pobudka

serenissima

z dusznej maligny wybudził mnie jazgot mew. słońce stało już na niebie. rozejrzałem się. ponton przystanku pusty… gdzie reszta? nic sobie nie przypominam. chyba musiało coś po nich przypłynąć… podnoszę się poprawiając pod głową jasiek z rowerowych sakiew i wtem dostrzegam zbliżający się autobus.
usiadłem, by nie wywoływać niepotrzebnego wrażenia.
autobus przybił do przystanku. majtek rzucił cumę. na rozkołysanym pontonie stanęły dwie stateczne wenecjanki… obrzuciły mnie wzrokiem.
rozumiem, w porządku, wyglądam pewnie nieciekawie: zmaltretowany drogą z Padwy i wczorajszą niezapowiedzianą imprezą, której należało się spodziewać. porka mizeria, a ja głupek miast wziąć prysznic w Centro Civico, na pewno jest tam łazienka, od razu przystąpiłem do konsumpcji! gdzie się podziało moje dobre wychowanie?
stateczne wenecjanki /pracujące pewnie w tutejszym żeńskim więzieniu/ poszły sobie a ja pozostałem siedząc. zastanawiam się, czy nie przepłynąć następną okazją na pobliską wysepkę św. Jerzego. jak dobrze pamiętam, tam niczego nie ma poza klasztorem. gdyby udało się jakoś dostać do leżącego przy nim ogrodu i walnąć się wygodnie w cieniu winorośli, oj, to było by rozwiązanie :>
niestety przez długą chwilę nic nie nadpływało, więc odczekałem jeszcze trochę, po czym zarzuciłem sakwy na ramię i ruszyłem wzdłuż brzegu ciągnącym się przez całą wyspę deptakiem nazywanym tutaj Fundamenta…
niezły widok na Wenecję z tych fundamentów podśpiewuję sobie po włosku zmierzając w stronę zaułka, przy którym mieszkała niegdyś wspomniana wczoraj znajoma – postanowiłem bowiem pójść za radą doktora i osobiście sprawdzić, czy przypadkiem nadal tam nie mieszka. pamiętam, na podwórku przed wejściem rosło drzewo. kiedy po raz pierwszy je zobaczyłem, było całe obsypane drobnym żółtym kwieciem napełniając cudnym wiosennym zapachem każdy pobliski zakamarek… nie było by w tym kwitnieniu nic dziwnego, gdyby nie był to środek stycznia…
taszczę na ramieniu sakwy i tak sobie wspominam, i widzę jak z portu wypływa właśnie prom śródziemnomorski. kanał Giudekki jest na tyle rozległy, że wychodzą nim w morze prawdziwe statki. widziałem to raz z tarasu na dachu w pobliżu Rialto. to było niesamowite. Wenecja nie jest wysoka. prom dalekomorski przewyższa jej najwyższe kamienice o kilka pięter. jeśli taki statek przepływa kanałem Giudekki, wygląda to jak… jakby płynął środkiem miasta…

jestem na miejscu i dupa. nikogo nie ma. zresztą od początku /znaczy od wczorajszego głuchego telefonu/ miałem przeczucie, że mieszkanie na Giudecce zostało opuszczone i nikt z ówczesnej komuny już tu nie mieszka. trudno. trzeba sobie jakoś radzić… tego życzył mi przed drogą Kaligari… ok. nie zawiodę cię doktorku. jak się nie mylę, niedaleko stąd jest supermarket. tam na placyku była fontanna. a tutaj chyba było zakamuflowane przejście. tak. oto ono.