okienko na świat/cybernetyczna e-w@ngelia

istnieje koncepcja jakoby Sieć dzięki multimedialnym interaktywnym właściwościom była przedłużeniem ludzkich zmysłów… sokola dalekowzroczność, psi węch, toperzowy słuch i bezsenna nadwrażliwość na ziarnka grochu po wielogodzinnych komputerowych setach… w Sieci, w jej wirtualnej przestrzeni transcendujemy cielesną kondycję, wkładamy siedmiomilowe buty, rosną nam skrzydła, mimo że w realnym wymiarze oplatają nas kable elektrycznych impulsów, skrzące nieszczelne łącza. w Sieć można wpaść. zamotać i dać się złowić dusz rybakom, apostołom cybernetycznej e-w@ngelii: …by wydać plon, ziarno musi obumrzeć…
+
czytałem niegdyś w Empiku książkę „TechGnoza” Erika Davisa. nie kupiłem, była zbyt amerykańska, zbyt lekce sobie ważyła temat traktując z nadmierną swadą. ale jak dobrze pamiętam przeczytałem ją w kilku parogodzinnych setach. wciągała ukazując popkulturalnie zapętlony obraz informatycznego odjazdu. dzisiaj odświeżam ją sobie w pamięci dzięki Sieci :> nie jest zła. nawet nie… odświeżam ją sobie w pamięci i przypominam jak dziwnie było wczoraj, kiedy z powodu awarii serwera straciłem dostęp do panelu administracyjnego bocznicy. czułem się jakbym z nagła oniemiał…
+
coś Wam powiem: już dawno umarłem dla świata, by żyć w… dobra nowina?

pornopolka

na marginesie pod zakładką pornoPolka od kilku dni dostępne jest słuchowisko :> poniżej fragment tekstu...


— …szła przede mną gubiąc ślad tanich perfum. jej pośladki z kroku na krok przewalały się pod przezroczystą kiecką. otworzyła drzwi i wprowadziła mnie do alkowy, gdzie stało szerokie łóżko. natychmiast przeszła do rzeczy: zakrzątnęła się nad posłaniem i misą do ablucji.
— myć będziesz mi nogi?
— jeśli masz życzenie… – przykucnęła nad miednicą i symbolicznie się podmyła. – rozbieraj się, nie zwlekaj. znasz reguły? – spytała nie czekając odpowiedzi – żadnego całowania, bez palców i tylko w modnym, rewolucyjnym condomnie.
— w czym?
— w pomarańczowej prezerwatywie na znak jedności i w drużbie narodom. w tym kolorze klientom ćwierka się jak kanarkom… rasowe Ukrainki mają dzisiaj wzięcie, ale nam, chwała Unii, też nie brakuje ruchania… każdy ma swoje pięć minut – trajkotała dalej – a ty masz aż trzy kwadranse bez minuty – wskazała zegar – na pewno zdążysz, ale pamiętaj, szczytujesz tylko raz. tu nie miejsce na syzyfowe prace… o! rzezany terrorysta… – rzekła na widok wacka – a jaki zawstydzony! – i wzięła go w dłoń miętosząc niczym krowi cycek – znam zajebisty numer. zaraz okiem łypie – zaśliniła się. – zahip-hopuję ci do mikrofonu.
— co??
— jakiś ludyczny standard. to zawsze działa – i uklękła przede mną i po intensywnej ustnej rozgrzewce poczęła rymować z mniej większą synkopą: porzuciło dziewczę koronkowy wianek… na górce w krzaczkach opodal ławki… bo nie chciała Niemca… – przerwała na kilka głębszych haustów i zahip-hopowała znowu: hop sasa do lasa a za rogiem żubr… – nie zdołałem powstrzymać śmiechu.
— co tak wesoło? łaskoczę?
— nie, ale jeśli mam coś począć, zrób to inaczej.
++
zegar stuknął dwunastą. odwróciła się, wypięła i nastąpiła niesamowita metamorfoza, kopciuszkowa transmutacja. ta brzydka tutka zajaśniała nagle cudnym pięknem. cóż za nieziemski tyłeczek! jaka boska cipeczka! niepokalana Najświętsza Panienka? nie wierzę… rozchyliłem jej świątynną zasłonkę… ciasna i cierniem usiana droga wiodła na szczyt, skroń zrosił mi krwawy pot, misterium tremens & fascinans, aż ogarnęło mnie sacrum, skropione tabernakulum i wniebowzięcie.
— Bogurodzico dziewico Bogiem sławiona Madonno królowo Polski [chórem płaczek i głosem kapelana] przekażcie sobie znak pokoju…
— przełącz to radio MaRyja.

przykładna rodzina

odwiedziła mnie wczoraj matka. powiedziała za przeproszeniem, że mój ojciec to skurwiel.
+
poza tą lakoniczną lecz jakże dosadną notką na razie nie będę się wypowiadał o mojej rodzinie. chociaż zastanawiam się nad tym, jako nad potencjalnie nośnym tematem. jednakowoż realizacja nastąpi dopiero gdy zdecyduję się pociągnąć serial. bo na jednym odcinku się nie skończy.
+
„przykładna rodzina” odsłona druga.