baranki

szakalików ciąg dalszy + marokański bonus

biedne wystraszone Polki, przypominam sobie i w ofierze za mój wygląd, oraz w intencji niewykorzystanej mocy słonia :> daję Marokańczykowi spod Morettiego jakieś pięćdziesiąt centów. bierze do ręki monety.
— nie masz więcej?
— scusa, dałem ci wszystkie drobne.
— w porządku. jesteś gość – klepnął mnie w ramię i mówi – jak chcesz pokażę ci marokańską zabawę i widząc, że nie jestem przeciwko, bierze mnie za rękę i rusza ze mną w tan :> podbijając rytmicznie nogę. jego koledzy przyglądają się nam wesoło.
— a… rozumiem, ta twoja marokańska zabawa polega na tym, że zaraz wyląduję na ziemi.
— nie, poczekaj – odpowiada i podbija mi nogę jeszcze chwilkę, po czym wypuszcza i mówi: fajna zabawa, nie?
— fajna, tylko jakaś taka… – już chciałem dodać: bez puenty, lecz włożyłem rękę do kieszeni i puenta okazała się aż nazbyt oczywista.
— ej. gdzie mój portfel?
— portfel? – zdziwił się, a jego koledzy do tej pory uchachani teraz udają świętoszków. spojrzałem im po kolei w oczy… trzem… a wcześniej było ich czterech… więc odwracam się i widzę, że ten brakujący w gronie właśnie oddala się pospiesznie uliczką.
— ragazzi* … on ma mój portfel – mówię z dezaprobatą i ruszam za nim, a za mną w pół kroku ten co mnie obrobił, a za nim pozostali…
byłem dziwnie spokojny, jak baranek prowadzony na rzeź /albo raczej już zarżnięty :>/ w zasięgu wzroku nikogo, prócz nas, żadnych świadków…
— tam było tylko dziesięć euro – mówię do tego za mną i dodaję – okej. ta dycha jest twoja, portfel chcę z powrotem.
i wtedy ten który umykał, skręcił w zaułek. nie zwolniłem kroku i prowadząc za sobą jego kumpli wszedłem w ciemność.
czekał tam na mnie. a gdy do niego podszedłem, zrobił coś czego się nie spodziewałem, bo w najlepszym wypadku powinien był mi raczej powiedzieć: wal się palancie, a on potulnie niczym baranek :> oddał mi najpierw portfel, a potem dziesięć euro, które już miał w kieszeni i które nie zdążyły trafić do mojej dłoni, bo przejął je w locie ten co nakręcił akcję – to jest moje! – powiedział, na co z kolei ten oddający odezwał się do niego po arabsku i wywiązała się między dwoma szakalikami krótka sprzeczka. w efekcie dostałem z powrotem również sporną dychę, na której nawet mi nie zależało, bo mówiąc tamtemu „dycha jest twoja”, nie rzucałem słów na wiatr.
zakończyło się kurtuazyjnie. ja dziękowałem, a oni przepraszali, zwłaszcza ten co najpierw uciekał, by potem wszystko oddać.
— w porządku? – pytał – na pewno w porządku?
— w porządku. serio, nie gniewam się i dziękuję, że pokazaliście mi fajne gioco marocchino* :>
szakaliki wróciły pod Morettiego, a ja poszedłem napić się do innej knajpy, gdzie na spokojnie próbowałem ogarnąć sytuację… qurwa, co to było? – zastanawiałem się – przecież złodzieje nie zachowują się w ten sposób. nawet jeśli zorientujesz się, że cię skroili, nie oddają rzeczy tak łatwo… jak wtedy na parkingu w Austrii.
to był kursowy autobus. zatrzymał się na krótki postój, ludzie wyszli rozprostować nogi, odetchnąć, a zrobiła się z tego ciężka chryja, bo dwie laseczki, podobne do tych wystraszonych dzisiaj przeze mnie turystek, dały się wciągnąć w grę… nie wiem, jak ta gra się nazywa /może ktoś mi pomoże/ polega na odgadywaniu, pod którym z szybko i umiejętnie przestawianych pudełek znajduje się los :> znana ta gra jak świat, a ciągle udaje się kogoś na nią złapać /jak mnie dzisiaj na nieco inną jej odmianę :>/… wtedy na parkingu, te dwie laseczki zostały ograne na ogromną kwotę, chyba pięćset euro, więc podniosły krzyk. ktoś z pasażerów stanął w ich obronie próbując odzyskać kasę od oszustów i od razu dostał w pysk tak, że nakrył się nogami. co ciekawe to też byli Polacy, taka lotna ekipa wyspecjalizowana w łowieniu wracających do kraju frajerów… i zrobiło się ostro, skurwiele sterroryzowali cały autobus. trzeba było stamtąd szybko uciekać…
fakt, złodzieje marokańscy to nie polscy i mają być może wyższe poczucie honoru, ale i tak nie mieści mi się w głowie, że wszystko oddali…
— może dlatego, że się nie rzucałem. i że się nie bałem? przecież w tym zaułku sprawa mogła pójść inaczej… я пиердоље. wdaję się w gierki z szakalami, kompletny pojeb ze mnie. pewnie to zauważyli i wymiękli. i dlatego oddali, bo wiadomo że z wariatami lepiej nie zaczynać :>
dopiłem piwo i wyjąłem jeszcze raz portfel, by się upewnić. dokumenty na miejscu tylko że… czego wcześniej nie spostrzegłem, dowód osobisty jest odwrócony, a więc… porca putana miseria, a więc czyżby???

powrót/ początek


marokański bonus

Arz-Al-Atlas: „…o wielki i drogi Boże, Ty znasz pragnienia i wybaczasz…” z filmu Haszysz.

Get the Flash Player to see the wordTube Media Player.
zdjęcie

* chłopaki
* słowo gioco ma dwa znaczenia: zabawa albo gra…

reakcje

jacek

Gra w trzy karty, pudełka, kubki po prostu, zależy od odmiany.

dróżnik

dzięki :>

reaguj/react