5.

surogatka

— in flagranti na?
— na homopenetracji.
— …nie wierzę.
— zareagowałem dokładnie tak samo. ale Wódz zapewniał, że to prawda więc… zmartwiłem się jak trzeba nad upadkiem rodzaju ludzkiego :> żeby sobie nie pomyślał, że pochwalam tego rodzaju praktyki :> w istocie zasłyszana wieść nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Maleńki był już wtedy postacią publiczną, sam w telewizji robił sobie gębę, więc jeśli ktoś postanowił nieco mu ją uróżowić :> …ponadto …przede wszystkim nie mam nic przeciw swobodzie, jeśli nie uprawia się jej na oczach… a ja nie widziałem, dlatego poinformowany przez Wodza i wypuszczony :> obszedłem jak zwykle knajpę, a nie znajdując nikogo ciekawego, ruszyłem zgodnie z planem w stronę umówionych prywatnych poprawin.
na wyjściu spotkałem zet :> Wodzu wzywał go właśnie gestem: podejdź no… – dosłyszałem. no pięknie – pomyślałem i poszedłem. na Kazimierz, do słynnej kamienicy na Józefa :> gdzie, niesamowite! zastałem towarzystwo skupione na lekturze… zastanawiające, ponieważ… w sytuacji posylwestrowej, a może właśnie dlatego wszyscy tak grzecznie słuchali, że byli skacowani? czytała koleżanka M. z maszynopisu… nieźle to chwilami brzmiało, kolorowo, surrealnie. przypominało nieco Pielewina? „Świętą księgę wilkołaka”? nie było mnie od początku, wpadłem niejako w środek akcji, w której brała udział tak zwana „surogatka prawdy”. jak dobrze pamiętam było to małe futrzaste zwierzątko obdarzone nadnaturalną mocą odwracania wszystkiego na wspak. wystarczyło by surogatka machnęła ogonem a otaczająca ją rzeczywistość majtała od razu „do góry nogami” :> …koleżanka M. odłożyła maszynopis, by golnąć wina, wtedy zapytałem ją: co czyta? a ona podnosząc kieliszek do ust mówi: powieść Maleńkiego.
— Maleńkiego? to on powieści teraz pisze? – zdziwiłem się a w głowie odezwało mi się echo z Klubu :> spojrzałem na leżące na stole zapisane kartki i pomyślałem, czy to aby nie przypadek…
— skąd to masz? – zapytałem.
— od jego menedżera – koleżanka M. urwała, bo rozległo się pukanie do drzwi – o! – wykrzyknęła – o wilku mowa.
+
nie wiedziałem, że on smali do niej cholewki, nie znałem go. wtedy po raz pierwszy miałem okazję uścisnąć mu rączkę… chłopak z wyglądu niepozorny, zupełnie niemenedżer stwierdziłbyś :> nieważne bo… po chwilowym zamieszaniu w gronie, zasiedliśmy ponownie do stołu, a koleżanka M. wróciła do lektury… teraz wszyscy słuchali uważniej :> aż do końca kolejnego rozdziału, kiedy to menadżer Maleńkiego zabrał głos.
— podobno wśród was jest co najmniej jeden pisarz… chciałbym usłyszeć waszą opinię?
zaległa cisza, więc… chrząknąłem i niezupełnie niezłośliwie :> nie jako pisarz /zważ okoliczności :>/ odezwałem się z uśmiechem: …a słyszeliście jaka o autorze wieść po mieście się niesie?
— jaka? – spytał menedżer, więc powiedziałem co usłyszałem.
— ale jaja! fakt! czuć to w książce! ten nocny rozdział! zaczynam rozumieć! cały duszny podtekst! no i Homo Twist – sypnęły się z nagła powstrzymywane wcześniej komentarze… menedżer miał wielkie oczy, nic nie powiedział. schował maszynopis.