11.1. Zbiorowy monolog i efekt ujednolicenia
Mit nowych technologii z „Mitów naszych czasów” Umberto Galimbertiego Można założyć, że coraz większe rozpowszechnienie środków masowego przekazu stale ulepszanych dzięki nowym technologiom, usunie stopniowo potrzebę komunikowania się, ponieważ mimo ogromnej ilości głosów pojawiających się w mediach, a może właśnie z tego powodu, nasze społeczeństwo w swej całości zaczyna rozmawiać tylko z sobą.
Jak zauważa Günter Anders,1 obecnie w głębi mówiących i słuchających ludzi nie leżą jak dawniej różne doświadczenia świata, bo świat udostępniany wszystkim przez media staje się ciągle coraz bardziej ujednolicony, tak jak ciągle coraz bardziej ujednolicone stają się słowa używane do jego opisania. Rezultatem jest rodzaj tautologicznej komunikacji, w której ten kto słucha, słucha wypowiedzi, jakich sam spokojnie mógłby być autorem, a ten kto mówi, mówi to co mógłby usłyszeć od kogokolwiek. W tym sensie można potwierdzić, że rozpowszechnienie środków masowego przekazu uczynionych przez technologię imponującymi, prowadzi do likwidacji konieczności kontaktu.
Tysiące głosów wypełniających eter wraz z następującymi po nich odpowiedziami, dyskusjami, nawiązaniami itd. eliminuje stopniowo różnice istniejące między ludźmi i doskonali ich ujednolicenie /homologację/, co sprawia że mówienie w pierwszej osobie staje się powierzchowne, jeśli w ogóle możliwe. W ten sposób środki masowego przekazu przestają być środkami bo, jak przypomina Anders, w całości komponują świat, w którym nie można mieć innego doświadczenia ani innej wolności poza tą do wzięcia lub odmowy w nim udziału.2 Lecz czy naprawdę możliwe jest „niebranie udziału” w świecie, w jakim wartość posiada nie realność ani jej doświadczanie, lecz tylko tego świata przedstawienie, wyobrażenie, jego najlepiej za-tele-komunikowana wersja?
Na coś innego zwraca uwagę Nicholas Negroponte, jeden spośród światowych ekspertów komunikacji elektronicznej, według którego:
Zwiększając ilość połączeń między jednostkami, wiele tradycyjnych wartości państwa-narodu zwolni miejsce tym kreowanym przez duże lub małe społeczności elektroniczne. Uspołeczniać będziemy się w sąsiedztwie cyfrowym, gdzie przestrzeń fizyczna zostanie pozbawiona znaczenia a czas zacznie odgrywać inną rolę. Za dwadzieścia lat patrząc przez okno, będziecie mogli zobaczyć widok odległy od was o pięć tysięcy mil i sześć stref czasowych. Godzina programu telewizyjnego będzie przesyłana do waszego domu w mniej niż sekundę. Reportaż o Patagonii da wam poczucie bycia tam osobiście, a książka napisana przez William Buckley’a będzie mogła stać się z nim rozmową.3
Tu nie miejsce by emfatyzować czy demonizować już i tak ogromną a w przyszłości pewnie jeszcze większą rolę środków masowego przekazu, lecz by zrozumieć jak głęboko człowiek przekształca się wskutek tego nasilenia. W tym celu należy pozbyć się mniemań, by nie powiedzieć zabobonów warunkujących z cicha prawie wszystkie refleksje na temat mediów, a w szczególności przekonania, wedle którego człowiek może korzystać z technologii masowego przekazu jak z czegoś obojętnego względem jego natury, bez najmniejszego podejrzenia, że natura ludzka może zmienić się właśnie w oparciu o zasady rządzące techniką medialną. Człowiek w istocie nie jest kimś stojącym z boku przekształcanego świata, więc pomijać tę relację znaczy nie zdawać sobie sprawy, że nie tylko środki masowego przekazu będą ulegać zmianom lecz, jak mówi McLuhan, również człowiek. I tak:
„Przekaz” danego medium lub technologii leży w zmianie proporcji, rytmu i schematów, jakie wprowadza w stosunki międzyludzkie. [...] Ocieramy się o konflikt między obrazem a dźwiękiem, między pisanym a mówionym sposobem percepcji i organizacji życia. Wiedząc, że rozumienie, jak zauważył Nietzsche, przerywa działanie, możemy wygaszać ten konflikt próbując zrozumieć media będące przedłużeniem naszych zmysłów i wywołujące owe spięcia wewnątrz i na zewnątrz nas.4
Radio, telewizja, komputer, telefon komórkowy wpływają na nas bez względu na sposób w jaki je używamy, ponieważ przykładowo: budująca transmisja telewizyjna czy inna ogłupiająca, posiadają wspólny mianownik którym jest, jak zauważa Anders, „fakt iż nie bierzemy w nich udziału, lecz konsumujemy zaledwie ich obraz”.5 „Środek” /medium/ niezależnie od jego „celu” robi z nas widzów, nie dając nam możliwości uczestnictwa w doświadczeniu czy bycia aktorem danego wydarzenia.
Taki warunkujący stan odnosi się do telewizji, lecz w równym stopniu do Internetu, gdzie wspólne korzystanie ze środka nie równa się realnemu wspólnemu doświadczeniu. To co wymienia się w Internecie, jeżeli nie jest tylko zachwianą w proporcjach sumą informacji, jest na pewno rzeczywistą sferą osobistą, która nigdy nie staje się rzeczywistością wzajemną. Wymiana ma charakter solipsystyczny, w której podążając za metaforą Andersa: nieskończona ilość „masowych pustelników” udostępnia widoczne z ich pustelni obrazy świata; oddzieleni jeden od drugiego, pozamykani we własnych skorupach niczym niegdysiejsi mnisi na szczytach wniesień, „już nie po to by odrzucić świat, lecz by z miłości do boga-sieci nie przegapić nawet cząstki świata w obrazkach”.6
I tak, pod przykrywką komputera osobistego (personal computer), produkowany jest w coraz większych ilościach człowiek masowy, i nie trzeba już błotnistych oceanicznych stref przybrzeżnych by go tworzyć, lecz oceaniczne samotności, na krańcach których zatrudnieni w domu ludzie, pod sloganem obrony prawa do indywidualności, produkują masowe dobra, a jako domowi odbiorcy ci sami ludzie, konsumują te same dobra masowe wyprodukowane przez innych zatrudnionych w domach samotników. W takiej sytuacji uwagi Gustave Le Bona7 na temat masy dominującej nad jednostką zostały wzięte w kwadratowy nawias, ponieważ dzisiaj, owo spłaszczenie rozumowania i degradacja indywidualności zachodzą bez opuszczenia domu dzięki telewizji, sieci oraz personal computer.