bez wspomnień łatwiej żyć: nie wraca nic

poniżej zapowiedziane fragmenty wywiadu z Kiwim sprzed pięciu lat. mowa w nich o Roentgenie, lokalu, który zapoczątkował serię jemu podobnych. miejsca zmieniały się, klimat pozostał i towarzystwo, chociaż ludzie czasem… niby ci sami a jednak inni. ja też. pracowałem wtedy w tygodniku kulturalnym, podpisywałem się Benhomen Lazarus :> so, go on…

w świetle nagiej żarówki, na zapleczu Miasta Krakoff, co najmniej od godziny rozmawiam z Kiwim o jego dotychczasowej działalności kulturalno-gastronomicznej…

Kiwi: …ostatnia impreza też chyba się udała: gala Grupy Ładnie – impreza, na której pojawiła się mała pętelka czasowa. Grupa Ładnie zaczynała w Roentgenie. teraz po latach zorganizowaliśmy jej wielką galę, aby zaprezentować dorobek ich stylu…

bohema?

zawsze brzydziłem się tym słowem, stąd mój stosunek do rodzimej uczelni, do ASP, której mimo siedmiu lat studiów nie ukończyłem. podjąłem tę decyzję w pełni świadomie – jeżeli przez siedem lat słyszysz tylko jedno mądre zdanie i to od człowieka, który uczy cię tylko jeden semestr? było to na lekcji rzeźby, podczas której lepiłem koguta. z rzeźby nigdy nie byłem dobry… zajęcia prowadził profesor Chromy, a na widok mojego koguta powiedział: panie Chwedczuk, jeżeli pan widzi w ten sposób jak pan widzi, to znaczy, że pan widzi lepiej ode mnie. to jest pański kogut, dlatego daję panu świetną ocenę…

ten „inny” sposób widzenia spowodował, że legendarny już Roentgen wyglądał jak wyglądał.

tak. Roentgen – cudowne miejsce. jak przechodzę obok niego, to łza się w oku kręci, nawet sobie czasami…

popłaczę?

nie! wącham zapach z wentylatora i już tam tak nie pachnie /czyt. śmierdzi/ odkąd zrezygnowaliśmy z udziału w prowadzeniu… mieliśmy tam najgorszą, tzn. najlepszą w Krakowie toaletę… to była toaleta zrobiona przez dobrego konstruktora. wyglądała jak skocznia narciarska w Sapporo, była ustawiona pod kątem, spełniała rolę pisuaru i muszli klozetowej jednocześnie. koncerty też się tam odbywały, więc muszlą koncertową też była. pewnego dnia blady strach padł na wszystkich… impreza, tłum. wchodzę na tę skocznię i widzę, że trochę ukruszona – to się zdarza, ale wszedłem drugi raz – w ogóle jej nie ma! ktoś ukradł! być może ktoś zafascynowany dadaizmem do tego stopnia, że kolekcjonuje nie tylko pisuary…
wtedy też nastąpił pierwszy kontakt z Grupą Ładnie. stało się tak, że Rafał Bujnowski poprosił o pracę. przyjęliśmy go i zaczęły się nasze rozmowy o sztuce, która powinna wyjść do ludzi a nie chować się po kątach muzeów. potem Rafał przedstawił nam swój pomysł zmiany aranżu lokalu – było w nim coś świeżego – obrazy powstawały w oparciu o szablony różnych narzędzi: piły tarczowe, młotki i mnóstwo innych motywów. w tym stylu Rafał obmalował nam prawie wszystkie krzesła i połowę stołów. to z kolei spowodowało, że nasza galeria ze ściany przeniosła się na resztę stołów. ludzie zaczęli malować pijąc piwo. zaistniało coś, co nie podlegało określonym prawom, działało samo, jak koło zamachowe, które raz porządnie zakręcone… mimo to Roentgen jakoś zarabiał, więc nie był całkiem odjechany. nie był galerią, w której ogląda się gotową sztukę, był miejscem stwarzanym przez bawiących się w nim artystów.

trzeba wspomnieć też o muzyce. Roentgen był świetną podziemną sceną koncertową. wystąpiłem tam kilka razy z zespołem Korbowód. z tego co pamiętam, na tamtejszej ciasnej antresoli, grali zarówno początkujący jak i zaawansowani.

lokal działał, przychodziło coraz więcej ludzi, w tym muzyków – normalne. nagle okazało się, że dobrze w nim się gra Maleńczukowi, PRL-owi… potem przewinęła się przez antresolkę cała gdańska scena jassowa – wyjątkowy koncert Mazzola z Arythmic Perfection, kiedy to perkusista zapomniał bębnów i musieliśmy szukać po śmietnikach garnków…

poważnie?

dokładnie. przynieśliśmy dwa kubły na śmieci, trochę garnków i jakiś złom. gość dał taki popis na koncercie, że… w każdym razie tam się zaczęły przyjaźnie, które teraz procentują, które trudno już nawiązać dzisiaj. tutaj, w Mieście Krakoff jest poważna scena, więc odległości: artysta – widz i artysta – właściciel są większe. dosłownie i w przenośni. nie ma tamtej intymności, aczkolwiek nadal istnieje tutaj formuła z owych dawnych, dobrych czasów…

potem był Klub Kulturalny.

na zasadzie narastania i dopełnienia. wszystko, co się działo – od kompletnych spontanów, jakiś dzikich wyjazdów…

teleportacji?

no, tak było, nie zaprzeczam… o teleportacjach krąży parę anegdot – solidnych i bardzo mistycznych… natomiast jeżeli chodzi o rozwój – całość naturalnie obrastała legendą, chociaż ani za smoka wawelskiego nie robię, ani za nic innego. gdzieś tam mówiło się, że jest takie miejsce, gdzie ludzie normalni, chociaż inaczej, mogą dać drugiemu normalnemu inaczej albo normalnemu całkowicie normalnie coś kompletnie nienormalnego co jest absolutną dla nich normalnością…

+

ta rozmowa odbyła się prawie sześć lat temu. ówczesna nienormalna teraźniejszość jest dzisiaj odległą normalną przeszłością. nie ma już Miasta Krakoff. jest za to Piękny Pies, który też już się kończy, pewnie będzie coś nowego, przecież „bohema” musi gdzieś pić.
całość wywiadu opublikowana została w Przekroju, którego naczelnym był wtedy Maciek. chyba dzięki mnie poznał Kiwiego. teraz tworzą spółkę „Dzieła Wszystkie” prowadzącą Psa. chwała im za to :/ niekoniecznie :>

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reakcja

rzepecki

mógłby głupi palant wspomnieć, że była tam prapremiera mojej instalacji “TV-iewrdza”. I druga aktywność związana z pokazem moich realizacji video (z piwem lejącym się przez korytko od baru)

reaguj/react