofil, i płatny morderca! ale kompania mi się trafiła, i tak od razu!? jak u Hitchcocka na starcie :>
— au! курва.
— co się stało? – pyta ksiądz.
— ugryzłem się w język.


posłaniec

część druga

— do Composteli? – zdziwiłem się – na pielgrzymkę?
skinął głową.
— byłem już na pielgrzymce. do Częstochowy… to taka polska Compostela, sanktuarium – odezwałem się dając do zrozumienia, że wiem o co chodzi, na co Fabrizio zdecydowanie zaprzeczył. zrobił to tak jakby znał dobrze polską, katolicką specyfikę.
— …ale to była pielgrzymka inna niż zwykle – próbowałem tłumaczyć. – tak zwane szpakowisko. pielgrzymka różnych dróg, dosłownie i w przenośni. napisałem z niej reportaż… organizuje ją ksiądz Szpak, salezjanin, i jest to pielgrzymka tak zwanej młodzieży, ale :> idą w niej również starsi, tacy co zaczęli dwadzieścia lat temu. wtedy, za komuny była to pielgrzymka hippisowska… przynajmniej tak ją określano. nie było to klasyczne hippi jak w Ameryce, czy na Zachodzie, tutaj mieliśmy inaczej. kontrkultura nie była akceptowana przez ówczesne władze, dlatego część z zainteresowanych nią ludzi schroniła się pod „skrzydła” Kościoła. komuniści bali się krzyża, więc łatwiej było coś zorganizować pod jego znakiem: stąd pielgrzymka „różnych dróg” była swego rodzaju zlotem chrześcijańskiego odłamu hippi. podobno na początku jej katolicyzm nie był tak wyraźny jak dzisiaj, mimo to „szpakowisko” utrzymało specyficzny charakter; jest zupełnie inne niż cała reszta pielgrzymek do Częstochowy… – Fabrizio skinął głową i łyknął zielonej herbaty :>

— przyłączyłem się do niej dwa dni po starcie, pod Kaliszem – kontynuowałem – z początku nie mówiłem, jaki mam cel, obserwowałem… wszystko było zorganizowane. szliśmy codziennie po kilkanaście kilometrów, bagaże jechały ciężarówką, noclegi były ustalone, posiłki też. można powiedzieć: fajna wycieczka, na czele której niesiony był obraz, za nim formował się „peleton wiernych” :> na szczęście można było zostać w tyle, iść na osobności albo wśród maruderów, by zanadto nie bombardować uszu religijną propagandą :> niestety nie dało się tego uniknąć podczas noclegów. spaliśmy po domach, u ludzi. zazwyczaj było miło, sympatycznie, lecz czasem trafiało się na twardogłowych katolików… raz napytałem sobie biedy… niepotrzebnie. było to w porządnym wiejskim gospodarstwie, gdzie zaproszono nas w kilka osób. po kolacji w towarzystwie całej rodziny, wujków, ciotek i pociotek, nawiązała się dyskusja na związane z pielgrzymką tematy. oświadczyłem wtedy, że w boga w ogóle nie wierzę. niepotrzebnie, zbyt radykalnie. wśród goszczących nas ucichło, aż ktoś zapytał: w takim razie dlaczego i JAKIM PRAWEM idę do Częstochowy! wyobrażasz sobie – zerknąłem na Fabrizio i powtórzyłem – jakim prawem? zapytali mnie, a ja zamiast się zamknąć, dopowiedziałem zgodnie z prawdą, że idę z pielgrzymką, bo przygotowuję reportaż… dziwisz się, że rozpętało się piekło? ci wiejscy katolicy omal mnie nie zadziobali… dobrze, że z rozpędu nie przyznałem się do żydowskiego pochodzenia, bo chyba żywy bym stamtąd nie wyszedł… курва, jakbym nie wiedział o Radiu Maryja.
— ta… – przerwał mi spokojny jak zwykle Fabrizio. – Częstochowy z Compostelą nie da się porównać. jeżeli pójdziesz, zobaczysz…
— taa… – powtórzyłem za Fabrizio i wstałem z fotela. poruszył mnie jego przeszywający wzrok. zrobiłem dwa kółka po pokoju i zatrzymałem się w połowie trzeciego nawrotu, gdyż w głowie zamajaczył mi obraz, wspomnienie, jak idę zmęczony, przygnieciony niemal do ziemi ciężarem taszczonego na plecach marynarskiego worka
spojrzałem na Fabrizio. dopijał zieloną herbatę. uśmiechnął się i oświadczył, że już pójdzie…
wyszedłem razem z nim. odprowadziłem go do skrzyżowania skąd łatwiej mu było trafić do miasta. następnego dnia miał wyjechać z Karakowa, więc na pożegnanie zapytałem o jakiś namiar. trudno było mi ot tak z nim się rozstać, podczas naszego krótkiego spotkania ten Włoch nie-Włoch stał mi się dziwnie bliski.
— magari ci incontriamo da qualche parte?
— magari – odpowiedział. zbiło mnie to nieco z tropu, dlatego uściśliłem i zapytałem o telefon, na co on odparł: telefon? mój telefon wyłączono, gdy się urodziłem…
trwało chwilę zanim to sobie przetłumaczyłem. w międzyczasie Fabrizio odszedł.