padre Pio

partyzantka

wchodzę braciszku do kiosku po papierosy i bibułki, wchodzę zagapiony na kalendarze… niezły zestaw przyznać musisz: św. Franciszek i padre Pio wśród hurysek, po prostu cud!
więc wchodzę i dopiero po chwili zauważam, że w kiosku stoją dwaj karabinierzy i plotkują ze sprzedawcą. ten oczywiście od razu przerywa rozmowę i pyta mnie co sobie życzę, a ja życzyłbym sobie papierosy: małą paczkę i długie bibułki, ale w towarzystwie karabinierów wstydzę się przyznać, bo mała paczka i długie bibułki, wiadomo do czego służą, więc zaskoczony odpowiadam… kalendarz.
czemu kalendarz? pewnie dlatego, że się wcześniej zagapiłem.
— który? – pyta sprzedawca.
— który?? – patrzę na niego i już nie próbuję wybrnąć z ambarasu.
papierosy i bibułki musiałem kupić w innym kiosku, bo ci karabinierzy… nie mogłem się w ich towarzystwie zdecydować.
wreszcie kupiłem ten z ojcem Pio, co wywołało na twarzach stróżów prawa głupie uśmieszki. pewnie sobie pomyśleli…
— po co ci ten kalendarz? – pyta Abbi widząc z czym wróciłem.
— ah… dobre filterki będzie się z niego kręcić.

u Stasi

za granicą brakować będzie polskiego jedzenia :> pierogów ruskich, z kapustą i grzybami, gotowanej marchewki z groszkiem, kiszonych ogórków, a najbardziej z nich zupy.
brakować też będzie znajomych, z którymi… można czasem zjeść.
jak z Anuszką i Jarkiem, u Stasi.

SHI

najeździłem się ostatnio autobusami do Cieszyna. załatwiałem emigrację :> aż spotkałem wiedźmę. miała na czole wytatuowane IHS, lecz odwrotnie, jak na maskach ambulansów – lustrzane odbicie. pomyślałem: wariatka, pewnie sama sobie wydziarała na granicy włosów, żeby schować można było pod grzywką. a włosy siwe spięte miała w wysoki kok i ufarbowane na żółto. stara była, lecz ubrana z młodzieńczym gustem, pod kolor, w granatowe ogrodniczki i czerwoną koszulę.
usiadła po drugiej stronie przejścia. czytałem właśnie Kereta i poczułem zapach jajek…
jadła je na twardo. śmierdziało.
nie lubię jajek, zwłaszcza ugotowanych na drogę, z zazieleniałym żółtkiem.
gdyby nie ten zapach, też zwróciłbym na nią uwagę, nieco później. gdy mijaliśmy klasztor Kalwarię, zaczęła mamrotać i złożyła ręce. pomyślałem: zdrowaśki klepie dewotka… ale później, gdy na przedmieściach zaczęły się robić korki, a w autobusie wszystkim doskwierała kilkugodzinna jazda, ona, głosem opętanej dziewczynki z Egzorcysty zaczęła przeklinać? zaduch.
wtedy pojąłem: IHS, lustrzane odbicie i jajka…
Louis Cypher: w niektórych religiach jajko jest symbolem duszy.
to nie była wariatka. i z pewnością nie dewotka, a jeśli tak, to na wspak.