ka…

partyzantka

czekał na mnie przed biurem.
— przepraszam, że wyciągnąłem cię z domu – odezwałem się zasapany.
— nie szkodzi – odpowiedział z typową dla niego nonszalancją i podał mi klucze.
— dzięki. to jak, idziesz ze mną? – zapytałem – jeżeli moje zostały w mieszkaniu, od razu ci oddam.
— wystarczy, że przyniesiesz mi je do biura. Linda czeka ze śniadaniem.
— a… – pomyślałem o czekającej na mnie w kawie – pozdrów ją ode mnie – dodałem i rozstaliśmy się na skrzyżowaniu zaułków.
kiedy wszedłem do mieszkania, pierwszą rzecz jaką zauważyłem to klucze na stole. świetnie… musiałem zostawić je gdy wróciłem po portfel… che coglione.* następnie sprawdziłem kawę. oczywiście zimna. nie jak lód, bo w mieszkaniu temperatura nigdy nie spada poniżej zera :> aczkolwiek, choć już prawie wiosna, nie jest tu zbyt ciepło. paradoksalnie, mimo że w Genui nawet w styczniu mrozy się nie zdarzają, w domach tutaj bywa zimniej niż w Polsce, gdzie bardziej dba się o ogrzewanie i co za tym idzie odpowiednie przygotowanie mieszkania: uszczelnia się okna, drzwi, co we Włoszech, z racji krótkiej i łagodnej zimy często odkłada się na następny rok. i potem piździ w domu jak na dworcu… nawet wiosną, a kawa stygnie błyskawicznie.
— co powinienem z nią zrobić? wylać i zaparzyć nową, czy za karę wypić zimną? albo nie pić wcale, przynajmniej dzisiaj… [sondaż]
pomijając kontekst marnotrawstwa, sądzę, że dobrze by było w ogóle pozbyć się tego nałogu. dokładnie. tak samo jak należy przestać kupować markowe ciuchy produkowane na przykład w Bangladeszu. ograniczenie potrzeb, rezygnacja z zakupów to najprostszy sposób walki ze złodziejską światową ekonomią i z upiornym wyzyskiem – bierny opór, Ghandi w erze globalizacji… a kawa? niby drobnostka, a tak naprawdę luksus w codziennym użyciu. cóż w niej takiego, że każde rano musisz ją wypić? odrobina kofeiny? nie. pijesz ją z przyzwyczajenia, gorzej, z marketingowego uwarunkowania. gdzie się nie ruszysz, bombardują cię reklamami, bo żeby wyjść na swoje muszą utrzymać wskaźniki wzrostu produkcji i sprzedaży… lecz do tego potrzebny jest optymizm klienta, zwłaszcza w czasach kryzysu. dlatego dzień trzeba zacząć od dobrej kawy – powtarza codziennie i wielokrotnie znany wszystkim aktor. jakim kosztem? nie tylko twoich skromnych zasobów, również kosztem zmuszanych do niewolniczej pracy dzieci na plantacjach. tak jest. produkcja kawy to jedna z najczarniejszych… drrrrrr…
— domofon? w niedzielę o tej porze?
podszedłem do drzwi i sięgnąłem po słuchawkę.
— kto tam? – pytam, a w odpowiedzi słyszę: karabinierzy… tyle że to „karabinierzy” wypowiedziane zostało coś za bardzo głosem Franca :> otworzyłem przyciskiem bramę i uchyliwszy drzwi na klatkę wróciłem do kuchni.
— pewnie zmienił zdanie i wrócił po klucze… ale co?:> myślał, że się nabiorę?:> chyba chusteczka była za cienka – dodałem ze śmiechem stawiając na gaz czajnik, bo w okoliczności gościa, dylemat wystygłej kawy postanowiłem odłożyć na później… w przedpokoju rozległo się pukanie…
— entra, entra pure* – wołam spodziewając się zaraz zobaczyć Franca, lecz nikt się nie pojawia, więc zaglądam do przedpokoju i widzę… w otwartych na roścież drzwiach dwóch karabinierów. prawdziwych. w mundurach z lampasami.
— buongiorno – zająknąłem się zaskoczony i podszedłem niepewnie wycierając w spodnie mokre dłonie.

* ale osioł /niedosłownie/ często stosowane w stosunku do… np. Berlusconiego :>
* wejdź, śmiało