co wie wiórka?

wymiatam wiórki spod stolarskiego stołu. nagromadziło się ich tam przez lata co nie miara… nie do wiary jaki ten zakład stary. wczoraj w jednej z szuflad odkryłem kartonowe pudełko kawy z 1943. pudełko jak pudełko z czasów wojny, można takie znaleźć, tyle że w tym była jeszcze kawa: ziarnista, bura, jakby odbarwiona… właśnie przechodził obok majster, a majster jak prawdziwy stolarz bez palca w prawej ręce /tego którym mógłby ewentualnie grozić/… pokazałem mu pudełko i pytam, czy możliwe by zawartość równie stara jak podana data?
— może – odpowiedział i powąchał – zwietrzała. z tego co wiem, stolarnia się przeprowadzała, ale mój ś.p. poprzednik był już wtedy zatrudniony…
— pewnie kupił na lewo, schował i zapomniał – zaśmiał się pomocnik Jurek zajęty leniwie restaurowanym mebelkiem /jest nas w pracowni razem ze mną trzech/.
dzisiaj majstra nie ma, jest tylko Jurek zajęty jak wczoraj /słyszę, jak z cicha przeklina/, ja natomiast dla odmiany siedzę pod głównym stołem narzędziowym i wymiatam wiórki. wiórki, wiórki, trociny i pył. wymiatam i myślę, zastanawiam się nad pracą i płacą, i przypominam pewną norweską przygodę. śmieszna, aż mnie na kichanie bierze zwłaszcza, że zamieszana w nią była stolarka.
— co tam chichoczesz? znowu coś znalazłeś? – pyta Jurek pomocnik.
— nie. przypomniałem sobie jak byłem w Norwegi – odpowiadam przez maseczkę i wyłażę spod stołu. przerwa na oddych.
— a? w Norwegii byłeś?
— w Bergen.
— jak tam z pracą? słyszałem, że dobrze płacą.
— ano płacą. tylko trzeba mieć wszystko elegancko załatwione. inaczej niż legalnie pracy nie dostaniesz… nie wiedziałem o tym, gdy pierwszy raz tam pojechałem. no i srodze się rozczarowałem, bo roboty było sporo, ale jak chciałem się nająć, pytali czy mam pozwolenie. ja na to że nie, więc oni zdziwieni: to ty bez pozwolenia chcesz pracować, jak? na czarno – mówię – normalnie. wtedy robili duże oczy, bo w głowie im się to nie mieściło. rozumiesz? tam „na czarno” w ogóle nie istnieje.
— nieźle… albo ja wiem? źle – zasępił się Jurek nad /swoją?/ dolą.
— na pewno inaczej… ale z tych norweskich zwyczajowych ograniczeń wynikło kilka zabawnych historii… otóż zanim poddałem się panującym porządkom, próbowałem znaleźć jakieś zajęcie, choćby dorywcze. mieszkałem u znajomych i głupio mi było, że nic nie robię. pomagałem im w domu, dzieckiem czasem się zajmowałem, a poza tym… rozumiesz. więc jak tylko kogoś poznałem, pytałem czy nie miałby przypadkiem czegoś dla mnie. wtedy zwykle wychodziła na wierzch sprawa mojego braku pozwolenia i kończyła się gadka, lecz pewnego razu… siedzę sobie w Legal /nomen omen :>/ takiej przyjemnej knajpce przy Nygårtsgaten, i gaworzę z barmanką. na imię miała Lotta i była z Bodø, zza koła polarnego. gaworzę tak sobie i trochę narzekam, że pracy nie mogę znaleźć, aż tu gość, który siedział obok i sączył piwko, odwraca się do mnie i pyta: pracy szukasz?
— tak – odpowiadam.
— a co potrafisz robić? – trudne pytanie. trzeba się wstrzelić, bo mówić że wszystko, to jakby powiedzieć nic, więc…
— to i owo, zależy co – uśmiecham się dając do zrozumienia, że nie tak szybko kolego – ale szybko się uczę – dodaję.
— a stolarkę już robiłeś? – kurcze, normalnie skoczyło mi tętno, bo facet zapytał, jakby miał coś do zaoferowania. coś konkretnego.
— robiłem – skłamałem bez zastanowienia. ważne by dostać robotę, a potem się zobaczy.
— okej – przyjrzał mi się /zlustrował – bez skojarzeń, proszę :>/ pociągnął łyk piwa i wziął do ręki leżącą na barze gazetę. patrzyłem na niego i czekałem aż coś powie, aż usłyszę co jest do zrobienia, a on trzymał mnie w niepewności szeleszcząc kartkowanymi stronami – sprawdza pewnie moją cierpliwość – wyjaśniłem sobie jego zachowanie… wreszcie złożył gazetę, rzucił ją z powrotem na bar, spojrzał na mnie i mówi ze szczerym smutkiem w głosie: przykro mi. przejrzałem wszystkie ogłoszenia. dla stolarzy pracy nie ma. żadnej…
— za to tutaj jest w nadmiarze – podsumował moją dykteryjkę Jurek. – do roboty, bo jak majster wpadnie…
ojojoj. nie rozbawiła go moja przygoda, a nawet jakby wkurzyła. widać ma inne poczucie humoru… zresztą od rana jakiś podminowany, przeklina z cicha i klnie coraz głośniej. lepiej zejść mu z oczu, zatem jak sobie życzy… włażę pod stół do wiór.


a co tu robi wiewiórka? wiewiórka wie: kto nie pracuje ten nie je.

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reakcje

patylda

Wie wióra,czyli zna wióra czyli kto pracuje ten mowi slangiem.
a wiorki fajne sa ,sie Wie! :)
toperze tez,no Nie? :)

ilewazysz.blox.pl

Мол кто не ест, тот и не пьёт. – И выпил кстати;> A jest taki zwierz, co się zwie медведь, ciekawe co on wie?;>

reaguj/react