po chrześcijańsku

partyzantka

tej nocy dopadły mnie upiory pod postacią porzuconych przeze mnie dziewczyn. było to przykre doświadczenie, bo niegdyś wszystkie były mi bliskie, kochałem je i nadal, chociaż dla każdej z nich inaczej, chowam w głębi duszy niewypowiadane uczucie…
znalazłem się w ich towarzystwie znienacka. były szczelnie zakwefione i gdyby nie zwróciły na mnie swych zasłoniętych burkami twarzy…
rozpoznałem je po dłoniach. zrazu zaskoczony, że tak wszystkie razem, i w tak dziwnym stanie, mimo to zareagowałem uśmiechem i już chciałem zapytać: co to za moda, gdy wtem ostrzeżony ich przepłoszonym zachowaniem, zerknąłem przez ramię… był brodaty, w turbanie i najwyraźniej ignorując moją obecność krzyknął na kobiety: GDZIE?! GDZIE?!! a ja zamiast stanąć w ich obronie… obudziłem się z niesmakiem.
— nie do wiary to był on – mamrotałem gramoląc się z łóżka… – ten buc od parasoli, tyle że w turbanie… eureka! al Kaida! że wcześniej na to nie wpadłem! udaje, że nie mieszka, by potem na podwórku, przez komórkę po arabsku godzinami przekazywać informacje… Fallaci ma rację, wobec takich jak on należy żywić dumę i gniew…
włączyłem radyjko. nastawiłem na ulubiony kanał Tre i dobrze się stało, bo we wiadomościach pojawił się kontrapunkt mego porannego nabuzowania. otóż po ostatnim desancie na Lampedusę* rząd włoski zdecydował zaostrzyć politykę wobec nielegalnych imigrantów i ogłosił projekt ustawy, która miałaby obligować lekarzy do denuncjowania zgłaszających się do nich po pomoc clandestino.
— che mondo infame – sparafrazowałem wczorajszy slogan Abbiego i podkręciłem głośniej, by upewnić się, że dobrze słyszę… wątpliwości zostały rozwiane, bo wkrótce zaczęła się audycja poświęcona tej szokującej propozycji. na szczęście, co podniosło mnie lekko na duchu, wśród zaproszonych rozmówców i dzwoniących do studia słuchaczy włoskiej Trójki przeważało oburzenie.
— jak można coś takiego zaproponować? przecież to śmierdzące faszystowskie beknięcie – dziwiłem się głośno wieczorem podczas rozmowy jaka wywiązała się na ten temat u pewnych znajomych; u kogo dokładnie nie będę pisał, dlaczego wyjaśni się w następnym odcinku :>
— ludzie, w jakim kraju my żyjemy – kontynuowałem – mówię my, chociaż też jestem tutaj imigrantem.
— tym lepszym :> z Europy – wtrącił kumpel.
— ale pracuję na czarno. a jakby mi się zdarzył jakiś wypadek w robocie?
— nie martw się. Kolczyk jest pielęgniarzem. ma znajomych lekarzy.
— a jeśli ktoś nie ma znajomych? – zapytała przedmówcę dziewczyna, która weszła do pokoju z kuchni, skąd dobiegał przyjemny zapach gotującej się kolacji.
— moim zdaniem – odpowiedział zapytany – jeśli ktoś nie ma znajomych, to wraca do domu, bo nie znajdzie mieszkania, nie znajdzie pracy, a biedę klepać, z czym wszyscy chyba się zgodzą, jest łatwiej u siebie niż na obczyźnie. dlatego polityka zamkniętych granic i deportacji jest pozbawionym sensu, egoistycznym okrucieństwem, które podobno ma nas chronić przed hordami, a chroni jedyni pozycję uprzywilejowanych, zaś wśród zwykłych ludzi tworzy jedynie nienawiść… ta ustawa, o której mówimy, nie przejdzie. niemożliwe. słyszałem, że nawet Kościół dyskretnie dał do zrozumienia, że denuncjować chorych jest nie po chrześcijańsku, ale nie dziwi mnie, że stawia się takie propozycje. Oriana Fallaci…
— nie wywołuj upiora tej troi* – oburzył się jeden z uczestniczących w imprezie lewaków, a ja na te słowa przypomniałem sobie dzisiejszy sen /i co za tym idzie/…
— nie wywołuję – odparł upomniany – ona jest ciągle obecna. bo to co napisała po 11 września usprawiedliwia tę właśnie politykę zamykania się, strachu przed zmianą. a być może właśnie nadszedł czas końca naszej kultury. tak jak przeminęły starożytne imperia, przeminąć może Zachód, a świat kręcił się będzie dalej…
zachciało mi się sikać, więc na moment opuściłem towarzystwo i wszedłem do toalety, a celując strumykiem moczu w środek sedesu pomyślałem z ulgą: pantha rei i świat kręci się dalej… pomyślałem tak odnośnie wspomnianej słynnej dziennikarki. dzisiaj rano w przypływie emocji przyznałem jej rację, lecz robiąc to nie zachowałem ostrożności. ta kobieta była chora i do jej opinii należy podchodzić z dystansem. Fallaci pisząc „Wściekłość i dumę” miała raka i siedemdziesiąt lat na karku, i chociaż śmiertelność jest cechą rodzaju ludzkiego, ona umierała plując jadem, bo była niepogodzona ze śmiercią, z Końcem. a to jest warunek konieczny, by akceptować zmiany na świecie i w życiu.
— memento mori – strząsnąłem pyrtka po chrześcijańsku i spuściłem wodę w kiblu.
już miałem uchylić drzwi by wyjść, gdy z sąsiadującej z toaletą kuchni dobiegł ściszony głos…

* to było imponujące wydarzenie: w ciągu dwóch dni, na tę najdalej na południe wysuniętą włoską wyspę, przypłynęło wszelkimi możliwymi środkami /na prowizorycznych pontonach i tratwach włącznie/ ponad dwa tysiące uchodźców z Libii. tylu zostało wyłapanych, odstawionych do obozu i deportowanych, jednak w takiej masie części na pewno udało się przedrzeć… taką akcję ktoś musiał koordynować, ktoś pewnie ma informacje ilu wypłynęło, można było by zrobić rachunek… niedokładny, bo nie wiemy ilu utonęło w trakcie przeprawy i się nie dowiemy. bo to nikogo nie interesuje.
* troia to b. brzydkie określenie sprostytuowanej kobiety
  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react