giro d’Ischia

na zdjęciach poniżej: Forio, port, skała Grzyb, lotnisko Jana Pawła, antyczna ceramika :>, zamek aragoński – własność prywatna, taxi, grona gniewu, gatto bianco, 2 x cinquecento, ape i jej szofer, rak.

wyruszyłem wczesnym rankiem i wzdłuż wybrzeża dotarłem aż do miasteczka Ischia. potem skręciłem w głąb wyspy, w której centrum wznosi się wygasły wulkan Epomeo. szedłem bez mapy, orientowałem się w terenie mając na uwadze pozorny ruch słońca i rzucane gdzieniegdzie cienie. kiedy zdawało mi się być już prawie u celu, i za najbliższym przegibkiem dostrzec znajomy kawałek brzegu, okazało się że wdepnąłem w obszar wydobywających się spod ziemi trujących wyziewów. śmierdziało piekielnie… zagadnąłem przygodnie napotkanego tubylca, zaśmiał się i odpowiedział napolitańskim narzeczem: tam dokąd zmierzasz będzie jeszcze 15 kilometrów.
— zapada zmierzch, do celu dotrzesz o świcie. wypada ci gdzieś przenocować…
wywinąłem się z tej “intratnej” oferty, biedak nie wiedział z kim ma do czynienia. w zeszłym miesiącu przeszedłem ponad 1000 km, cóż znaczy 15? dla kogoś zdeterminowanego pustką w portfelu, zaledwie trzy godziny szybkim marszem… potem niestety pomyliłem jeszcze raz drogę, stało się to u starożytnego źródła Nimf, gdzie gasiłem pragnienie. w końcu na ostrym zakręcie złapałem stopa. była to rozklekotana trójkołowa ape 50. wgnieciony w ciasna szoferkę, prawie na ramieniu kierowcy nadającego nieustannie komunikaty we języku prywatnym, dotarłem wreszcie w pobliże willi. wybiła właśnie pora kolacji…

  • facebook

inne losowo wybrane posty

reaguj/react