39,6?

mam chyba 40 stopni. gorączka, że robią mi się jajka na twardo… próbuję zbić ją paracetamolem, ale na niewiele się to zdaje… na całego zaczęło się wczoraj. nad ranem miałem febrę, tak silną że nie bardzo potrafiłem zejść z antresoli. gardło. nie mogę przełykać, więc to nie grypa, to bakterie, trzeba znaleźć jakieś antybiotyki. miałem gdzieś z zeszłego roku, kiedy zachorzałem podczas pobytu u rodziców. ojciec pojechał ze mną do lekarza. ojciec w zeszłym roku był jeszcze w radzie miasta, lekarz przyjął mnie z honorami, nie pytał czy jestem ubezpieczony. nie jestem. fuck. szukam te antybiotyki a tabletki skaczą mi ze stołu jak pchły. prawie halucynacje, są. jak je mam zażyć. wiesz braciszku? miałem brata. nie żyje. utopił się mając dwa lata. czasem mi się pojawia, jak Blake’owi. biedna moja mama, czy może nie być pokręcona? jeśli musiała sobie sama po tym radzić? z ojcem któ®y ją regularnie zdradzał i dziadkiem fanatykiem, który traktował jak szmatę. trzy tabletki dzisiaj – dzięki braciszku – a od jutra po dwie. mówisz, że to silny drag… tak był drogi, ojciec zapłacił za niego prawie dwie stówy… wyobrażasz sobie? jak ma kasę na kochanki, to wypada mu mięć też na chorego syna… jurny sześćdziesięciolatek z dwudziestoletnią panną… matka mówiła, że jak była, po twojej śmierci, jak była ze mną w ciąży, to wiedziała, że będzie chłopiec. też wiedziałeś? to dzięki tobie, tak?
…mam gorączkę, jak w ogóle potrafię pisać? robię to automatycznie. nauczyłem się z Mistrza Klawiatury, takiej darmowej aplikacji do nauki szybkiego pisania wszystkimi palcami, ćwiczyłem rok…

łyknąłem lekarstwa i oglądam filmy: „Dead Man” /zrobiłem notkę, nie było łatwo w tym stanie obsługiwać fotoszopa/ potem „Mulholland Drive”. znam te filmy już prawie na pamięć, a dzisiaj pojąłem o co chodzi w tym drugim. to się dzieje po śmierci dziewczyn, one wzajemnie odprowadzają się w zaświaty, dlatego takie onirycznie zakręcone, najpierw brunetka ginie w wypadku, jej dusza błąka się po miejscach bliskich, wtedy pojawia się blondynka, przylatuje do Los Angeles /Aniołów :>/ ale też jest duszą pośmiertną. zastrzeliła się gdy zobaczyła niebieski kluczyk. tyle że ona jest duszą pokutującą, musi odprowadzić zabitą kochankę, a potem kiedy brunetka znika w czarnym pudełku, sama, trochę boleśniej musi tam wrócić… jakie to proste nie? a tylu widzów się głowiło… słyszałem nawet jednego krytyka kinowego, jak się rozpływał nad filmem, że niby taki nowatorski, przełamujący podstawową konwencję narracyjną… coraz trudniej mi pisać… cazzo.
dziecko cywilizacji… gdyby nie te antybiotyki, już dawno bym nie żył. pewnie przekręciłbym się na suchoty w wieku dwudziestu… albo teraz przyplątało by się zapalenie płuc i zejście… i ten psychopata, który życzy mi śmierci skakałby z radości… pewnie musiałby mnie potem odprowadzać do hadesu >:
no ale są antybiotyki i mój braciszek. mówi, że się tym razem jeszcze wyliżę.
zresztą głupia gadka. co by gdyby… gdyby się braciszek wtedy nie utopił, nie było by mnie na świecie… matka powiedziała mi to w przypływie szczerości, gdy raz wrzuciłem kwasa, a ona myślała że jestem pijany.
a wiecie jak umarł? utopił się, mając dwa lata, o курва, od tego paracetamolu mam chyba skręt kiszek. mnie palą wątpia, jemu wypaliło gardło. gdy się zachłysnął… wpadł do szamba, do szamba od wychodka. dziadek zapomniał zasunąć pokrywę… świętej pamięci starzyk umarł w zeszłym roku. ciekawe czy ta wiara w Boga w czymś mu pomogła? drętwy patriarcha. zero miłości, same PRAWO.
braciszku! czuję mocznik w gardle…


ta gorączka odkrywa przede mną PRAWDĘ. oglądam następny film. „my Summer of Love” Pawlikowskiego. piękny film… czuję właśnie i rozumiem na czym to wszystko polega… bo jestem lesbijką. nie, żeby mnie podniecał widok nagich kobiet, podniecają się faceci, ja mam duszę kobiety i kocham kobiety a ciało męskie za brata…

milczenie owiec

— jako bezdomny pies :> zabłąkałem się wczoraj do Kitschu. nie przypadkiem. byłem tam kilka dni wcześniej, tak zajrzeć: co i jak.
— i jak?
— w galerii za barem zobaczyłem fajną dziewczynę. ładna. przypomina aktorkę z „Samotnych”, tego czeskiego filmu, widziałeś?
— nie.
— szkoda. może jeszcze zobaczysz, dobry. gra w nim dziewczyna z Macedonii, gra barmankę. ta z Kitschu do niej właśnie jest podobna… no i wczoraj wieczorem, gdy spacerując po mieście zastanawiałem się dokąd by pójść, przypomniałem sobie jakoś o niej, więc skręciłem na Wielopole z myślą: może będzie?
— i była?
— była. a poza nią nikogo. pusto. dobra okazja, by jej to powiedzieć.
— że ci kogoś przypomina? żartujesz. przecież to głupie.
— czemu? dobry motyw na początek. zamówiłem 40 gram żołądkowej i usiadłem przy barze… krzątała się, czyściła szklanki, poprawiała serwetki i inne duperele, a ja patrzyłem sącząc wódeczkę i czekałem, aż się do mnie odezwie. zdawało mi się, że tak powinno być, naturalnie. są jakieś zasady. nikogo nie było, tylko ja i ona, rozumiesz? taki zawód barmanki…
— taki zawód.
— żebyś wiedział. zawód. wielki zawód, bo ona nawet na mnie nie spojrzała.
— pewnie lesbijka.
— a co to ma do rzeczy? nie chciałem jej podrywać, tylko pogadać. po to przecież knajpy się otwiera.
— między innymi… czyli jej nie powiedziałeś?
— nie wiedziałem jak zacząć.
— przecież to miał być początek?!
— no tak, ale głośna muzyka… miałem do niej pokrzykiwać? gdyby przynajmniej zerknęła, ale nie. uparcie. trwało to całkiem sporo. pożałowałem, bo mogłem tę banię kupić gdzie indziej. a wypić jej na raz nie potrafiłem… w końcu zrobiło mi się głupio, czułem się jakbym jej przeszkadzał. więc wychyliłem kieliszek do dna, a ona wtedy odwraca się do mnie i mówi: nalać ci drugi?
— ha, ha, ale cię potraktowała. i co nalała?
— daj spokój. podziękowałem i wyszedłem.
— a nie pomyślałeś, że chciała ci postawić?:>
— …za grzeszne milczenie?

prowadzi mistrz świata

wracamy z Warmii… z Mistrzostw Świata… do przejechania prawie cała Polska… ale chujowa droga… mogli by wreszcie wybudować przyzwoitą autostradę, bo ta jednopasmówka jest курва niebezpieczna… w Balongu podczas zawodów spotkałem Piotra Romanowskiego /tego w masce z kory na zdjęciach powyżej, poniżej?/. dopiero co wrócił z doliny Rospudy. manifestował przeciwko budowie autostrady, zgadzam się z nim i popieram, lecz teraz w samochodzie, podczas jazdy polską drogą, patrzę na to co się dzieje i się boję, czy dojadę żywy? czołowe zderzenie przy prędkościach jakie rozwijamy jest zazwyczaj śmiertelne. a to że siedzę z tyłu przed niczym mnie nie chroni. paranoja.
w tej kwestii jestem głębokim pesymistą… rozwój cywilizacyjny niesie z sobą nieuchronną zagładę natury, jej siedlisk, uroczysk takich jak to nad Rospudą… czy istnieje jakieś wyjście? może tak, lecz potrzebna jest wysoka świadomość połączona z rezygnacją z potrzeb, na przykład samochodu. gdyby było mniej aut, nie trzeba by było rozbudowywać dróg, ale zdaję sobie sprawę, że to głupie gdybanie. przecież właśnie wiozę tyłek na tylnym siedzeniu mazdy. i pewnie nie było by mnie na Warmii, i nie oglądałbym rzutu młotkiem i tym samym ominął by mnie asumpt do kontestacji masowej kultury, czym chlubię się i szczycę… курва! jakie to wszystko jest pojebane. jak się w tym uczciwie znaleźć?

przepraszam za przekleństwa, lecz nastąpiło gwałtowne ocieplenie i jestem rozjątrzony… poza tym najgorsza jest bezsilność. bo co mogę zrobić? czy jestem w stanie kogokolwiek przekonać by nie kupował samochodu? by kupił sobie rower? a na dłuższych trasach korzystał z pociągów!
+
trzeba mieć wiarę w możliwość zmiany świata /wtedy wypada zabrać się do pracy u podstaw i edukować zachłanne społeczeństwo/ albo należy uwierzyć w przedustawny porządek, który pachnie fatalizmem i dać sobie spokój. ta, druga opcja jest mi bliższa. dlatego wracam do mej pustelni kleparskiej i na wirtualną bocznicę i mam nadzieję, że tam dotrę /przy okazji chciałbym zwrócić uwagę czytelnika na zbieżność słów wirtualny i virtù znaczy cnota :>/.

bocznica. właśnie bocznica… w księgę gości wpisał mi się w październiku niejaki KoniAK z tekstem: jest tylko jeden prawdziwy bocznicowy blog. miał na myśli własny blog na portalu blox.pl. dziwne – pomyślałem – o co mu chodzi? chłopak ma pretensje do bycia tym pierwszym? a może tym jedynym, który wpadł na pomysł zjechania na boczny tor?
bocznic jest tyle ilu ludzi rozczarowanych głównym nurtem, “autostradą do nieba”. widać to wyraźnie na Warmii. tam, w okolicy Jonkowa niektórzy żyją “na bocznicy” już od kilkudziesięciu lat. pierwsze polskie pokolenie hippi i nie tylko. wyjechali z miasta, oddalili się, odeszli “na pustynię”, żyją tam i robią swoje, na przykład sieją lawendę… piękne miejsce. teren polodowcowy, pofałdowana morena czołowa, pagórki, lasy i jeziora, ustronne uroczyska. szkoda, że tak daleko. wpadałbym tam częściej z mej wirtualnej na ich wiejską, sielankową?
a… znalazłem się tam czystym przypadkiem, jeśli nie wierzyć w harmonię przedustawną :> o mistrzostwach w rzucie młotkiem słyszałem od lat. ale było za daleko, poza tym zimą… bez samochodu :> za wielkie poświęcenie. aż tu w zeszły czwartek zadzwonił do mnie Maciek. poprosił czy pod jego nieobecność zajmę się kotami. a dokąd się wybierasz? – pytam.
— na Warmię, na Mistrzostwa w Rzucie Młotkiem…
— no jasne, że się zajmę – odpowiedziałem myśląc sobie z cicha: szkoda, że te koty, bo też bym się wybrał i zobaczył wreszcie tę słynną hecę… więc, po telefonicznej rozmowie byłem przekonany, że przez najbliższy wikend czeka mnie zajmowanie się cats’ami:> a tu niespodzianka. w piątek rano, w dzień wyjazdu, zjawił się u mnie w stróżówce Maciek z Jowitą. zostawili mi klucze a na odchodnym, stojąc już we drzwiach, mówią: a może zabierzesz się z nami? decyzja musiała być natychmiastowa, miałem niby coś zaplanowane, na bloga miałem pisać :> no i te koty… ale jeśli padła propozycja, zważywszy moje “ciche” pragnienia, rzuciłem monetą ku temu przeznaczoną /jest to niemiecka dwueurówka – wrona kracze tak :>/ i zostałem zobligowany do jazdy, ponieważ monecie nie wolno się sprzeciwiać… :> w ten sposób po całodziennej ciężkiej jeździe, uff te polskie drogi, szczęśliwie dotarłem na Warmię.
+
post scriptum à propos nadszarpniętej bocznicy…
na stronie internetowej stowarzyszenia PRAFFDATA /organizatorzy Mistrzostw Świata…/ znalazłem ciekawe pojęcie: alienground. z niezupełnie jasnego i nieco zawiłego tekstu mającego na celu umiejscowienie terminu w kontekście filozoficzno-kulturowym wynika że: alienground jest prostą konsekwencją, nowym wcieleniem undergroundu oswojonego i “rozbrojonego” przez masskulturę… alienground… podoba mi się to pojęcie, jest w nim coś co “mnie łechce” :> to chyba owa bocznicowość, o której tyle dzisiaj naplotłem. mylę się? nieważne. na horyzoncie Kraków. wkrótce wysiądę z mazdy. dosyć tej jazdy!