6.

bar do życia

umówiłem się z nim po ósmej.
be: …a jak się ściemni, pójdziemy nad rzekę, myślałem koło Skałki… aha. nie masz w domu łopaty?
zet: po co?
be: przecież nie będę grobu kopał łyżką.
zet: nie… nie mam.
be: a może wiesz kto mógłby mieć?
zet: …w Alchemii mają… na pewno.
poszedłem za radą zet.
— mamy – powiedział Makaron – ale klucze od komórki zabrał Jurek, a Jurka nie ma. pojechał do Bunkra.
…nie chciało mi się czekać, więc ruszyłem za nim. niestety jak na złość minąłem się z nim w drodze, bo gdy dotarłem do Bunkra, wesołe dziewczyny w kawiarni powiedziały mi, że Jurek właśnie pojechał do Alchemii. хољера, jeszcze mi ucieknie – pomyślałem i zawróciłem rower. niestety gdy dotarłem na Plac Nowy, Jurka w Alchemii już znowu nie było…
— zabrał śrubki i pojechał z powrotem do Bunkra – wyjaśnił Makaron rozbawiony moim zamotaniem – …i zapomniałem mu powiedzieć o łopacie – krzyknął za mną gdy wsiadałem znów na rower.
w ten sposób polowanie na łopatę zajęło mi sporą część popołudnia, gdyż dopadłszy wreszcie Jurka, musiałem mu potowarzyszyć :> zanim ruszył /tym razem już specjalnie dla mnie/ do Alchemii z kluczami od komórki…
— a trumnę masz? – zapytał, gdy mocowałem szpadel do rowerowej ramy. zaprzeczyłem ruchem głowy. – to jak? chcesz robić porządny pogrzeb bez trumny? będziesz paradował z trupem pod pachą?
ta uwaga dała mi do myślenia.
— pudło – zastanawiałem się pedałując w stronę domu – kartonowe pudło, tylko w odpowiednich rozmiarach, by dołu nie trzeba było zbyt dużego kopać. dokładnie…
było przed szóstą. pozostało niewiele czasu, dlatego zostawiłem łopatę w mieszkaniu i zbiegłem z powrotem na ulicę, gdzie stał zaparkowany tymczasowo rower. ruszyłem z piskiem w stronę Kleparza i kleparskich kwiaciarek… tam krakowskim targiem :> udało mi się skołować eleganckie dwuczęściowe pudełko po ciętych w Holandii różach.
— зайебисте, w kwiatki malowane. oby tylko kot się w nim zmieścił – wziąłem pudełko pod pachę i ponownie z piskiem na Kazimierz. dotarłem w sam raz, bo spod kamienicy na Paulińskiej dostrzegłem zbliżającego się zet.
— co tak wcześnie? – zapytałem, bo on zawsze się spóźnia.
— a… pomyślałem, że Fakty TVN-u przy okazji obejrzę, kogo Ziobro znowu podsłuchał… co to za pudło? po różach?
— trumna dla kota.
— a nie za mała?
— myślę że w sam raz, nie strasz.
po wejściu do mieszkania i uruchomieniu telewizora panoramicznego przymierzyłem pudełko…
be: курва.
zet /wchodząc do kuchni/: co jest?
be: ogon się nie mieści.
zet: a nie da się jakoś…
be: spróbuj.
zet /łapie ogon w dłoń/: trzeba by złamać.
be: zrobisz to?
zet: oszalałeś? wrażliwy jestem. piłem wczoraj. kaca mam.
be: a ja myślisz, że co? курва маць. taka ładna trumna pójdzie się йебаць /i dalej przechadzając się nerwowo po kuchni/ głupia. musiała zdechnąć w maksymalnym rozciągnięciu? nie mogła się trochę zwinąć, ogon przynajmniej podkulić?
zet: spoko. coś wymyślimy… najpierw chodź na Fakty.

…a fakty były takie, że zet wyjął z kieszeni nabitą lufkę :> …i po Faktach.