s.turecka

miała na imię Sibel. studiowała w Wenecji, była z Istambułu. spotkaliśmy się przelotnie u wejścia do miejscowego „dobrego” lokalu – w sensie nie dla turystów, jeżeli coś w Serenissimej może być „nie dla turystów”. po prostu trzeba orientować się w labiryncie zaułków, kanałów i kładek, by trafić do Paradiso Perduto, bo tak nazywa się knajpa, przed którą spotkałem Sibel. ładna była, drobna orientalna laseczka o nieco skośnych czarnych oczach.
…rozmawialiśmy po włosku. nie przedstawiłem się, chociaż pewnie słychać było w akcencie, żem „straniero”. czasem we Włoszech nowo poznani ludzie zadają mi pytanie: skąd jestem? lecz robiąc to mają już na ten temat wyobrażenie: zazwyczaj biorą mnie za południowca. dotąd nigdy nie zdarzyło się, by ktoś trafnie przeczuł me pochodzenie, więcej: gdy odpowiem na zadane pytanie, nie wierzą mi i proszą, bym nie żartował… tym razem jednak stało się inaczej, może dlatego utkwiła mi w pamięci Sibel, bo ona, chociaż nic na ten temat nie mówiłem, po chwili rozmowy, stwierdziła: e tu? vieni dalla Polonia.
jak na to wpadła? zastanowiło mnie i pomyślałem o Sobieskim, jasyrze i o brankach. o bazarach w Turcji i w Lachistanie, jak nazywają tam Polskę, o czym jeszcze? naplotło mi się w głowie, że hej… że w takim razie powinienem tam się wybrać :> i zostać co najmniej kulturalnym attaché :>

dzisiaj rocznica jednego z mych odjazdów, stąd wspominki. zima tamtego roku była podobna. nie miałem jeszcze kleparskiej stróżówki, mieszkałem pokątnie u Maćka. umówiłem się z nim, że wyjadę z pierwszym śniegiem, tak by nie przeciągać przyjacielskiej struny… zgodnie z prognozami mogło to nastąpić już w listopadzie no, w grudniu na pewno, lecz minęły święta, zaczął się nowy rok, a śniegu нет… coraz głębiej wsiąkałem w grunt. w błocko jakie panoszyło się i panoszy w Krakowie.
zamarzło dopiero w połowie stycznia /na co dzisiaj nie ma nadziei. czas minął i dobrze/, więc zabukowałem bilet na najbliższy dostępny autobus i dziewiętnastego ruszyłem do Wenecji, do Klaudii przyjaciółki. mieszkała na Giudecce. obok jej domu kwitł [!!!] krzak. obsypany żółtymi drobnymi kuleczkami rozpuszczał w powietrzu miły, wiosenny zapach. niesamowite. to była pierwsza wenecka niespodzianka. drugą był nieprzewidziany przeze mnie, nieznośnie przenikliwy ziąb znad laguny, trzecią była Sibel.
…przyśniła mi się dzisiaj popołudniu: Serenissima… tęsknię za drogą.

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reakcja

ghislaine

today i saw one flight of little black birds…..
see you ! la voisine française

reaguj/react